piątek, 30 września 2011

Ki...diabeł?

Powiedzcie mi, czy słowo kibol weszło już do oficjalnego języka? Coraz częściej w nagłówkach artykułów czy zajawkach reportaży widzę sformułowania: Premier spotkał się z kibolami albo Negocjacje z kibolami pod kancelarią.

I zastanawiam się – czy powstała jakaś niepisana zasada, że kibol nie jest już kolokwializmem (w słowniku PWN figuruje wciąż jako wyraz pospolity)? Pamiętam określenie pseudokibic, ale dawno już nie słyszałam
go w mediach – natomiast kibole anonsują się zewsząd – z prasy, radia, telewizji...

Jak oceniacie taki nawyk językowy? Dla mnie Premier rozmawiał z kibolami brzmi wciąż równie abstrakcyjnie, jak: Minister Pracy wsparła zapomogą żula albo Oficjalny cykl spotkań prezydenta z menelami. Brr :-)

Jako wisienka na torcie kibolskiego tematu – klasyk Marka Raczkowskiego:


A na zakończenie – już w oderwaniu od wątków lingwistycznych – zachęta do cieszenia się słońcem (weekend ma być piękny!), wyrażona zdjęciem Erin Heatherton. Cudownie piegowata, prawda?
Zdjęcie wyszperane na womanopole

P.S. Ja tu zachwycam się dziewczynami, a tymczasem – najlepsze życzenia dla chłopców! Nie tylko piegowatych :-)

czwartek, 29 września 2011

Billboard, billbald

Wśród moich bliskich jest osoba, która zajmuje się zawodowo produktami do pielęgnacji włosów – ta reklama powinna ją zainteresować! ;-) Pomysłowo i zadziornie, a przy tym bardzo klarownie, przekazany komunikat.
Reklama wyszperana na Ads of the world.

Trendy w (ko)modzie

Najmodniejsze desenie zawładnęły światem mebli! Wyobraźcie sobie – budzicie się pewnego dnia, a po swojskiej komodzie paradują kropki, krawędzie mebla giną pod pepitką albo... pionowe pasy nie pozwalają otworzyć szuflad!

W ten sposób wyobraźnię pobudza marka Seletti :-) Oprócz prezentowanych modeli, znajdziecie na jej stronie stoły, krzesła czy gabloty w oryginalne wzory. Gotowego egzemplarza bym nie kupiła, ale odświeżyć w ten sposób starą komodę
dlaczego nie? :-) Zwracam uwagę na staranność Seletti w doborze odcieni uchwytów. Inspirujące!

Jazda na dywan!

Często pokazuję w Kieszeniach inspirujące prace ilustratorów czy projektantów. Szczególnie lubię pisać o artystach z Polski – wtedy promuję ich nie tylko z podziwem, ale i z narodową dumą, a jednocześnie łatwiej mi wyszukać punkt sprzedaży danego obiektu.

Dziś na tapecie pomysł Joanny Rusin i Agnieszki Czop – absolwentek łódzkiej ASP. Jest to dywan z ruchomymi elementami w postaci kolorowych samochodów – idealny do pokoju dziecięcego! (Tym samym, z myślą o Agatce, kontynuuję cykl kieszonkowy, czyli tematy dziecięce w Kieszeniach).
Osobom, które dywan zachwycił bez reszty, podsuwam informację o jego cenie: 4350 zł (jak widać, cena dla tych, którym _naprawdę_ reszty nie trzeba ;-) A produkt do nabycia m.in. w tym sklepie. Ja pozostanę przy samochodach jako dekoracji bloga, ale poczynania duetu Rusin-Czop z pewnością będę obserwować.

P.S. Niespodzianka – Joanna Rusin wykreowała również filcowe podkładki, które – nieświadoma ich autorstwa – prezentowałam w Prezentach z Kieszeni. Jaki ten świat designu mały...

