Wesele Smarzowskiego ujęło mnie błyskotliwością, z seansu Domu złego wychodziłam wstrząśnięta, ale z czasem uznałam go za zbyt grubo ciosany, Róża mnie rozczarowała. Tymczasem wczoraj widzieliśmy Drogówkę. Co się udało, a co mniej, w tej filmowej trasie Smarzowskiego?
JAZDA BEZWYPADKOWA:
- Aktorstwo. O tym, że Bartłomiej Topa jest genialny, wiemy nie od dziś (przy okazji, Maryna, przypomniało mi się – Prosta historia o miłości to przykład polskiego kina bez pretensji!), jestem też zagorzałą fanką Braciaka, Kuleszy, Andrzeja Grabowskiego (który tu w epizodzie, acz niezawodny), lubię Jakubika i Lubosa. Doceniam też Dorocińskiego, który ostatnio stanowczo mi się przejadł – w Drogówce na szczęście wystąpił w niewielkiej roli. Na deser Maciej Stuhr, Andrzej Chyra i wielu, wielu innych... Tak, Smarzowski niewątpliwie ma oko do niebanalnych aktorów – marzy mi się, by nakręcił film z serią kobiecych postaci, obsadzając w rolach głównych np. Maję Ostaszewską, Magdę Popławską i (ponownie) Kingę Preis.
- Dialogi. Nie wnikając w wiarygodność sytuacji przedstawionych na ekranie (spotkałam się z opinią, że Drogówka, owszem, ukazuje realia polskiej policji, ale te sprzed 20 lat), twierdzę zdecydowanie, że Smarzowski ma znakomite wyczucie języka – żywego, soczystego, emocjonalnego. Wiele scen z Drogówki z pewnością zostanie zapamiętanych (choćby na YouTube) jako samodzielne perełki, dowcipne i błyskotliwe. Ja szczególnie doceniam zręczność, z jaką przy pomocy kilku słów reżyser jest w stanie kapitalnie zbudować postać. Czy to pierwszoplanową, czy epizodyczną (Pies marki wilczur albo, pięknie osadzone w kontekście: Kilometr masy bitumicznej za milion? Ja cię pytam, k..., jak żyć?). W tej kwestii talent niemal tarantinowski!