niedziela, 25 marca 2012

Błękitnego nieba

Bywa tak, że kiedy nad całym światem świeci słońce i wszystko wydaje się odradzać, nabierać energii i rozkwitać, nad niektórymi głowami zbierają się czarne chmury.

Wiadomo, los bywa zmienny, nasze życie składa się z chwil radosnych i tragicznych. Jak dawno temu napisała moja koleżanka z klasy: Życie nie zawsze jest usłane płatkami róż. Często jest usłane łodygami z kolcami.

Próbuję się uśmiechnąć na wspomnienie tego cytatu. Próbuję
się uspokoić jakimś truizmem.

Życzę Wam spokoju i bezchmurnych myśli. Sobie i R. również.

Zwodnicze niebo nad Toruniem, 22 marca 2012

wtorek, 20 marca 2012

Wood's Sad Story

West Side Story to jeden z filmów mojej młodości. Pamiętam, że moja mama bardzo lubiła ten musical i ja, w okresie nastolęctwa, również obdarzyłam go dużą sympatią. Z jednej strony podśmiewałam się z tłumaczeń dialogów młodocianych przestępców (do dziś nie zapomnę złowrogich słów członka ulicznego gangu: Ale będzie rozpierducha!), z drugiej strony – wzruszałam się przy tej nowojorskiej wersji Romea i Julii.
Jedną z głównych ról w West Side Story grała Natalie Wood, którą do dziś kojarzyłam właściwie tylko z tym tytułem. Dlatego kiedy zobaczyłam w Wysokich Obcasach artykuł o aktorce, z zainteresowaniem go przeczytałam – wcześniej nie mając pojęcia, jak dramatycznie układały się losy ślicznej Natalie. Polecam lekturę tekstu w sieci wielbicielom kina, niewyjaśnionych zbrodni i... artykułów o kontrowersyjnych metodach wychowawczych.

poniedziałek, 19 marca 2012

Motyla noga!

Wczoraj, po powrocie od rodziców i realizacji niedzielnej dawki pracy (no, niestety), postanowiłam pójść pobiegać! Nie ruszałam się praktycznie przez całą zimę; tego wieczoru udało mi się przebiec dość równym tempem (z niewielkimi przerwami) jakieś 30 min.
Wróciłam do domu, napiłam się wody. Pobawiłam się z kotami, trochę poczytałam. Po godzinie nawet odzyskałam oddech.
Jutro spróbuję znowu ;-)

Egzystencjalna telewizja śniadaniowa

Niedzielny poranek. Krzątam się po domu, popijam kawę, pakuję koty przed wyjazdem – a w tle słyszę początek programu Dzień dobry tvn:
– Sponsorem programu jest Jogobella. Extra apetyt na życie!
 i zaraz po tym:
– Na program zaprasza film Igrzyska śmierci. Przeżyć mogą tylko nieliczni...
Wróżba na dzień dobry – do wyboru.

Przepis na idealny weekend urodzinowy

Przygotowanie do weekendu:
1. Dzika praca i niewyspanie w ciągu poprzedzających go dni.
2. Sprzątnięcie mieszkania w piątek (we wcieleniu zombie), żeby w sobotę obudzić się w czystym domu i biegać boso po mieszkaniu, nie zbierając wszystkich kocich włosów (oraz żwirku).
3. Nabycie zapasu słodkości oraz wina do spożywania w dowolnych momentach weekendu.

Obrazek Matte Stephensa

Przebieg weekendu:
1. Bukiet tulipanów, otrzymany w piątek od kolegów i koleżanek w pracy (idealny początek świętowania!). Różowo-żółto-wzruszający.
2. Dłuuuga kąpiel w piątkowy wieczór, z winem i Tygodnikiem Kulturalnym zagadującym mnie zza ściany.
3. Niesamowicie rozgwieżdżone niebo z piątku na sobotę! Usiadłam na balkonie i wpatrywałam się w nie dobry kwadrans. (Przemilczam fakt, że byłam tak zmęczona po pracy, że może po prostu przysnęłam – trzymajmy się wersji romantycznej).
4. Urodzinowe śniadanie z Magdą i Pawłem. Fantastyczny prezent! Najadłam się pyszności, nacieszyłam towarzystwem, a jeszcze do tego świeciło słońce (bardzo lubię swoje mieszkanie w słońcu).

