poniedziałek, 10 października 2011

Idylla pokazuje kły

W niedzielę obejrzeliśmy z R. film Kieł w reżyserii Giorgosa Lanthimosa.

Historia opiera się na oryginalnym pomyśle: mężczyzna, zamożny grecki przedsiębiorca, trzyma swoją rodzinę pod kluczem, nie pozwalając ani żonie, ani dzieciom wychodzić na zewnątrz. Przemoc jest tu jednak opakowania w luksus (bohaterowie mieszkają w wygodnej willi z basenem i dużym ogrodem) oraz w pozory normalności. Przeświadczenie, że za murami domu czai się szereg tajemniczych niebezpieczeństw, jest wpajane dzieciom od najmłodszych lat, więc ani syn, ani dwie córki (wszyscy troje dorośli, w wieku około dwudziestu lat) nie kwestionują tych opinii. Po prostu nie znają innego świata.

Zasięg manipulacji, prowadzonej przez rodziców, jest zatrważający: począwszy od absurdalnych powodów uwięzienia, poprzez fałszywe wyjaśnienia zjawisk zewnętrznych (np. gdy nad willą przelatują samoloty, rodzice twierdzą, że to zabawki, które od czasu do czasu spadają do ogrodu – i ojciec regularnie podrzuca na podwórko miniaturowe modele; w pamięć zapada też kot czy... wizja planów powiększenia rodziny (!), aż po nadawanie nowych, fikcyjnych znaczeń istniejącym słowom*. Pojęcia, których – zdaniem wszechwładnych rodziców – młodzi ludzie nie powinni znać (np. telefon) są używane w przedziwnych kontekstach.

(Przykład: przez gardło nie przejdzie mi teraz zdanie
Tę notkę wystukałam Wam na klawiaturze...;-)
Jakie są powody postępowania ojca? Prawdopodobnie patologicznie pojęta chęć opieki, wola zapewnienia prawidłowego rozwoju przez ograniczenie niekorzystnych bodźców i absolutną kontrolę nad tym, czego młodzi ludzie dowiadują się o świecie. Chorobliwie rozumiane bezpieczeństwo. W rezultacie dwudziestolatkowie są skrajnie infantylni, naiwni i zastraszeni (system zakazów i nakazów jest ostro egzekwowany). Rodzicielskiemu nadzorowi podlega każda dziedzina życia – od sposobów spędzania czasu przez dzieci, po sferę ich seksualności.

Bez wątpienia pomysł na film był ciekawy, a punkt wyjścia fabuły – obiecujący. Jednak pod koniec seansu miałam wrażenie, że na tym niestandardowym pomyśle się skończyło. Bo Kieł, owszem, przynosi nam wiarygodny obraz zniewolonych umysłów, chwilami intryguje, zawiera też – wynikające z groteskowej sytuacji – akcenty komiczne (kot z młotkiem...), ale pozostawia też poczucie niezrealizowanego potencjału. Zakończenie było dla mnie kompletnie niesatysfakcjonujące i potwierdziło opinię, że fantazji wystarczyło twórcom głównie na zawiązanie akcji. A szkoda.

Niemniej, można obejrzeć jako ciekawostkę. Jeśli zamierzacie, omińcie szerokim łukiem trailer (tradycyjnie).
- - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
* Z tym faktem wiąże się pewna historia z pracy. Otóż moja dobra koleżanka, Ola, opowiadała o filmie, podając przykłady słów przekazywanych bohaterom w niewłaściwych znaczeniach. Akurat w momencie, gdy obok przechodził jeden z właścicieli firmy, Ola powiedziała dosadnie: Na przykład takie zdanie: kiedy zgasisz cipkę!

6 komentarzy:

  1. Widziałam w wakacje, jak byliśmy w Krakowie, muszę powiedzieć, że film mi się podobał coraz bardziej im więcej czasu mijało od obejrzenia. Poza tym, jak się skończył to siedziałam z otwartą gębą (dosłownie) i nie wiedziałam do końca co myślę, ale przez kolejnych kilka dni razem z mężem i przyjaciółką co chwile zaczynaliśmy o nim rozmawiać, więc na pewno coś w sobie ma, ale do napisania o nim notki jakoś nie mogłam się zebrać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, planowałam go jakoś zobaczyć. Ale skoro piszesz że bez rewelacji, to jeszcze się chwilę wstrzymam i pooglądam inne rzeczy, bo akurat jest teraz w kinach kilka filmów, które chciałabym zobaczyć (Daas! Daas!)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobny motyw jak w filmie "Osada" - oglądałaś może? Tylko, że tam reżyser skupił się na elementach dreszczowca, a tutaj zdaje się na psychologicznej manipulacji... Ale motyw zbliżony. Chetnie obejrze, zwłaszcza że to jednak europejskie kino...

    OdpowiedzUsuń
  4. Malino, w takim razie dam mu jeszcze parę dni ;-)

    besame, pewnie warto obejrzeć, żeby się przekonać. A Daas i u nas (w znanym Ci kinie :-) się pojawiło, już przebieram nogami :-)

    Sempeanko, rzeczywiście - zupełnie zapomniałam, a nawet byłam w kinie na tej "Osadzie".

    OdpowiedzUsuń
  5. E... Nie dodał się mój komentarz :-(
    Ja mam jakiegoś pecha do tego bloga, nie działa mi na FB, nie działa mi tutaj :-(

    Dokładnie o tym pisałam, co Sempeanka, o "Osadzie". Tyle że "Kieł" brzmi lepiej, bo Shyamalan skopał sprawę z aktorką do głównej roli.

    OdpowiedzUsuń
  6. my sElf, nie zniechęcaj się, to na pewno przejściowy pech! :-)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.