wtorek, 30 listopada 2010

Kevin Christ Superstar

Zawsze mi się wydawało, że emisja filmu Kevin sam w domu w święta jest zabiegiem nader irytującym. Że wynika z  oszczędności stacji Polsat, która każdy program i serial powtarza milion razy, że stanowi antenową zapchajdziurę z powodu braku lepszych pomysłów, że dla widzów jest w najlepszym wypadku tłem rodzinnych spędów czy świątecznych porządków.

I OK, rozumiem, że niektórzy lubią przy okazji spotkania przy stole obejrzeć coś wspólnie – ale filmów „pogodnych, lekkich i nastrajających optymistycznie” jest multum – więc zmiana repertuaru tylko wyszłaby na dobre. Mnie osobiście Kevin drażni niemiłosiernie (a w święta należy być miłosiernym), jeśli natknę się nawet na jego zapowiedź – omijam szerokim łukiem, toteż wiadomość o wycofaniu filmu z ramówki tylko mnie ucieszyła.

Domyślałam się wprawdzie, że znajdą się tacy, których zmartwi – ale nie sądziłam, że ta produkcja ma aż tylu zagorzałych obrońców. Oto bowiem okazało się, że Kevin jest narodowym bohaterem. Powstały petycje i grupy na Facebooku (zachwyciła mnie zwłaszcza ta o nazwie Polsat ZABIŁ Święta) postulujące przywrócenie Kevina na antenę – i ostatecznie przyniosły skutek, stacja zmieniła decyzję. No cóż, trudno ;-) Uderzyły mnie jednak komentarze po zapowiedziach ramówki bez Kevina. Oto parę kwiatków:

– swieta do bani jedyne co ze swietami mi sie kojazy to kevin:(:(:(:(
– Ja zaraz umre jak go nie bnedzie (...) Nie odchodz Kevin jestes fajnym i naj najlepszym komediarzem !!!!!!!!!!  
– To jest straszne ! Czy wy sobie wyobrażacie święta bez Kevina ... Koszmar!
– smutnie i nie wyobrażalne po prostu brak słów ...  
– powieszę się lepiej mnie uratujcie to koszmar aż mi łzy ciekną...Protestuję!!!!!!!!!!!CHCĘ KEVINA!
– albo go obejrzę z rodziną na laptopie, albo moje święta będą jednym z najgorszych ;c
– Zrujnowali nam święta ;(  

– Przy dzieleniu się opłatkiem będę wszystkim życzył aby nie powtórzyły się już święta bez Kevina.
– Niee!! Choć rzadko oglądałam, to sama ta świadomość, że nie poleci jest... dziwna.
(stąd)
– Wyjdźmy na ulicę, zastrajkujmy protest, nie płaćmy abonamentu! (stąd; czy abonament obejmuje Polsat?;-)
– zapomniałam ze 2010rok to rok katastrof... (fakt, brak Kevina to drugi Smoleńsk; rzecz stąd)

I tak się zastanawiam... Jestem w stanie zrozumieć przywiązanie do filmu (sama mam parę ulubionych, a gusta są różne), nie podejrzewałam, że masowa widownia zapragnie nagle oglądać w święta Żywot Briana (choć osobiście nie miałabym nic przeciwko temu ;-), znam siłę „nowych świeckich tradycji”, wiem też, że święta się desakralizują (sama z pewnością robię niewiele, by temu przeciwdziałać). Ale żeby jedna trywialna komedia wyznaczała sens wigilijnego wieczoru? Zacytuję jednego z przedmówców – To jest straszne!

Nie spinaj się w pracy

Ponieważ mineła 1 rano, a ja wciąż gryzę się sprawami służbowymi, postanowiłam zamieścić ogólne wezwanie do wszystkich zestresowanych: Zachowajcie spokój, będzie dobrze, za parę dni na pewno zapomnicie o całej aferze, a w ogóle to „The best is yet to come” ;-)
A jako ilustracja apelu o niespinanie – instalacja Mehmeta Ali Uysala. (Nie)ziemska klamerka brała udział w wielu wystawach sztuki współczesnej. 
Życzę miłego wtorku i proszę, trzymajcie za mnie kciuki.
P.S. Właśnie uświadomiłam sobie, że są Andrzejki. Moje wróżby odbyły się już w sobotę – przyszłość ma mi przynieść skrzyżowanie psa yorka z piecem ceramicznym. Jak myślicie, czy to dobry prognostyk? ;-)

czwartek, 25 listopada 2010

Let it snow...