Chwilę przed. Na pierwszym planie – designerskie okulary Pawła.
Na ostatnim planie –
designerskie nogi Figi.
5. Spacer toruńskim bulwarem, wylegiwanie się na nim przez 3 godziny, wpatrywanie w wodę, czytanie... (to część 30. urodzin w wersji aspołecznej – taka również była mi potrzebna, polecam).
6. Niespodzianka od Asi i Arka! Goździki (wcale nie ukradzione spod pomnika), truskawki i radosne spotkanie w mieście.
7. Wszystkie miłe telefony i wiadomości z życzeniami. Dziękuję! I w tym miejscu pozdrawiam Łukasza, który szuka na Mazurach oznak żony ;-) oraz trzymam kciuki za Tomka (za wiadomo co).
8. W niedzielę kawa u rodziców na ich tarasie. Pod słońcem, w koszulce z krótkim rękawem – złapałam pierwsze piegi.
9. Rysowanie ubrań, które chciałabym, żeby mi uszyła krawcowa.
10. Powrót huncwota, który wyjechał na moje urodziny.
11. Fakt, że huncwot i ja dziś nie szliśmy do pracy!
12. Sny z wczoraj na dzisiaj! Niesamowite, obejmujące nadmorskie podróże, spontaniczny wyjazd do Ameryki (?), spotkania z bardzo sympatycznymi ludźmi i jakąś niemal baśniową, pozytywną energię.

Było też, niestety, trochę pracy, ale cieszę się, że nie udało jej się zdominować mojego czasu (ani, co gorsza, mojej głowy). Raz jeszcze dziękuję wszystkim, którzy dostarczyli mi w ten weekend pozytywnych emocji – również wirtualnie! A najlepsze, że to jeszcze nie koniec świętowania... ;-)

sobota, 17 marca 2012

Siedemnastego 13 (finał)

Dotarliśmy do mety – oto ostatni, trzynasty krok. Przygotowany przed wyjściem na spacer, z urodzinowym dywanem w tle.
Rozpoczynając ten cykl w 29. urodziny, chciałam zebrać trzynaście chwil, zarejestrować serię trzynastu "tu i teraz", które odzwierciedlą moje aktualne ówczesne radości, wrażenia, nastroje.

Jaki obraz wyłania się z tych trzynastu zdjęć z notatkami? Co pomyślałabym o ich autorce, gdybym nie znała szerszego kontekstu?

Pewnie – że jest osobą zapracowaną. Że jej mąż sporo wyjeżdża. Że bywa sentymentalna. Że ma zmienne preferencje dotyczące interlinii ;-) Że stara się kolekcjonować pozytywne chwile. Że lubi czytanie. I buty. Sporo mówi o pogodzie. Czasem – że za dużo myśli i dzieli włos na czworo. (Choć istnieje prawdopodobieństwo, że to ostatnie piszę, znając ją osobiście.)

Jak odbieracie ten cykl po jego zakończeniu? Który krok najbardziej Wam się podoba? Które buty? ;-) Czy Wam też ten rok upłynął tak błyskawicznie? Pozdrawiam wszystkich, którzy towarzyszyli mi w drodze – jak i tych, którzy podchwycili pomysł i na swoich blogach również stawiali kroki do :-) Do usłyszenia!


