Najnowszy film François Ozona zaintrygował mnie - i właśnie urokami U niej w domu (Dans la maison) zamierzam się z Wami podzielić. Są i zastrzeżenia, nie kryję, ale o nich na końcu.
- Pomysłowy scenariusz. W jednej z początkowych scen Germain (Fabrice Luchini), doświadczony nauczyciel w elitarnej szkole średniej, czyta wypracowania swoich uczniów. Drwi z trywialnych czy infantylnych opisów minionego weekendu, naigrywa się z żoną z niskiego poziomu wiedzy licealistów... gdy nagle natyka się na pracę Claude'a, ucznia z ostatniej ławki. Niepozorny nastolatek opisuje, jak - pod pretekstem udzielania korepetycji koledze - wkradł się do jego domu i obserwował matkę chłopca, „kobietę z klasy średniej” (w tej roli Emmanuelle Seigner). Tekst jest nie tylko poprawnie napisany, ale i ciekawy - kończy się obiecującym skrótem c.d.n. Jak łatwo zgadnąć, kolejne wypracowania Claude'a będą odcinkami tej przedziwnej historii (Germain postanowi zachęcać ucznia do pisania), której związek z realnymi wydarzeniami nie przestanie nurtować widza.
- Motyw opowiadania historii - bardzo smakowita rzecz dla wszystkich, których interesuje konstruowanie fabuł. To właściwie główny temat U niej w domu - dyskusje o przebiegu zdarzeń w opowiadaniu, o szukaniu zwrotów akcji i budowaniu relacji między bohaterami stanowią oś dialogów Germaina i Claude'a. A przy tym zabawnie komentują scenariusz filmu (można na bieżąco odnosić porady Germaina do przebiegu scenariusza Ozona). Przy tej tematyce przypomniał mi się zabawny Przypadek Harolda Cricka, gdzie bohater - pracownik urzędu skarbowego - orientował się nagle, że jest postacią z książki, a przede wszystkim wróciły wspomnienia allenowskiej Melindy i Melindy. W tamtym filmie tworzono dwie alternatywne historie o bohaterce, komiczną i tragiczną - w U niej w domu wiele jest tego klimatu twórczej zabawy.