środa, 28 września 2011

Wind of change

Za mną kilka dni intensywnych przemyśleń, bilansów i alternatywnych scenariuszy. Ich rezultatem jest decyzja, która znacząco zmienia moje codzienne życie. Prawdopodobnie – najbardziej rewolucyjna od początku mojej tzw. kariery.

I dziś uczucia mam... ambiwalentne. Z jednej strony jestem pełna obaw, bo nowa sytuacja (która nastanie prawdopodobnie z początkiem 2012 roku) będzie się wiązała – wiem to już teraz – z niemałymi wyrzeczeniami. Powody zmian są również częściowo negatywne.

Z drugiej strony – jestem podekscytowana samą perspektywą nowości, czuję ciekawość i... dumę z powodu niezależnie podjętej decyzji.

Słowem – w mojej głowie szaleją strach, ogólne wyczerpanie, satysfakcja z podjęcia ryzyka, niepewność i nowe, kiełkujące myśli... Jak na obrazku ;-)

Trzymajcie za mnie kciuki, proszę. I zaglądajcie do Kieszeni – będą mi towarzyszyć w trakcie zmian. Tymczasem zajadam się kanapką z twarogiem, czosnkiem i surowym kabaczkiem (tak, tak – polecam, pyszna; choć hurtowa ilość czosnku przeszkadza w całowaniu ;-), rozmasowuję ramiona obolałe po jodze (joga, jak zwykle, niezawodnie pomogła uporządkować myśli) i snuję mgliste plany... A na zakończenie – wznoszę toast za tych, którzy próbują świadomie kształtować swoją przyszłość! :-) Do usłyszenia.
 Zdjęcie pochodzi stąd. Kto by pomyślał, że to fotografia mody? ;-)
Charlotte Free dla marki Urban Outfitters.

P.S. Na wszelki wypadek uściślę – zmiany w moim życiu nie wiążą się z wygraną milionów w Lotto ;-)

piątek, 23 września 2011

It's Friday I'm in love

W ciągu ostatniego tygodnia bardzo mało spałam – a dzisiejsza, trwająca dla mnie 4 godziny, noc dopełniła dzieła (znacie to? nocą wszystkie drobne lęki i obawy urastają do rozmiarów światowego dramatu...). Dlatego bardzo się cieszę z nadchodzącego weekendu – i już zacieram ręce na myśl o sobotnich i niedzielnych rozrywkach: snach...
Dla nieznających skrótu – wyjaśnienie :-)

Życzę Wam, byście szybko prześlizgnęli się przez dzisiejszy dzień pracy i płynnie wkroczyli w weekend :-) A dla inspiracji – kwiatowe eksplozje fotografa Qi Wei. Ot, wiosenny akcent na przekór zaczynającej się dziś jesieni! ;-)


(Eksplodujący słonecznik ze specjalną dedykacją dla besame, choć nie wiem, czy nie zostanie uznany za bluźnierstwo ;-)

Więcej wybuchowych zdjęć znajdziecie tutaj.
Do usłyszenia!

środa, 21 września 2011

Prasówka ewenementa

Zaszalałam i kupiłam sobie trzy śliczne, pachnące drukiem, gazety! Nie sięgam po nie z  wielką regularnością, ale wciąż pozostaję fanką prasy szeleszczącej, nie tylko – internetowej, więc od czasu do czasu muszę sprawić sobie taką przyjemność.

A przy okazji – dzielę się z Wami swoimi prasowymi zamiłowaniami!
Trzy tytuły ze zdjęcia obrazują trzy kręgi moich zainteresowań w kiosku :-)

1. Książki. Świeży kwartalnik – na zdjęciu dopiero jego drugi numer. Wciągający i treściwy – co drugą stronę natykam się na powieść, którą koniecznie chciałabym przeczytać. Mam nadzieję, że magazyn utrzyma się na rynku – zachęcam do nabywania!