wtorek, 13 marca 2012

Romans z wibratorem w tle

Film zabawny i lekki, a więc idealnie nadaje się do cyklu przyjemności – tym bardziej, że przyjemności dotyczy całkiem dosłownie. Histeria – romantyczna historia wibratora toczy się pod koniec XIX wieku – w czasach, gdy u wielu kobiet diagnozowano tajemniczą dolegliwość, histerię. Przyczyny choroby nie były dokładnie znane, ale wśród objawów specjaliści wymieniali m.in. pobudliwość macicy... Do gabinetu jednego z takich specjalistów trafia na początku filmu Mortimer (Hugh Dancy), młody lekarz-idealista, który szybko orientuje się, że jego pracodawca to prawdziwa... złota rączka ;-)
Film w reżyserii Tanyi Wexler to sympatyczna komedia, opowiadająca o wynalezieniu wibratora i późniejszej, błyskotliwej karierze tego gadżetu. Wbrew tematyce opartej na seksie, opowieść zupełnie grzeczna. Dla mnie, przyznaję, trochę za bardzo w klimacie komedii romantycznych, ale twórcy filmu tego nie ukrywali, więc nie ma co narzekać ;-) Zdecydowanie przyjemny sposób na odreagowanie codziennych stresów. Zakończę dwoma pamiętnymi cytatami z filmu:
Kobieta jest fizycznie niezdolna do odczuwania przyjemności bez udziału męskiego organu.
oraz
Wyborny pasternak!
 
P.S. I tak od kryminałów przeszliśmy do innych gatunków popularnych, tym razem zupełnie pozbawionych zbrodni!

poniedziałek, 12 marca 2012

Kryminalne zagadki Torunia

Za mną kolejna konferencja – tym razem dotycząca kryminału. Przedstawiciele różnych dziedzin – literaturoznawstwa, filmoznawstwa, socjologii, antropologii... (wspominałam już kiedyś, że najbardziej lubię konferencje interdyscyplinarne) spotkali się, by porozmawiać o powieściach, filmach i serialach, które  przez jednych są uwielbiane (czasem masowo, windując książki na szczyty list bestsellerów), przez innych – traktowane protekcjonalnie (przykładem komentarz: „A mnie dziwi, że w ogóle czytasz takie rzeczy" spod recenzji Ziarna prawdy Miłoszewskiego).

O przewrotnej sytuacji kryminałów, które to budzą niechęć, to – jak sagi szwedzkich autorów – bywają obiektem snobizmów, mówił Mariusz Czubaj, gość konferencji: "Kiedyś ludzie czytali kryminały, ale się do tego nie przyznawali. Dziś przyznają się, nawet jeśli nie czytają" :-)

Inne ciekawostki z konferencji: pogląd Milana Kundery, że James Bond to epicki dziwkarz, przykłady wykorzystania postaci Sherlocka Holmesa do walki z nazistami (gdzie Moriarty to podły kolaborant), omówienie Dextera jako serialu neonoir, Władimir Wysocki jako bohater radzieckiego serialu kryminalnego (!) czy szerlokowskie ciekawostki z Dra House'a (choćby fakt, że arogancki lekarz mieszka przy Baker Street).

Ja – tu Was zaskoczę! – mówiłam o Woodym Allenie :-) Z jednej strony o jego filmach z wątkiem morderstwa, które staje się punktem wyjścia do rozważań etycznych (Zbrodnie i wykroczenia, Wszystko gra, Sen Kasandry), z drugiej – o kryminałach w ujęciu czysto komediowym, jak choćby opowiadania detektywistyczne Zmierzyć się z inspektorem Fordem (polecam! znajdziecie je w tomie Obrona szaleństwa). Żałuję, że nikt z referentów nie poruszył tematu Sherlocka – to w końcu taka kopalnia inspiracji! Cóż, może następnym razem ;-)

Z pozytywnych zaskoczeń: fakt, że w pakiecie materiałów konferencyjnych (gdzie zwyczajowo trafiają: teczka uczelni, długopis, notatnik itp.) znalazły się dwie powieści kryminalne! Ja dostałam takie:

Myślę, że to świetne dopełnienie tematu spotkania. W pierwszej kolejności przeczytam na pewno Hipnotyzera o przedziwnej okładce ;-)