Dla upamiętnienia pierwszych podszeptów zimy (którą lubię, acz witam z żalem, bo nie nacieszyłam się jeszcze jesienią) – ażurowe zegary ścienne. Białe, delikatne i symetryczne – jak płatki śniegu.
Koronkowe zegary dostępne są w sklepie and furthermore – na Etsy pełnym skarbów.

niedziela, 21 listopada 2010

Kino bezdomne

Bardzo lubię kina studyjne. Niedawno z wielkim żalem przyjęłam wiadomość o zamknięciu kolejnej sali w Toruniu (zostało nam już tylko Kino Centrum w CSW), a z niechęcią – wieść o budowie następnego multipleksu. 
Dlatego ucieszyła mnie inicjatywa, o której powiedział mi Arek (dzięki!), mająca na celu zwrócenie uwagi na upadek kin studyjnych w regionie. Organizatorzy rozważali przeprowadzenie projekcji w salach, które od lat stoją zamknięte (m.in. w Orle i Naszym Kinie) albo w miejscach, gdzie po prostu uda się zaaranżować scenerię seansu (nawet nietypowych – jak parki czy bramy). Ostatecznie padło na stary browar – opustoszały budynek, który podobno wkrótce ma zostać zamieniony na hotel. Inicjatywie nadano nazwę Kino bezdomne.
Zdjęcie z wikimapii
Miejsce, moim zdaniem, wybrano świetne, a i repertuar okazał się ciekawy – na warsztat wzięto filmy Jeana Luca Godarda. Organizacją zajął się Instytut B61 – toruńska grupa artystyczna, która ma na koncie wiele twórczych akcji. Cenię ją – a i stary browar mnie zaintrygował – więc cieszyłam się na ten wieczór.
Niestety, skończyło się na dobrym pomyśle i zgrabnym plakacie. Seans polegał na wyświetleniu dość słabej kopii Kobieta jest kobietą na prowizorycznym ekranie (fałdy tkaniny deformowały obraz), w przenikliwym zimnie (trzęsłam się cały czas, mimo kurtki i czapki). Nie wykorzystano też w ogóle potencjału miejsca – do hali, w której odbywał się seans, szliśmy w kompletnych ciemnościach, wśród kawałków gruzu i żelastwa – świecąc komórkami, żeby cokolwiek zobaczyć. Po co więc było zachęcać:
Przegląd filmów Jean Luc'a Godarda pod patronatem Instytutu B61 to ostatnia okazją, że zobaczyć Stary Browar zanim zamieni się w nowoczesny hotel. Liczba biletów na seanse ze względu na specyfikę miejsca i chęć zachowania elitarności pokazów jest ściśle ograniczona.(GW)
W swojej naiwności naprawdę liczyłam, że uda mi się coś „zobaczyć” :-) Najwyraźniej jednak zwyciężyła elitarność braku świateł...
Plakat ze strony Instytutu B61
To przykre, ale mam wrażenie, że ten seans potwierdził najgorsze stereotypy dotyczące kin studyjnych – opóźnienia seansów, problemy z dźwiękiem, chłód i słabe kopie. Jeśli miało być to zwykłe „kino pod chmurką”, tyle, że jesienne, to OK, spartańskie warunki nikogo nie dziwią; zdarzyło mi się już oglądać filmy na trawnikach czy na molo w Darłowie. Skoro jednak chodziło o zwrócenie uwagi na szerszy problem, to naprawdę można było to lepiej zorganizować. Żałuję, bo temat jest mi bliski – ale samo zaakcentowanie „brakuje kin studyjnych, więc kino jest bezdomne” to płytkie spostrzeżenie. Fajnie byłoby połączyć seans z jakąś dyskusją – z właścicielami ostatniego kina, przedstawicielami instytucji kultury albo z filmoznawcami (jest ich paru na toruńskim uniwersytecie). Albo przynajmniej – z ciekawym artykułem na ten temat, reportażem o dawnych kinach Bydgoszczy i Torunia.  
Tymczasem zaangażowanie się w problem kin studyjnych polegało na tym, że dwóch chłopaków  z B61 stanęło przed widzami i obwieściło, że zaraz odbędzie się seans związany z upadkiem kin w regionie. Hmm... 
Jestem zawiedziona, bo liczyłam na naprawdę ciekawe wydarzenie – a w tej chwili trudno mi powiedzieć, do kogo w ogóle było adresowane. Powiem inaczej – czułam się tak, jakbym znalazła się w przypadkowym miejscu tylko po to, by swoją obecnością przypieczętować punkt w portfolio grupy artystycznej ;-)
Po powrocie do domu R. i ja usiedliśmy na kanapie, zakopaliśmy się pod kocem i obejrzeliśmy film. I mam wrażenie, że nasz seans był bliższy idei kin studyjnych, niż artystyczna akcja. Ot, prosta projekcja – bez luksusów, ale i bez wielkiej filozofii – pozwalająca zwyczajnie cieszyć się kinem.

