poniedziałek, 30 stycznia 2012

Szacki, Sandomierz i szkopuł w serialu

Dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie takiego apetytu na odwiedzenie miejsca, w którym się rozgrywa. Po odłożeniu na półkę, Ziarno prawdy Miłoszewskiego wygląda jak mój podręcznik w czasie sesji - poznaczony kolorowymi karteczkami, pełen dopisków przy co ciekawszych miejscach. Mają mi pomóc odtworzyć szlaki śledztwa głównego bohatera – bo to, że pojadę do Sandomierza i zobaczę te dwa miasta – pocztówkowy Sandomierz ojca Mateusza i Jarosława Iwaszkiewicza oraz Sandomierz, w którym faktycznie toczyło się życie (s. 43), jak określa je Miłoszewski - jest już przesądzone.
Ale po kolei. Książkę kupiłam dla R., podobnie jak kiedyś Instytut Żulczyka, i znów pod nieobecność obdarowanego nie wytrzymałam i pierwsza rzuciłam się do czytania. Miłoszewskiego już trochę znam; swojego czasu przemówił do mnie przez Domofon (a zaraz potem, w ten sam sposób, do R., Magdy i Pawła, wszystkich absorbując niepokojącą historią warszawskiego bloku). Bardzo pozytywnie wspominam też spotkanie z pisarzem na festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu. Dlatego odkąd usłyszałam o Ziarnie prawdy, wiedziałam, że musi trafić w moje ręce.

Tym razem rzecz dzieje się w Sandomierzu
widzianym oczami Teodora Szackiego, bohatera Uwikłania, poprzedniej powieści Miłoszewskiego. Prokurator, przybyły na malowniczą prowincję ze stolicy, na próżno próbuje odnaleźć się w nowym miejscu. Dokucza mu duszna, małomiasteczkowa atmosfera i poczucie wyobcowania (...budzący nieufność obcy w prowincjonalnym mieście, które co prawda od osiemnastej było wymarłe – ale niestety nie dlatego, że mieszkańcy się pomordowali myśli sarkastycznie Szacki), życie osobiste dostarcza mu rozczarowań, a praca nie przynosi ambitnych wyzwań.

Jak na życzenie zblazowanego prokuratora, pod murami starej synagogi zostaje znalezione ciało kobiety
cenionej nauczycielki i animatorki kultury. Pierwsze poszlaki budzą skojarzenia z tradycją żydowską i uruchamiają ciąg podejrzeń i uprzedzeń, odświeżając zadawnione urazy, odkopując antysemicką historię miasta i podsuwając pytania o rolę przesądów we współczesnej Polsce.

Polecam tę powieść gorąco
wszystkim wielbicielom kryminałów oraz tym, którzy lubią mierzyć się ze stereotypami. Miłoszewski zgrabnie wprowadza nas w cienie sandomierskiej historii, konfrontuje ze sobą różne punkty widzenia, zestawia fakty z zabobonami. Nie jest to literatura, która szczególnie zachwyca językowo (zapamiętałam powracające, typowe dla kryminału, „coś mu nie pasowało, ale nie był pewien co”) - ale akcja toczy się wartko i wciąga bez reszty. W kategorii pełnokrwistych (dosłownie i w przenośni) kryminałów sprawdza się więc świetnie. A na pewno nie gorzej niż bestsellerowa Camilla Lackberg (którą recenzowałam tutaj i tutaj) a z racji sympatii do polskich autorów, Miłoszewskiego jeszcze serdeczniej.

Na zakończenie akcent niedorzeczny. Ponieważ trasy Szackiego tak mnie zaintrygowały, że mam ochotę przemierzyć je sama, tym smutniejszy wydaje mi się fakt, że Sandomierz, w którym jesienią 2011 miała odbyć się uroczysta premiera książki, nagle wycofał się z promocji Ziarna prawdy. Dlaczego? Z powodu zbyt ostrego, zdaniem urzędników, potraktowania serialu Ojciec Mateusz (!). Zaciekawionym zdradzę
owszem, odwołania do Ojca Mateusza w powieści są, czasem ironiczne, czasem złośliwe wobec Artura Żmijewskiego, ale doprawdy... trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś tu kompletnie nie zrozumiał idei promocji miasta.

13 komentarzy:

  1. Ja byłam w Sandomierzu latem 2009 r. - wtedy, kiedy dzieje się akcja powieści. I dlatego szczególnie ucieszyło mnie, że autor ma takie same odczucia, jeśli chodzi o podziemną trasę turystyczną - jak można spaprać taki fajny pomysł?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam twórczości pana Miłoszewskiego, czuję się zachęcona do poznania. Co też uczynię w najbliższym czasie. Rzeczywiście zadziwiająca jest postawa miasta w kwestii promocji książki- powiedziałabym nawet, że więcej niż nieco absurdalna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię Sandomierz. Polecam jako miejsce i wypoczynku i ciekawych wrażeń.

    OdpowiedzUsuń
  4. Magdalaeno, dobrze, że byłaś latem, a nie wiosną, bo ta, sądząc z powieści, była tego roku podle lodowata ;-) Co do podziemnej trasy turystycznej - to jeden z moich punktów obowiązkowych.

    mejoo (dobrze odmieniam? ;-), przeczytaj koniecznie. Kryminały warto zacząć od "Uwikłania"; ja czytałam w bałaganie, bo chcę zapomnieć nieco więcej z adaptacji filmowej "Uwikłania".

    Elu G-P, dzięki za rekomendację.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Uwikłanie" to kawał dobrego kryminalnego rzemiosła, polecam lekturę. "Ziarno prawdy", sądząc po Twojej recenzji, zachowało wszystkie atuty pierwszej części. Przeczytam na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  6. A czy kryminały Miłoszewskiego są bardzo krwawe? Pamiętam, co pisałaś o Krajewskim i losach Popielskiego.. Potwierdziło sie, przy niektórych fragmentach musiałam... przymykać oczy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Od razu widać, że krwawy kryminał - w końcu kot bez głowy ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. A mnie dziwi, że w ogóle czytasz takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Stasiu, "Ziarno" nieszczególnie krwawe - nie obawiałabym się. Krajewski, ze swoimi opisami łamania nóg i innymi rozkoszami, w mojej ocenie znacznie bardziej brutalny.

    jagodzianko :-)

    Anonimowy... Widać, że nie znasz jeszcze zbyt dobrze Kieszeni ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Brzmi ciekawie. Szkoda tylko, że prokurator "zblazowany" - nudzą mnie trochę te postaci szorstkich, cynicznych macho na tropie ;)

    P.S. Fajny blog :)

    OdpowiedzUsuń
  11. brulion B., dzięki :-) Co do Szackiego, owszem, trąci macho, ale zauważyłam, że Miłoszewski miejscami dodawał mu autoironii. Np. takac scena: Szacki wchodzi do kościoła, a mężczyzna, który właśnie myje podłogę, strofuje go:

    "– Nie po mokrym - ostrzegł, zyskując tylko tyle, że Szacki machnął ręką i wszedł na mokrą posadzkę, nawet nie zwalniając.

    Bardzo to było westernowe, tyle tylko, że poślizgnął się, zachwiał i z trudem utrzymał równowagę, machając rozpaczliwie rękami. Uratowało go tylko to, że złapał się nogi putta z kolumny.

    - Mówiłem, nie po mokrym - powtórzył z rezygnacją mężczyzna, jakby widział taką scenę setki razy."
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Brzmi arcyciekawie :) Uwielbiam taką masę odniesień.

    OdpowiedzUsuń
  13. Maith, przeczytaj koniecznie.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.