Czy zdarzyło Wam się kiedyś brać udział w spotkaniu, na które nie mieliście ochoty, z ludźmi, którzy byli Wam w gruncie rzeczy obojętni, w okolicznościach, które skłaniały, by nieustannie gryźć się w język? Czy zdarzyło Wam się przedkładać konwenans ponad szczerość, lawirować i trzymać w ryzach emocje, próbując – dla wspólnego dobra - uniknąć otwartej konfrontacji?
O tym właśnie opowiada Rzeź (Carnage) - nowy film Romana Polańskiego. (Oczywiście pomijając fakt, że opowiada o katastrofie smoleńskiej). Po wciągającym, choć nieco banalnym Autorze Widmo – a także po masowo nagłaśnianych zawirowaniach życiowych – reżyser serwuje nam kameralną, błyskotliwą opowieść o subtelnościach relacji międzyludzkich, opartą na sztuce Yasminy Rezy Bóg gniewu.
O tym właśnie opowiada Rzeź (Carnage) - nowy film Romana Polańskiego. (Oczywiście pomijając fakt, że opowiada o katastrofie smoleńskiej). Po wciągającym, choć nieco banalnym Autorze Widmo – a także po masowo nagłaśnianych zawirowaniach życiowych – reżyser serwuje nam kameralną, błyskotliwą opowieść o subtelnościach relacji międzyludzkich, opartą na sztuce Yasminy Rezy Bóg gniewu.
Oto jesteśmy świadkami spotkania dwóch małżeństw – Penelope i Michaela (Jodie Foster i John C. Reilly) oraz Nancy i Alana (Kate Winslet i Christoph Waltz), którzy omawiają przykry incydent, do jakiego doszło między ich synami. Dorośli bohaterowie wspólnie formułują oficjalną relację z wydarzenia, napawają się swoją ogładą, spokojem i odpowiedzialnością (Jak dobrze, że istnieją ludzie tacy, jak my, którzy cenią wartość relacji społecznych – mówi w jednej z pierwszych scen Penelope)... co jednak okazuje się dopiero początkiem wydarzeń w szykownym, nowojorskim mieszkaniu.
Nie powiedziałabym, że Rzeź mnie porwała; chwilami nieubłagana stałość miejsca akcji trochę nużyła – ale seans zdecydowanie zaliczam do udanych. W dużej mierze dzięki aktorstwu – szczególnie doceniam Winslet (za którą przepadam) i Waltza, ale i Foster z Reillym zasługują na wielkie uznanie. Co tu dużo mówić, wobec fabuły, której sedno stanowi różnorodność ludzkich charakterów i emocji, finezja odtwórców głównych ról odgrywa rolę pierwszoplanową.
Polecam – przyjemny, nierzadko zabawny film. A po wyjściu z kina, w gronie 5-osobowym zadawaliśmy sobie pytania, kto kim był, z którą postacią najbardziej się identyfikujemy. Najwięcej nieśmiałych kandydatur zebrał chyba Michael, natomiast bezapelacyjnie wszyscy marzyli, żeby być Alanem ;-)
Nie powiedziałabym, że Rzeź mnie porwała; chwilami nieubłagana stałość miejsca akcji trochę nużyła – ale seans zdecydowanie zaliczam do udanych. W dużej mierze dzięki aktorstwu – szczególnie doceniam Winslet (za którą przepadam) i Waltza, ale i Foster z Reillym zasługują na wielkie uznanie. Co tu dużo mówić, wobec fabuły, której sedno stanowi różnorodność ludzkich charakterów i emocji, finezja odtwórców głównych ról odgrywa rolę pierwszoplanową.
Polecam – przyjemny, nierzadko zabawny film. A po wyjściu z kina, w gronie 5-osobowym zadawaliśmy sobie pytania, kto kim był, z którą postacią najbardziej się identyfikujemy. Najwięcej nieśmiałych kandydatur zebrał chyba Michael, natomiast bezapelacyjnie wszyscy marzyli, żeby być Alanem ;-)