Zastępstwo wobec Książek pełni czasem Bluszcz (miesięcznik; mniej recenzencki, a bardziej beletrystyczny) albo – przy apetycie na film – Kino. Nie mylić z Filmem.
Cele zakupu: hobbystyczny i ambicjonalny.

2. Sens. Miesięcznik psychologiczny, o którym wspominałam przy odkurzanych romansach. Skarbnica informacji o zawiłościach relacji międzyludzkich, walce ze stresem, rozwoju osobistym, niezależności od oczekiwań ludzi i świata etc. Ciekawe i skłaniające do refleksji teksty, do tego nierzadko – służące konkretnymi poradami.

Cele zakupu: terapeutyczny i humanistyczny (ciekawość świata).

3. Dom z pomysłem. Mam słabość do magazynów wnętrzarskich – lubię oglądać fantazyjnie zaaranżowane poddasza, przestronne lofty, niebanalne kawalerki... To dla mnie patent na błyskawiczny relaks. Nie znoszę jednak wydawać na te czasopisma dużych sum – jeśli mam zapłacić 10 czy 20 zł za pięknie ilustrowany miesięcznik, natychmiast dochodzę do wniosku, że za tę kwotę kupiłabym jakiś przedmiot do wnętrza ;-) Dlatego zwykle wybór pada na Dom z pomysłem lub M jak mieszkanie ;-)


Dom...
lubię z dwóch powodów
. Po pierwsze, zawiera ciekawe pomysły na własnoręcznie wykonywane meble, akcesoria i dekoracje (przyjemny nurt DIY). Po drugie, ilustruje zakres działań marketingowych, który interesuje mnie na co dzień w pracy: custom publishing. Dziedzina ta obejmuje wydawnictwa „dopasowane" (custom), skrojone na zamówienie – dedykowane określonej marce czy usłudze. Mieszczą się tu np. magazyny wewnętrzne firm (wydawane dla pracowników), czasopisma poradnikowe, którym patronuje konkretna sieć supermarketów itp. Uwaga: nie chodzi o makulaturowe gazetki z promocjami cenowymi – custom publishing zawiera treść.

Dom z pomysłem
to przykład zgrabnego wydawnictwa tego typu – prezentuje inspirujące artykuły, ciekawe zdjęcia, a jednocześnie – promuje markę (tu: sieć Leroy Merlin).

Cele zakupu: rozrywkowy, karmiący oczy; zawodowy.

Poza trzema głównymi nurtami, zdarza mi się kupić Politykę lub Przekrój (ten rzadziej, gdyż żywię focha za ograniczenie wersji analogowej pisma na rzecz internetowej – obecny tygodnik to ledwie broszurka!). Mam tam swoich ulubionych autorów, zaprzyjaźnione rubryki i podczas wakacji czy w poczekalni chętnie do nich zaglądam. Ostatnio coraz częściej sięgam też po Duży Format w czwartkowej GW.

Prawie nigdy nie kupuję natomiast tzw. prasy kobiecej (z wyjątkiem Wysokich Obcasów). Miesięczniki o modzie czy urodzie zdarza mi się oglądać, gdy jestem u mamy – na półkach sklepowych są dla mnie przezroczyste. Pewnie dlatego, że funkcję odprężającą pełnią u mnie magazyny mieszkaniowe.

A Wy, czytujecie jeszcze prasę papierową? Jakie dzienniki, tygodniki, miesięczniki budzą Wasze zainteresowanie?

Crayons krojone

No dobra. Zaczynam naprawdę sądzić, że kredki w designie to jakiś mocny trend – częstotliwość znajdowania biżuterii czy dekoracji wnętrz, wykonanych z kolorowych ołówków, zaskakuje mnie coraz bardziej. Dziś kolejny przykład ozdób z kredek – prace autorstwa Iris Tsante. Zabawne i urozmaicone – bo wykorzystują różne cięcia i różne odcinki kredki ;-)
Ten biały naszyjnik to, jak mniemam, kolia ślubna? ;-) Tymczasem najbardziej podobają mi się bransoletki (przedostatnie zdjęcie). A Wam?