piątek, 19 listopada 2010

Mam marzenie

Marzenie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Przybyło w postaci skromnego ogłoszenia, które rozbłysnęło nagle na moim monitorze. 
Początkowo tylko omiotłam je wzrokiem (i ogłoszenie, i marzenie ;-), ale raptem okazało się, że komunikat zawiera bardzo dużo informacji, które mnie interesują... Wszystko zaczęło się klarować – i BACH, dostałam marzeniem jak obuchem w głowę! 
Teraz więc chodzę z nim, starając się nie zgubić, ale jednocześnie nie pozwalając na razie się rozpanoszyć. I myślę, i ważę, i kombinuję, czy wystarczy mi pieniędzy, zapału, a przede wszystkim (po stokroć, do potęgi piątej i wężykiem ;-) czasu.
Z utęsknieniem czekam więc do weekendu. Wtedy się wyśpię (mam nadzieję), uspokoję i kto wie, może skołatane myśli ułożą mi się w jedną całość? ;-) Inspirującego weekendu!
Ilustracja: podkładka filcowa z Etsy (tu o autorce)

poniedziałek, 15 listopada 2010

Gościnnie w Kieszeniach: blogerka Figa

Feloł, 
ewenement dziś zajenty, więc ja rządzę na kfaterze. Prawdę mówiąc jusz mam spory udział w Kieszeniah – przy każdej notce malowniczo przewalam się pszez klawiaturę.
 

Dzisiejszy dzień minoł znośnie. Fajnie, że śfieciło słońce (czy muszę dodawać, że nie ćerpie pogody pod psem?). Rano zjadłam śniadanie i natychmiast rószyłam się opalać. Miejscufkę miałam akuratną – nasłoneczniony karton. A wyglądałam przy tym jak kotka na goroncym blaszanym dachu (zawsze dobrze wżucić jakieś nawiązanie do kina lub ksionżek – człowiek prezentóje się inteligętniej).
Po drzemce na słońcu (strzaskałam sobie uszy) wybrałam się na drógie śniadanie. Potem bawiłam się z Rebortem (zupełnie nie czaję, co go tak cieszy w rzócaniu papierkiem, ale niech ma – biegam z nim te 10 minót dziennie).

Nastempną godzinę spędziłam gapiąc się na gwóźdź w sypialni. Możecie mi nie wierzyć, ale ja po prostu WIEM, że on się kiedyś zamieni w muchę!

Z domu dziś się nie ruszałam,
ze mnie raczej lew salonowy. Zresztą, nie lubię łazić po mieście w Toróniu – wszędzie te kocie łby. Ostatnio tesz słabo dogaduję się z innymi kotami... Może  jestem zbyt wymagajonca na dzisiejsze standardy? Tak, pewnie tu jest pies pogrzebany (hehe).

Po tszecim śniadaniu zgłodniałam, więc przystompiłam od razu do czfartego. Następnie zapuściłam żurawia na listę prezentów, które ewenement tu wygrzebał. Bendę szczera, jest słabo. Podoba mi się tylko mortadela.

Czas kończyć – pora obiadu, czyli będę AFK. Przyznaję, miałam tremę przed tym wystempem. Fkońcu do tej pory mało pisałam – ot, czasem skrobnełam coś na rękach R. Ale pierfsze koty za płoty!

No to cium!
Figa
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Nota biograficzna autorki
Figa ma 3 lata, pochodzi z Poznania. Do Torunia trafiła za pośrednictwem fundacji Agapeanimali (zachęcamy do jej wspierania!). Do Kieszeni przywiodły ją zainteresowania filmowe – Figa wyczynowo rzuca się na wysuwaną szufladę odtwarzacza DVD. [Radzimy nie testować tego na swoim kocie – a raczej odtwarzaczu.] Energiczna i ciekawa świata. Wkłada wiele serca w poznawanie polskiej kultury – zwłaszcza kulinarnej. Jej ulubione postaci literackie to Filifionki (z  Doliny Muminków), które każde słowo zaczynały od litery f. Figa twierdzi, że to ona dostarczyła inspiracji pisarce – wspaniałomyślnie nie zważa przy tym na chronologię. Niedawno asystowała przy realizacji projektu „Telefon” (swoją bezkompromisową opinię wyraziła, zżerając pół kredki). Wielokrotna uczestniczka konkursów piękności – startuje pod hasłem: Nieważna rasa – liczy się masa!

