wtorek, 24 czerwca 2014

Kim zawsze chciałam być, a nie byłam i już nigdy nie będę

Przypomniało mi się dzisiaj. Na spotkaniu zarządowym, gdy rozlałam na siebie pół kawy, potem gdy popsułam długopis, rozmawiając z Marcinem, a także rano, gdy potknęłam się na stopniu prowadzącym do firmy (tak, na _jednym_ stopniu). Uprzedzam, moje ambicje były wyśrubowane intelektualnie. Otóż chciałam być...

1. eteryczną nimfą
Plan był prosty. Zamierzałam zostać obezwładniająco subtelną kobietą. Taką, która porusza się powoli, wydaje z siebie jeno zmysłowe westchnienia, miękkim gestem odgarnia kosmyk włosów z czoła (czy muszę dodawać, że wyposażona jest wyłącznie w delikatne kosmyki?) i jawi się światu jako nieuchwytna, acz pociągająca. Jeśli mówi, to niewiele, zawsze z namysłem (a głos ma niski, najlepiej z lekką chrypką), jeśli spogląda, to powłóczyście, jeśli sięga po coś, jej nadgarstek smukleje, a palce bezbłędnie i z wdziękiem chwytają upatrzony przedmiot. Ot, niewiasta, która sunie 5 cm nad ziemią, bezszelestnie przemieszcza się między stolikami w kawiarni, a z pewnością nigdy nie strąca przedmiotów ze stołu ani nie rozlewa na siebie wina. Wszystko, co robi, jest subtelne i eleganckie, jej codzienna gestykulacja nie przypomina ruchów tonącego w Brdzie, i nie, stanowczo nie zdarza jej się potrącić człowieka w autobusie, bo akurat zagadała się przez telefon z bratem o ostatnim odcinku serialu i musiała, no musiała wyrazić to zamaszystym ruchem ręki!

Ciało eterycznej nimfy (pomijam oczywistości typu: gibkie, strzeliste, idealnie ukształtowane) nie jest pokryte siniakami, bo nimfa na każdej wycieczce rowerowej nie tłucze łydką w pedał, a w jej kolanie prawdopodobnie nie ma żużlu z Darłowa sprzed dwunastu lat. Przypuszczalnie także eteryczna nimfa nie siada na swoich okularach przeciwsłonecznych, by następnie próbować niepostrzeżenie wcisnąć szkło w nadłamane plastikowe oprawki. A już z pewnością nie znajduje torebki w lodówce nazajutrz po imprezie urodzinowej męża. Tak, marzyłam, by nią być. O włos!

Ja jako jednorożec (brzuch mi wyszedł trochę grubo, skandaliczny fotograf).

czwartek, 19 czerwca 2014

Miasto mówi 2

Część 1 tutaj - a dziś jeszcze bardziej pożywna porcja dialogów toruńskich (oczko!). Szczególne miejsce w moim sercu zajmuje naturalnie numer 5, a zawodowo - nr 13. Smacznego! (Tak, wpisuję się tym samym w ogólnonarodową debatę o podsłuchach.)
1.
Lekcja edukacji seksualnej o poranku - jadę taksówką, a kierowca wspomina gorszącą audycję radiową:
- Pani sobie wyobrazi, że ktoś na antenie opowiadał, że uprawiał seks na lotnisku. I to jeszcze... z drugą osobą. Takie coś w publicznym radiu. A seks, proszę pani, to przecież sprawa prywatna, to owoc miłości, sprawa altany... czy tej, alkowy.
2.Ulica Strumykowa w Toruniu. Udział biorą: pan z karkiem w rozmiarze XXL oraz pani u jego boku.
Pan: Ja se na weekend pojadę na działkę. A co!
Pani (zbita z tropu): Wyjeżdżasz..? A mieliśmy razem coś zrobić.
Pan (dziarsko): A wyjeżdżam! Nie chce mi się tu siedzieć!
Pani (rozgniewana): No to jedź! Tam nie ma wody, więc... pasuje, bo i tak się nie myjesz!
Pan (dziarsko): No i co z tego. Jak to mówią, nieważne żeby stał, ważne żeby był czysty, haha! (po chwili, smutniejąc) Yyy... Nie, czekaj... odwrotnie.