P.S. Wpis dedykuję maith, która natchnęła mnie dziś do kredkowych poszukiwań ;-)

wtorek, 20 września 2011

Pedro i my

Aaaach, przyjemnie po wieczorze spędzonym w damskim gronie, usiąść w fotelu w towarzystwie dwóch kolejnych dziewczyn (tym razem futrzastych) i odpłynąć myślami daleko...

Za mną obiad z koleżankami z pracy, spacer po starówce i (dość niespodziewany) seans Skóry, w której żyję. W końcu w jakim towarzystwie najlepiej obejrzeć Almodovara, jeśli nie w gronie kobiet na skraju załamania nerwowego? ;-) A serio, to było przemiło – dziękuję Wam!
 
A co zapamiętam z samego filmu? Powracającą myśl: No tak... Któż inny zrealizowałby TAKI scenariusz, jeśli nie Almodovar? ;-), parę przejmujących scen, wizję obsesji Antonio Banderasa i absolutnie_obezwładniającą_urodę głównej bohaterki*. Bardzo lubię od czasu do czasu sięgnąć po kino Almodovara (wspominałam już), ale nie jest to twórca, którego filmy angażują mnie bez reszty – zwykle oglądam je z pewnym dystansem i, niekiedy, rozkojarzeniem. Skórę, w której żyję śledziłam z przyjemnością... ale moim faworytem pozostaje niezmiennie Wszystko o mojej matce.

Jak zwykle – tym razem jeszcze bardziej stanowczo – odradzam czytanie jakichkolwiek opisów filmu czy streszczeń. Wybierzcie się do kina i wysłuchajcie tej opowieści bez uprzedzeń i przewidywań, w takiej kolejności i takich dawkach informacji, jakie przygotował ekscentryczny reżyser.

- - - -
- - - - - - - -  
* No dobra, pomysłowy odkurzacz też zapamiętam ;-)

Tara, ale jara

Cedzak w kształcie ryby, tarka o kobiecych kształtach czy szczotka z irokezem? Takie akcesoria kuchenne znajdziecie w studiu Christophera Raia. Warto przyjrzeć im się bliżej!


Któż nie chciałby zatrudnić małpiego obieraka do ziemniaków albo rekina do butelek? ;-) Wielbiciele gadżetów i miłośnicy przedmiotów użytkowych w nietypowej formie z pewnością docenią te pomysły. A także ci, którzy – jak niżej podpisana – lubią sobie wyobrażać, że kiedy opuszczają jakieś pomieszczenie, przedmioty w nim ożywają... ;-)

Na deser jeszcze – ośmiornica i przyjaciele!

Więcej prac sygnowanych przez Raia znajdziecie na stronie projektanta, a gadżety wyszperałam za pośrednictwem bloga 1designperday.

poniedziałek, 19 września 2011

Ancymony

Lubię markę Refre – od paru lat zaglądam na jej stronę (niedawno – odświeżoną), by podziwiać stare meble w nowych, oryginalnych wcieleniach. Staranne czyszczenie, opalenizna z nowej bejcy, barwna tapicerka... i powstają charakterne fotele czy krzesła! Nie mam jeszcze żadnego z nich, ale myślę, że to tylko kwestia czasu ;-)
 (więcej realizacji na stronie Refre w dziale wnętrzności)

Ostatnio jednak moją uwagę – zamiast
bajecznie kolorowych deseni czy rozłożystych foteli – przykuwają proste stoliki kawowe... Ancymony! Czy muszę dodawać, że zachwyciły mnie typograficzną formą?


Napisałam stoliki kawowe, ale Ancymony to figlarze, dlatego mogą wcielać się w różne role – drabinek, miniregałów czy gazetników! Oczywiście w firmowych aranżacjach zyskują dodatkowy wdzięk dzięki zabawnym retro gadżetom – ale i bez nich prezentują się smakowicie.