Dzielnie po niedzieli

Dla tych, którzy – podobnie, jak niżej podpisana – co tydzień zmagają się z tym samym obezwładniającym szokiem, że oto znów nadszedł poniedziałek, przygotowałam garść uskrzydlających haseł. Motywacja została ujęta w ramy talentu evyjuliet, artystki z Montrealu.
Projekty urzekają liternictwem (a jakże ;-), prostotą (ta biel i czerń!) oraz wdziękiem stylu vintage. Nie zachęcam do kupowania* – proszę uważnie przeczytać i się zastosować.

Czyli: weźcie głęboki oddech i uwierzcie – the best is yet to come. Konkretnie, nadejdzie w piątek po południu ;-)
* lepiej zrobić samemu ;-)

sobota, 13 listopada 2010

Kieszenie wychodzą ze skóry!

...a właściwie – zmieniają skórkę na nową ;-) Do tej pory było chłodno i minimalistycznie, teraz jest barwnie i bałaganiarsko. 
 Pierwotne logo – skandynawskie emocje ;-)
Kto wie, może z nadejściem wiosny wróci wersja stonowana. Póki co, gdy za oknem brakuje kolorów, serwuję sobie kolory przynajmniej w oknie przeglądarki ;-) Do usłyszenia!

środa, 10 listopada 2010

Klikalny biust i kocyk denata - prezenty z Kieszeni

Oczywiście, że prezent gwiazdkowy powinien być dopasowany indywidualnie do obdarowanego. Jeśli jednak nie mamy absolutnie żadnego pomysłu na upominek dla dziewczyny, taty czy przyjaciela – nie sięgajmy zaraz do list bestsellerów czy świątecznych składanek płytowych. Oto kilka podpowiedzi, które pozwolą ukryć pod choinką prezenty ciekawe, dość niebanalne (czytaj: zagrożenie, że obdarowany otrzyma od św. Mikołaja ten sam przedmiot w kilku egzemplarzach, jest niewielkie ;-). Rzecz jasna, jest to lista wysoce subiektywna – de gustibus non autobus itd. ;-)

Pierwszy odcinek kieszeniowych prezentów przebiega pod hasłem: przedmioty użytkowe. Wprawdzie nie jestem zwolenniczką wręczania bliskim chochli czy czajników, ale uważam, że pogląd Prezent nie powinien być praktyczny zrobił krzywdę wielu wnętrzom ;-) Piękny a przy tym funkcjonalny przedmiot jest – moim zdaniem – znacznie lepszym pomysłem niż porcelanowe figurki, grafiki ścienne czy dekoracje, co do których przeznaczenia ma wątpliwości nawet ekspedientka w sklepie. 


Sięgnijmy więc po przedmioty, których nasi przyjaciele używają często, a które znaleźliśmy w oryginalnej formie – np. zabawne foremki do lodu.
Na jaką literę jest Twój drink? Sklep designerski, 64 zł
Tradycyjnie: szczęka w szklance. Idealny prezent dla dzieci. Ministerstwo Gadżetów, 32 zł
Szczęki w nieco innym wydaniu. Pixmania, 37 zł

Dla przyjaciela, który dopiero urządza swoje mieszkanie, idealnym prezentem będzie  pralka – zwłaszcza, jeśli okaże się taka pojemna ;-) Koledze-pracoholikowi przyda się niebieska zabawka antystresowa – błyskawiczny sposób na przywrócenie wigoru!

