Kolejny rok życia za mną. Moje urodziny minęły wprawdzie już tydzień temu, ale w natłoku codziennych zajęć dopiero teraz znalazłam chwilę, by o tym napisać.
Lata mijają i nieuchronnie zbliżam się do zamknięcia trzeciej dekady życia – ale wciąż nie opuszcza mnie uczucie, że jeszcze wiele przede mną. Wciąż towarzyszy mi ta uskrzydlająca (choć z gruntu nieprawdziwa) myśl, że na wszystko mam czas, że WSZYSTKO ZDĄŻĘ. Wciąż widzę mnóstwo obszarów, w których chciałabym się zrealizować – i bezustannie z tyłu głowy pobrzmiewa mi ta naiwnie idealistyczna wiara, że zdołam.
Z drugiej strony jednak nie opuszcza mnie świadomość, że... zbyt wiele zostało do ogarnięcia. Że co roku wydanych zostaje mnóstwo książek, co roku powstają rewelacyjne filmy, co roku setki zdolnych ludzi realizuje oryginalne rzeczy – i z całą pewnością nie będę w stanie obejrzeć, przeczytać wszystkiego czy uczestniczyć we wszystkim. Prawdopodobnie nie uda mi się zrealizować w pracy tak twórczych zleceń, o jakich bym marzyła – pewnie nawet nie będę miała okazji spróbować. Bez wątpienia nie zdążę napisać wszystkich artykułów o filmie czy literaturze, których tematy chodzą mi po głowie – i które, jak sądzę, mogłyby być fajnym wyzwaniem badawczym. Generalnie przypuszczam, że nie zdołam napisać wielu rzeczy – piosenek, wierszy, scenariuszy... Nie odwiedzę też wszystkich miejsc na świecie, które pragnęłabym zobaczyć – bo spójrzmy prawdzie w oczy, lata mijają, a moja częstotliwość odbywania podróży nie wzrosła jakoś radykalnie ;) Nie nauczę się też tylu języków obcych, ilu bym chciała – skoro wielu dotąd nie poznałam ani trochę. Przypuszczalnie też nigdy nie zamieszkam na krakowskim Kazimierzu.
Mimo to staram się chwytać te codzienne zdarzenia, które – powoli, ale jednak dość konsekwentnie – przybliżają mnie do realizacji niektórych z tych marzeń. Nadal więc snuję te mgliste plany – niezakotwiczone w konkretnym terminie, pozostawione na przyszłość (kto wie, być może gdybym wyznaczała sobie jakieś graniczne daty, udałoby mi się zdziałać więcej?). Nadal natykam się na nowe zjawiska, które chciałabym obejrzeć z bliska, nadal spotykam ludzi, którzy mnie inspirują.
I chyba pozostaje mi tylko oswoić się z myślą, że to JUŻ. Że nie nadejdzie czas, kiedy zacznę realizować te plany z większą intensywnością, kiedy zajmę się wszystkimi swoimi pasjami „tak naprawdę”. Czas pogodzić się z faktem, że nie nastąpi pora, kiedy będę budzić się bez budzika, ospale pić aromatyczną kawę i spędzać przedpołudnia nad Wisłą, czytając książki i opalając nos na słońcu. Że te moje snuje zawsze będą się przeplatały z codziennością. Przynajmniej dopóty, dopóki chcę spłacać mieszkanie ;)
Miniony rok był z pewnością bardzo dobry. Widziałam parę uroczych miejsc, spędziłam sporo radosnych chwil z przyjaciółmi, przeżyłam wiele książkowo-filmowo-koncertowych wzruszeń. Byłam na kilku konferencjach naukowych, wreszcie – dostałam awans w pracy. Udało mi się zdziałać co nieco na gruncie konsumenckim – i ogólnie po raz kolejny potwierdziło się, że warto zajmować się sprawami bra-fitterskimi. A przede wszystkim – najważniejsze na koniec – jestem naprawdę szczęśliwa z R. Żyjąc na osiem kocich łap!
I tylko czekam, kiedy będę mogła oderwać się na chwilę od codzienności i wyjechać na jakiś weekend czy kwietniówkę... Czego życzę i Wam. Do usłyszenia!
P.S. Zastanawiam się, czy nie zainstalować na blogu Blipa tudzież innego cuda do błyskawicznych komunikatów, żeby choć zwięźle informować o wydarzeniach, o których nie nadążam pisać dłuższych notek. Ot, choćby dla podzielenia się odkryciem, że Irina Palm to świetny film albo że Właśnie widziałam nowy odcinek Tygodnika kulturalnego! Na pewno nie archiwalny, bo dotyczył świeżej książki Domasławskiego o Kapuścińskim... Oby nie był ostatni! Czy wreszcie że Mnóstwo teraz w kinie filmów, na które chciałabym się wybrać. The Hurt Locker, Tlen, Różyczka, Agora... Jak myślicie?