Więcej o pomyśle Ancymonów, czyli tych najbardziej literniczych z mebli i najbardziej meblowych z liter, możecie przeczytać na stronie ancymon.eu. A każdy ze stolików (w różnych odcieniach i z różnym wykończeniem – od sklejki brzozowej po lakierowany mdf) możecie kupić za 749 zł w warszawskim sklepie reset. No cóż, Ancymony się cenią... Ale i patrząc na nie, trudno odmówić im błyskotliwości i figlarnego wdzięku ;-)

Na zakończenie jeszcze Ancymon we wnętrzu oraz ancymonowe trio!

P.S. Refre pochodzi z Warszawy, ale wielbicielom odrestaurowanych mebli polecam też krakowską galerię Miejsce. Strona nie jest zbyt wygodna w obsłudze, ale warto przewinąć długi dział portfolio, by nacieszyć oczy zdjęciami niepowtarzalnych mebli czy akcesoriów :-)

Marzenie o drzemce

O czym innym marzy się w poniedziałkowy poranek, zwłaszcza tak pochmurny? O teleportacji do letniej altanki, o wsłuchiwaniu w śpiew ptaków i błogiej drzemce na takim łóżku... aż do wtorku! ;-)
Więcej aranżacji, na widok których chce się natychmiast nabyć domek za miastem (albo przynajmniej zagospodarować wnękę w miejskim mieszkaniu) i drzemać, drzemać, drzemać... znajdziecie tutaj! A na koniec, z całym okrucieństwem dla siebie i dla Was – miłego poniedziałku! ;-)

niedziela, 18 września 2011

Siedemnastego 7

Z powodu awarii internetu, z opóźnieniem – kolejny odcinek cyklu 13 kroków! Mam nadzieję, że nie zauważyliście braku, bo byliście zajęci spędzaniem słonecznego weekendu na dworze! :-)

P.S. Dacie wiarę, że to już siódmy krok? Już bliżej niż dalej... ;-)

środa, 14 września 2011

Inspiracja na środę

Oryginalny obrazek dla pobudzenia wyobraźni w środku tygodnia. To się nazywa wymięta sukienka ;-)
A więcej rysunków, które wkradają się do rzeczywistości, znajdziecie tutaj.

wtorek, 13 września 2011

Detektor tłuszczu

Dziś w jednym z serwisów internetowych zobaczyłam banner reklamowy z hasłem: Oblicz zawartość tłuszczu w organizmie! a poniżej dopiski zachęcające, by sprawdzić, czy nasze ciało nie zawiera podejrzanej tkanki, czy proporcje między tłuszczem a mięśniami są prawidłowe itp. I pomyślałam, że to dziwne, iż nikt jeszcze nie opatentował rozwiązania, które ja stosuję!

Otóż mam w domu niezawodny detektor tłuszczu. Oryginalny, niedrogi i prosty w obsłudze (a właściwie – działający niezależnie od mojej woli).

Jak działa? Otóż wystarczy, że człowiek ułoży się beztrosko w pozycji horyzontalnej (np. z gazetą lub przed telewizorem), gdy raptem - z niewiadomego miejsca w mieszkaniu – przybywa niezmordowany detektor. Detektor bez ceregieli wdrapuje się na człowieka i zaczyna szukać miękkich miejsc – celem umoszczenia się do drzemki. Depcze więc po plecach, nogach, rękach, brzuchu i szuka... szuka, aż wykryje pulchne lokalizacje! Sukces demonstruje nagłym i donośnym mruczeniem.

W moim przypadku wygląda to zwykle tak: kładę się na brzuchu z książką, dyskretnie przewracam kartki, nie chcąc zwracać niczyjej uwagi... gdy nagle obok materializuje się detektor. Udaję, że nie zauważyłam jego obecności, pozoruję obojętność – ale już oblewa mnie dreszcz niepokoju i czuję na łydkach rytmiczny ucisk łapek... Detektor sprawdza kolejne obszary, maszeruje po udach, w końcu – wspina się wyżej... i tu rozlega się mruczenie! Dreptanie przybiera na sile, a detektor po paru sekundach zwija się w kłębek i zasypia.