Z myślą o przyszłorocznym urlopie podarujmy zaprzyjaźnionej parze plażowy ręcznik do wygibasów. Natomiast adeptów sztuki kulinarnej zainteresuje nowy model wałka – prezent na pozór nie-winny...
Upominek dla osób o wytrawnym guście, designerski, 99 zł

W kategorii podarunków użytkowych nie sposób nie wspomnieć o akcesoriach do komputera. Bo oczywiście, każdy z nas ma mysz czy pendrive'a, ale czy wszystkie są równie apetyczne? Obok kształtnych pań z klikalnym biustem, znajdzie się wyraziste chilli, soczysta truskawka czy nośnik złotych myśli. Wśród pendrive'ów uwagę zwracają owocowe wzory – do nabycia np. na Allegro. Teraz okrzyk: Zeżarło mi pamięć! nabierze innego znaczenia ;-)
Szukałam wśród podkładek pod mysz, ale natknęłam się tylko na rozjechane przez samochód żaby i ptaszki – mnie nie przekonują, ale kto wie, może piratom drogowym skradną serce? ;-)

Czas na prezenty markowe. Kolekcjonerzy znanych brandów z pewnością docenią takie puzzle:
 Puzzle z logo, designerski, 99 zł

Jako osoba, która uwielbia pisać, wyznaję pogląd, że notes czy ciekawe przybory do pisania są zawsze dobrym pomysłem na prezent. Warto jednak zadbać, by urzekły nie tylko maniaków notowania – designerski urok mają na przykład wąsate ołówki:
Dali czy Poirot?, designerski, 25 zł

Wiele ciekawie zaprojektowanych notesów znajdziecie choćby w Empiku – np. złocisty, koci, książkowy lub ornamentalny. Widziałam je na żywo – wyglądają znacznie lepiej :-)
Biegnijmy dalej z poszukiwaniami. Kawoszom spodobają się podstawki pod filiżanki (nie ingerują nadmiernie w styl wnętrza, a cieszą oczy), np. znane w Kieszeniach retro dyskietki Pink Pug lub formy inspirowane ludową wycinanką. 
 Podkładki filcowe z Folkhome – dostępne również okrągłe,18-22 zł/ szt.
Optymistycznie nastrajają też owocowe krążki Sagaform (np. zielone lub pomarańczowe). Jednak dla tych, którzy ponad gorące napoje przedkładają orzeźwiające drinki, lepszą propozycją  będą oryginalne szklanki, np. z matrioszką (jak wiadomo, lubimy ten motyw :-)
Wańka-szklanka? Glamstore, 90 zł
Wdzięku nie sposób odmówić też soczystym szklankom Sagaform (dostępne są też mniejsze) albo naczyniom z motywem Marimekko (jak być może pamiętacie, Kieszenie lubią Marimekko :-) Inne gusta zadowolą – inspirowane ludową tradycją – łowickie kubeczki. Uwaga: drogie – moda na folklor wyraźnie oswaja sztukę ludową, ale też winduje ceny ;-)

Dla tych, którzy wolą pić z gładkich naczyń – zabawne oznaczenia do szklanek – mocowane na przyssawkach. Praktyczny pomysł, jak rozwiązać problem mylenia drinków na przyjęciach.
Nie zgub drinka! Czerwona Maszyna, 19 zł

Pozostając w temacie napojów – diabelnie kolorowe otwieracze do butelek:
Zębaty otwieracz Diabolix, Czerwona Maszyna, 51 zł

Czas na kulinaria. Smakoszom polecam fantazyjne koszulki!
Mortadela i ogórki ze sklepu Pantuniestał, 59 zł

Natomiast dla wielbicieli zakupów trafionym upominkiem będą torby ekologiczne. Składane do niewielkiej postaci – w sam raz jako dodatek do prezentu!
Połącz kropki! Woman in Red, 26 zł
 Piejo kury, piejo... Pakamera, użytkownik milimetr, 29 zł

Do wyboru, do koloru. Fantastic, 26 zł

Oldschoolowa torba z nieskrywanym przeznaczeniem. Pantuniestał, 26 zł
Kaseta magnetofonowa może być całkiem pojemna. Plasticfantastic, 39 zł

A dla tych, którzy nie mają nic do ukrycia – torba jawnie prześwietlona.

Na zakończenie parę prezentów niezrzeszonych. Wielbiciele historii kryminalnych z radością przyjmą polarowy kocyk – ogrzeje nie tylko denata :-)  Dla niepokornych, którzy Sens życia wg Monty Pythona już mają w swojej filmotece – a teraz szukamy dla nich jakiegoś kosmetycznego drobiazgu – idealne będzie to mydełko:
Mydło do umywania rąk, designerski, 29 zł
Pozostając w temacie higieny, rozważmy radio do kąpieli w wannie. W sam raz, żeby nucić przy nim Beatlesów! Natomiast dla tych, którzy szukają zajęcia w biurze – praktyczne karteczki.
Karteczki samoprzylepne origami, toys4boys, 19 zł

