Przeglądam
swoje wczesne notki i nie mogę się nadziwić – w co drugim zdaniu, ba!,
czasem w co drugim wersie, emotikony. Uśmiechy, chichoty, żartobliwe
miny, grymasy z przymrużeniem oka. Serdeczne dwukropki i nawiasy.
Porozumiewawcze znaki interpunkcyjne.
Pamiętam, że kiedy weszły w życie, emotikonki wydały mi się sympatyczne – ot, taki sposób na przekazanie uśmiechu. Prosty trik, by usprawnić komunikację – wiadomo, w tekście na blogu, na forum czy w smsie nie słychać tonu głosu, intonacji, nie widać wyrazu twarzy itp.
Ale teraz, gdy patrzę na te wszystkie ;-) i :-) stłoczone w Kieszeniach dochodzę do wniosku, że mogłoby być ich o połowę mniej (i czasem, przyznaję, wycinam je ze starych wpisów – to jedyna rzecz, którą zmieniam w archiwach). Bo co to jest, jakieś krygowanie się, jakieś dziewczyńskie anonsowanie dowcipu, jakieś chichotanie co chwila? Asekurowanie się na wypadek, gdyby ktoś nie zrozumiał żartu? :-) Gdy czytam Eduardo Mendozę, Douglasa Adamsa albo Woody'ego Allena, żaden z nich nie musi zaznaczać mi, w którym momencie żartuje.
Dlatego nakładam na siebie ograniczenie na emotikonki! Nie zaraz całkowity zakaz, bo w końcu są użyteczne, no i lubię czasem dosadnie uśmiechnąć się do czytelników ;-) Ale nie zawsze, nie w każdym zdaniu.
Nie bez znaczenia jest pewnie fakt, że dziś czuję się na blogu swobodniej niż dwa lata temu, nie zastanawiam nad każdym słowem i nie mam potrzeby brania wszystkiego w nawias żartu (nomen omen nawias ;-)
[Już jest postęp, powyżej jest tylko pięć, w tym dwa na prawach cytatu!]
Pamiętam, że kiedy weszły w życie, emotikonki wydały mi się sympatyczne – ot, taki sposób na przekazanie uśmiechu. Prosty trik, by usprawnić komunikację – wiadomo, w tekście na blogu, na forum czy w smsie nie słychać tonu głosu, intonacji, nie widać wyrazu twarzy itp.
Ale teraz, gdy patrzę na te wszystkie ;-) i :-) stłoczone w Kieszeniach dochodzę do wniosku, że mogłoby być ich o połowę mniej (i czasem, przyznaję, wycinam je ze starych wpisów – to jedyna rzecz, którą zmieniam w archiwach). Bo co to jest, jakieś krygowanie się, jakieś dziewczyńskie anonsowanie dowcipu, jakieś chichotanie co chwila? Asekurowanie się na wypadek, gdyby ktoś nie zrozumiał żartu? :-) Gdy czytam Eduardo Mendozę, Douglasa Adamsa albo Woody'ego Allena, żaden z nich nie musi zaznaczać mi, w którym momencie żartuje.
Dlatego nakładam na siebie ograniczenie na emotikonki! Nie zaraz całkowity zakaz, bo w końcu są użyteczne, no i lubię czasem dosadnie uśmiechnąć się do czytelników ;-) Ale nie zawsze, nie w każdym zdaniu.
Nie bez znaczenia jest pewnie fakt, że dziś czuję się na blogu swobodniej niż dwa lata temu, nie zastanawiam nad każdym słowem i nie mam potrzeby brania wszystkiego w nawias żartu (nomen omen nawias ;-)
[Już jest postęp, powyżej jest tylko pięć, w tym dwa na prawach cytatu!]