R. się ze mnie śmiał. Do momentu, gdy detektor nie rozmruczał mu się na brzuchu.

Sprzętu nie udostępnię, ale polecam szukanie podobnych. Mój model nazywa się Figa 2.0.

poniedziałek, 12 września 2011

Graphites are the girl's best friends

Bo diamenty są takie banalne... :-) Oryginalny pierścionek autorstwa i3lab. Czyżby kamień węgielny w historii biżuterii? ;-)

niedziela, 11 września 2011

Garść przyjemności 3

Seria przyjemności z lata. Dwie jeszcze z lipca, niektóre sierpniowe, część zupełnie świeża. Oto więc chwile, za które jestem wdzięczna losowi!

1. Świętowanie tzw. papierowej rocznicy :-) Wszystkie miłe słowa, świeże kwiaty i promienne uśmiechy.
 
Poranek dzień po świętowaniu. Figa, jak zwykle, niezawodnie pozuje!
2. Lipcowe popołudnia, kiedy ma się jeszcze na plecach żmudny, ośmiogodzinny trans pracy – a nagle słońce wpada przez okno i przypomina, że dzień się nie skończył... Żałuję tylko, że w dużej mierze lipiec był lipny, a i sierpień nie rozpieszczał słonecznymi popołudniami – więc tych chwil nie było wiele. Ale tym bardziej docenia się te nieliczne... :-)

3. Wieczorne seanse filmowe z R.
– wciągający Sekret jej oczu (reż. J. J. Campanella), przejmująca Joanna Feliksa Falka, oryginalne i zabawne Prawdziwe męstwo braci Coen... A oprócz tego niezawodna Mała Brytania i, dla smaku, Mad men :-)


4. Pocztówka od Agafki
z jednego z wymarzonych miejsc :-) Bardzo przyjemna niespodzianka dziękuję!
5. Weekend w Rewie (wiadomo, R. + Ewa = Rewa) z przystankiem w Sopocie. Spacery, lektury, gorąca czekolada, wspomnienia...

6. Przejażdżki rowerowe. Ostatnia dziś, z Magdą, Pawłem i R., na Barbarkę. Piękne słońce, kojący cień w lesie, a na deser
lody na patyku. Wokół inni ludzie na rowerach, z dziećmi tudzież z kotami na smyczy ;-)

7. Toruński weekend z Maryną i Magdą.
Wzorcowy :-)

8. Nowy Woody Allen.

9. Prowadzenie Kieszeni. Czasem w długie, leniwe popołudnia, czasem
na przekór w chwilach bezprawnie wykradzionych obowiązkom (vide: teraz ;-), czasem terapeutycznie.

10. Grill w sobotę.
Swobodny, smakowity i radośnie zatłoczony. Uwaga, bez deszczu! Dodatkową atrakcję stanowiło bezustanne, wielogodzinne brzęczenie kosiarki za płotem... ;-)

11. Pomysł na pewną akcję z R. O tym więcej będzie w swoim czasie :-)

12. Teczka od Piotrka i Łukasza :-) Fantastyczna, bo łącząca trzy pasje: kinową, kocią i
– o czym być może panowie nie wiedzą papierniczą (przepadam za notesami, kartkami, teczkami...). Dziękuję i prezentuję (a Figa już chodzi w perłach)!
13. Joga po raz pierwszy od wielu tygodni. Jak zwykle, niezawodna!

14. Wiadomość, że 1 października do TVP Kultura wraca Tygodnik kulturalny.

A Wy, jakie chwile chcielibyście zachować na dłużej? Kieszenie jak zwykle służą gościnnymi łamami :-)