Mam nadzieję, że podpowiedzi z Kieszeni zainspirują Was do gwiazdkowych poszukiwań :-) Powodzenia!

wtorek, 9 listopada 2010

Dwie setki dla zdrowia

Wielkimi krokami zbliża się dwusetna notka w Kieszeniach. Z tej okazji – podobnie, jak przy pierwszej setce – postanowiłam przytoczyć wyrażenia, poprzez które internauci trafiają na tego bloga. Pominę rzeczowe i przemyślane frazy typu Majgull Axelsson recenzja czy Marianne van ooij prace (choć takie wejścia na co dzień najbardziej mnie cieszą), a przedstawię słowa, które zagubionych poszukiwaczy wywiodły w pole... ;-)
Oto więc obiekty pożądania internetowych wędrowców!
recenzja Emmanuelle
– rysunki boki zrywać
imie Zenia dla chłopca
– raczkowski ocean psiej kupy
(?!)– jak szyć groteskowy strój (co linkuje u mnie do notki o Borysie Szycu – szyć/ szyc ;-)
grzyby z lidla
– cielę z dwiema głowami naraz
dwa ruchanka (najpierw osłupiałam, ale potem dotarło do mnie, którędy ta fraza prowadzi do Kieszeni... kto pamięta? ;-)
drużyna kartoflarzy
maszynistka strój karnawał
trzeba kręcić monitorem (to chyba od tego ;-)
apetyt na kosmate myśli
śledzie bez woody (proszę ;-)
co znaczy distribution areas (Larsson się kłania ;-)
– 52 lata a zanurza mankiety w zupie

– kieszenie na zimę
– żona lubi stare filmy co robić
(pytanie chyba do R. ;-)
lampa pasiak oświęcimski (domyślam się, że czytelnik trafił u mnie na tę notkę, ale jego fraza wciąż mnie zatrważa...)
Na zakończenie mój faworyt w kategorii kina: 
– przypadek harolda pricka – recenzja
A Wam które się najbardziej podobają? :-) Do usłyszenia przy trzysetce!
Którędy przychodzą do mnie wielbiciele Harolda Pricka? ;-)
Ilustracja: ceramiczny kalosz, stojak na parasole.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Zamaszysty Tomaszewski

Wiadomość o otwarciu w Sopocie retrospektywy Henryka Tomaszewskiego (1914-2005), świetnego polskiego plakacisty, skłoniła mnie do przypomnienia sobie jego prac. Lubię fantazję Tomaszewskiego, jego pozorną niedbałość, zamaszyste, nieregularne linie i mocne plamy koloru. A nade wszystko – zuchwałe wariacje na temat liternictwa (najbardziej znanym spośród plakatów „typograficznych" Tomaszewskiego jest, zdaje się, Żeby Polska była Polską).
Bez wątpienia niektóre z prac artysty nie przetrwały próby czasu (zainteresowanym polecam przejrzenie tej galerii) – parę z nich można postrzegać głównie jako przykład reklamy sprzed dekad czy dawnej stylistyki afiszów filmowych. Ale spora część niezmiennie urzeka – poniższe przykłady z przyjemnością powiesiłabym u siebie w domu. Oczywiście zaraz po tym, jak wygospodaruje wolną ścianę na instalację z kredek ;-)
Prace artysty – nie tylko plakaty, ale i ilustracje do książek, projekty okładek i fotografie – można oglądać na wystawie Henryk Tomaszewski – legenda polskiego plakatu. Dzieło i postać, w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie od 29 października 2010 do 16 stycznia 2011. Zazdroszczę tym, którzy się wybiorą – nie tylko wystawy, ale i spacerów po Sopocie ;-)

niedziela, 7 listopada 2010

Największy

...czyli Raczkowski na poniedziałek ;-) Miłego tygodnia!

czwartek, 4 listopada 2010

Gołym okiem

Błyskotliwa reklama brazylijskiej kliniki okulistycznej. Prawda, że przemawia do wyobraźni? Ja natychmiast założyłam okulary! ;-)
(nie, obrazka nie da się powiększyć ;-)

Projekt wyszperany na blogu Sex in Ads. Znajdziecie tam sporo przykładów reklam inspirowanych seksem – niestety, same notki mogłyby być ciekawsze.
- - - - - - 
Suplement z 5 listopada:

Pozostając w temacie branży okulistycznej, prezentuję kolejne znalezisko – oryginalny szyld zakładu optycznego. Cóż... Na oko fajny ;-)