A Wy, jak zapatrujecie się na kryminały? Uważacie, podobnie jak ja, że to świetny przykład literatury popularnej, sprawdzone źródło rozrywki? (Wspominałam kiedyś, że kryminałom wybaczam więcej niż innym czytadłom – np. powieściom romansowym.) A może fabuły detektywistyczne zupełnie Was nie interesują? Czy zauważacie wśród swoich znajomych kryminalne trendy – np. snobizm na Larssona? Odnosicie wrażenie, że „kryminał napisać może każdy", sądząc po popularności tego gatunku wśród byłych dziennikarzy, publicystów, a nawet aktorów? Czy zdarzyło Wam się, że powieść kryminalna zaintrygowała Was do poszukiwań pozaksiążkowych – jak mnie ostatnio Miłoszewski do wizyty w Sandomierzu? Podzielcie się swoją kryminalną przeszłością! ;-)

sobota, 10 marca 2012

Dziewczyny z agencji

Nadszedł upragniony weekend po ciężkim tygodniu (właśnie wpadłam do domu z ostatnich dyskusji konferencyjnych). Wkrótce więcej wrażeń, a dziś uchylę przed Wami rąbka tajemnicy i przedstawię swoje wspaniałe koleżanki z reala – czyli, co tu dużo mówić, dziewczyny z agencji!

A przy okazji przy okazji – mały wgląd w to, czym zajmuję się na co dzień, w Grafie
Aby obejrzeć animację, kliknij w obrazek.
P.S. Nie, nie udostępniam numerów telefonów dziewczyn ;-)

czwartek, 8 marca 2012

Garść przyjemności 6

Ostatnie dni upłynęły pod znakiem Ważnego Spotkania, przygotowań do konferencji i szlifów animacji na Dzień Kobiet w pracy. Dziś więc jestem nieco skołowana, ale finał jutro – pół dnia w firmie, a drugie pół na konferencji (w tym: moje wystąpienie).

Dlatego w ramach oddechu – garść ostatnich przyjemności. Tym bardziej, że od kwartału (!) nie zamieściłam nic w tej kategorii. Zima to zdecydowanie nie jest moja pora roku. Ad rem:

1. Wieczór powrotu R. z kolejnego wyjazdu, w nocy z poniedziałku na wtorek. Jedzenie gorących jabłek, gadanie i oglądanie serialu do 2 rano.

2. Czytanie Milczącego zamku (The Distant Hours) Kate Morton. 550 stron łyknięte ekspresowo – na przystankach, w wannie, przy kolacji. Kolejna po Zapomnianym ogrodzie i Domu w Riverton zapętlona fabuła, która łączy teraźniejszość z przeszłością i stopniowo, krok po kroku, odsłania skrywane latami tajemnice... Spośród trzech powieści Morton ta podobała mi się najbardziej (w dużej mierze dlatego, że nie domyśliłam się zakończenia ;-) Czysta przyjemność.

Polecam też serdecznie klip promujący książkę – moim zdaniem znakomity!
3. Bliskie spotkania ze słońcem. Spacer z Magdą i Pawłem, prozaiczne wyjście na balkon z kotami, pobyt na starówce w ciągu dnia, przy okazji załatwiania innych spraw. Proste rzeczy, ale ciepło promieni słonecznych – bezcenne.

4. Sponsoring w kinie. Film średni, ale kameralne wyjście bardzo sympatyczne :-)

5. Kieszenie. W ciągu ostatnich tygodni zaglądam tu z jeszcze większym przywiązaniem niż zwykle i czytam Wasze komentarze z wielką przyjemnością. Dzięki!

6. Przygotowywanie dziewczyńskiej animacji z Justyną, Kasią i Łukaszem. To lubię!

7. Żarliwe oglądanie oferty sprzedaży jednego mieszkania – w toruńskiej kamienicy, w której Zawsze Chciałam Mieszkać – i snucie marzeń, którędy bym chodziła do pracy. Kiedyś takie mieć, aaach...