3. 
Ekipa stolarzy wymienia nam drzwi. Jeden z nich do R.:
- Jest dobrze. Tylko pan jeszcze kupi 6 wihajstrów.

4.Drogeria, dwie dziewczyny rozmawiają przy regale z kremami:
- Słyszałam, że kobiety w ciąży nie powinny przebywać z kotami.
- No, ja też.
- W ogóle że kobiety nie powinny przebywać z kotami.
- Oo, a czemu?
- Wiesz, chodzi o pH... Tam... na dole.

Hmm. Ja chyba w jakiś nietypowy sposób zajmuję się swoimi kotami.


wtorek, 10 czerwca 2014

5 lat Kieszeni (żadnego focha, sama radocha!)

9 czerwca, czyli jeszcze chwilę temu, Kieszenie obchodziły swoje 5. urodziny. Świętowałam, a jakże, radośnie i beztrosko – choć moi współświętujący nie do końca zdawali sobie sprawę, że coś celebruję (przy okazji – Gra o tron, wino i gra w dobble to świetna oprawa urodzin bloga, polecam!). A wieczorem nadszedł niezwykły prezent - grafika od przezdolnej Justyny.
Skakałam pod sufit (łopocząc spódnicą) już przed dwoma laty, gdy Justyna zaprojektowała dla mnie grafikę okazji 3. urodzin bloga. Dzisiejsza ilustracja rozwija jej historię! Ta z 2012 roku (poniżej) przedstawiała rozkloszowaną spódnicę, którą wtedy nosiłam pasjami; dzisiejsza nawiązuje do koszulki Foch!, którą noszę obecnie. Kto wie, może za dwa lata w kadrze znajdzie się moja głowa? Albo buty? 

wtorek, 3 czerwca 2014

Wypadki chodzą po kieszeniach

Cały maj bez postów. Skandal i granda! Skąd taki stan rzeczy? Otóż od kilku tygodni każde wolne popołudnie (a czasem i szybką noc) spędzałam, montując film dla zaprzyjaźnionej/podopiecznej copywriterki. Film powstał, przeszedł żmudny proces eksportu, trafił w ręce (i oczy) adresatki, wywołał radość (więc i uśmiech mojego serca oraz mojego adobe premiere'a). Zaczynam więc niuchać w poszukiwaniu kolejnych projektów - a zanim się pojawią, serwuję Wam garść kieszeniowych przygód.

Podobnie, jak z miejskimi dialogami, są to wypadki, które przewinęły się przez fanpejdż w roku 2013 i 2014. Tym razem jednak kieruję oko nie na pasażerów autobusu nr 18, lecz na siebie. (Dla melodii zdania, ignoruję fakt, że również jestem stałą pasażerką 18-tki.)


 Kadr ze spaceru w ostatnią niedzielę – fragment plakatu w ramach wystawy Plaster w toruńskim CSW.
1.
Jednej z moich kotek, Klarze, zrobił się jakiś wrzód koło tyłka. Wpadam więc wczoraj do weterynarza... i nagle uderza mnie myśl: „Nie powiem przecież – na tyłku jej się zrobił, muszę poważnie, medycznie...". Wypalam więc donośnie, z wystudiowaną powagą:
- Kotce zrobił się wrzód koło odbytu.
Weterynarz patrzy na mnie przez chwilę. Potem na kota. Znów na mnie. I mówi:
- Tak, widzę. Koło ogona.
2.
Dobry prognostyk na Nowy Rok: podbiłam sobie oko butem.
Znajomych proszę o nieobwinianie R. Mąż był wtedy w pracy, żona była trzeźwa.
3.
Czas zrobić zakupy. Zabrałam dziś do pracy mandarynkę, a właśnie się okazało, że to stara pomarańcza.
4.
Popsułam pokrętło do palnika kuchenki gazowej. Już drugie. I choć brak dwóch palników nie wpływa na nasze niegotowanie bardziej, niż brak jednego, to warto by naprawić. Czasem w końcu jednocześnie gotujemy jajka i robimy kawę.