8. Planowanie wakacji – wybieganie myślą w Bieszczady!

Na koniec przesyłam pozytywne myśli koleżance z pracy, którą dziś przytulałam (już ona wie!). Trzymam kciuki, żeby wszystko się ułożyło (a na pewno się ułoży!).

A Was zapraszam, rzecz jasna, do wpisywania własnych przyjemności.

środa, 7 marca 2012

Przepis na Pantone

Wzornik pantonów to w agencji reklamowej przedmiot codziennego użytku. Dlatego bardzo spodobało mi się jego oryginalne ujęcie. Który odcień uważacie za najbardziej apetyczny?
Niezwykłe zdjęcia stąd.

Księżycowe kolaże

W dobie digitalizacji czasami łatwiej się wyróżnić, stosując tradycyjne techniki. Poniżej kolaże Beth Hoeckel, amerykańskiej artystki, która swoje osobliwe kompozycje zdjęć przygotowuje za pomocą zwykłych nożyczek i gazet.

Wydają się zupełnie proste, ale w tych obrazach ludzi wpatrzonych w niebo, ocean czy... góry z bitej śmietany albo włóczki :-)
widzę coś ujmującego i nostalgicznego. Podoba mi się. A ostatni obrazek trąci Olbińskim!
Projekty w sam raz na dzień tak niesamowitej pełni księżyca, jak dziś! A więcej prac Hoeckel – również fotografii i rysunków – znajdziecie na jej stronie.

sobota, 3 marca 2012

Perlisty uśmiech

Lubię wariacje na temat klasyki. Kiedyś pojawił się tu pomysł na wprowadzenie ducha Vermeera do nowoczesnych wnętrz, a dziś - wzorcowe zdjęcie do serwisu społecznościowego!
Obrazek stąd, a znaleziony dzięki Marysi :-)

czwartek, 1 marca 2012

Bystra ministra?

Pamiętacie tekst na temat psycholożki? Kieszenie lubią dylematy językowe, więc nie mogą przemilczeć też ostatniej dyskusji wokół ministry, jak kazała się nazywać Joanna Mucha, minister (ministra?) sportu. Językoznawcy twierdzą, że to forma chybiona (Bralczyk, Kłosińska), a ja zastanawiam się nad innymi, potencjalnie trafionymi.

Zdecydowanie ministra brzmi zbyt kanciasto, kojarzy mi się ze słowami wielkimi gabarytowo, jak matrona, potwora, teka (teka ministry - to dopiero zgrabne zestawienie!). Ale, jak pisałam w Loszce z zaburzeniami, tworzenie i upowszechnianie żeńskich form uważam za zasadne i pożyteczne. Co więc zostaje - ministerka, jak sugeruje Katarzyna Kłosińska? Mnie przychodzi do głowy inna wariacja, ale to już dla kobiety, która swoim ministerstwem kieruje wzorcowo: ministrzyni! ;-)

A Wy, jak odbieracie ministrę i ministerkę? Nieudane, kanciaste, wydumane? Czy też tak trafione, że... mucha nie siada? ;-)

P.S. Skoro minister w formie żeńskiej miałby być ministerką, to pani magister - magisterką? Nazywać się jak praca magisterska - do rozważenia ;-)

iFox

iPhone'a nie mam i póki co, mieć nie planuję, jednak intensywna obecność tych urządzeń we współczesnym świecie sprawia, że różnych wariacji na ich temat jest sporo. Dziś zabawa wzornicza - ilustrowana obudowa w liski. Zabawna, bezpretensjonalna - podoba mi się bardziej niż eksperyment z modą na retro aparaty. No i jest to jedyna postać, w jakiej skórka z lisa jest dla mnie całkiem akceptowalna ;-)
 A oto inne obudowy z tego sklepu. Kto się oprze? (Lama w taksówce rządzi!)