sobota, 22 czerwca 2013

Śmiechu w stereo

Weekend zaczął się... samotnie. Są takie dni, kiedy czujemy się zupełnie nieparzyści. Kiedy tęsknimy za światem, a mamy wrażenie, że ten świat nie tęskni za nami. Kiedy serce - niezbyt aktywne w codziennej rutynie - w weekend potrzebuje paliwa, rwie się do kontaktów i rozmów, bycia z kimś lub przy kimś, do śmiechu w stereo. Do spontanicznej wymiany energii. Tymczasem okazuje się, że nie ma adresata tej energii. Że można ją sobie co najwyżej poodbijać jak w squashu solo. Że nasz nastrój najlepiej oddaje atmosfera tej piosenki (pięknej zresztą, polecam całą płytę Kobiety Marka Dyjaka).

Taki stan dopadł mnie wczoraj - spotęgowany nieobecnością R. i faktem, że ostatni tydzień w pracy był bardzo intensywny. Wyczerpana ciągłą koncentracją, manewrowaniem między zleceniami, gorączkowym tempem (i takąż pogodą), reagowaniem na nieustanne zmiany... wyczekiwałam weekendu. Nie myśląc o nim nawet, nie planując, wkładając wiele siebie w obowiązki zawodowe (i to z satysfakcją, bo dużo dobrych rzeczy udało nam się jednak zrealizować), ale licząc, że w piątek wieczorem... wrócę do siebie. Do ludzi. Że coś na mnie czeka, że nie będę musiała już wymyślać, organizować.
Nie czekało. Weekend się zaczął, wróciłam z pracy do domu i... dopadł mnie marazm; żadnej radości wieczoru w pojedynkę (bo i ta mi się zdarza), żadnej ekscytacji na np. nocny maraton ulubionych filmów. Tylko... smutek jakiś denerwujący.

Obudziłam się w podobnym nastroju, niewyspana zresztą, ale postanowiłam nie dać się tej tendencji wycisnąć do cna. Zamiast tego - wyjść do ludzi, wyjść z mieszkania, bo choć bardzo je lubię, to bywa ono odbiciem mojej głowy - kiedy jestem uskrzydlona, wygląda przytulnie i uśmiecha się kolorami poduszek, a kiedy coś mnie dręczy, każda ściana natrętnym szeptem przypomina mi o troskach... Spotkałam się więc z Magdą (również - słomianą wdową), zjadłyśmy leniwe letnie śniadanie i... wydostałam się na zewnątrz. Potem w księgarni znalazłyśmy nowego Miłoszewskiego (słyszałam o premierze planowanej na 26 czerwca, więc to odkrycie bardzo mnie ucieszyło), postanowiłyśmy wieczorem pójść do kina (na nową Coppolę), a w nocy - wdrapać się na wieżę toruńskiego ratusza, bo dziś jest to możliwe. I świat na nowo się otworzył.

Toruń w telefonie, dziś tuż po 12.
Mój plan na popołudnie.
Tymczasem mój brat drugi tydzień spędza w Brazylii (patrz punkt: Magda - słomiana wdowa), gdzie wczoraj był jeden z najkrótszych dni roku. Skoro więc u nas trwają najdłuższe, ale miną, to i największe zniżki nastroju przejdą, prawda? Radosnego weekendu, Kieszeniarze.

6 komentarzy:

  1. Chyba wszystkim zdarzaja sie takie dni. Mnie z kolei dopadło totalne zmęczenie i ból głowy a w nocy też nie mogłam spać. To chyba przez te upały. Mam nadzieję, że twój nastrój już się polepszył. Życzę poprawy humoru i przyjemnych chwil z sama soba:-)Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam to. Najczęściej dopada mnie po tym, jak kilka dni spędzam wśród ludzi, czy to u mnie, czy na mieście/koncercie/wyjeździe/nawet uczelni a później wracam do pustego domu. Mimo, że jestem zmęczona i myślę, że potrzebuję "chwili dla siebie", naładowania akumulatorów to nagle dopada mnie - jak to nazwałaś- marazm. Najważniejsze, by mu się nie dać, co Ci się udało. Życzę fantastycznego weekendu pełnego pozytywnych wrażeń :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro w odtwarzaczu i tak "Kobiety", to mam proste rozwiązanie - przełącz na "W dworcowej poczekalni", na mnie ta piosenka działa tak, że świat od razu wydaje się ładniejszy, a ja mam ochotę pędzić do pociągu.

    A jeśli nowa Coppola już obejrzana, to ja bardzo poproszę o kilka słów komentarza, bo zastanawiam się czy się wybrać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za Wasze wsparcie i komentarze.

    Maryna, ha, coś przeczuwałam, że Dyjak nie będzie Ci obcy! Masz rację, ryk "na stacji PKP" jest bardzo energetyzujący; podobnie działa na mnie końcówka "Sutry" z tej płyty. No i "Sic!" w sumie też, choć to nie otwiera mi drzwi do świata ;)

    Co do Coppoli - klaruje mi się w głowie krótka recenzja, więc napiszę na dniach, ale w skrócie - nie warto. Nuuuda.

    OdpowiedzUsuń
  5. Spędziłam dziś na tym blogu pół dnia (co wstyd przyznać, bo jestem w pracy ;), ale kurczę, nie mogłam się oderwać! Na pewno będę w Kieszeniach częstym gościem.

    Ag.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasem tak się zdarza, że człowiek jest smutny i rozbity, ale to przechodzi, to mija i znowu jest dobrze. Trzeba tylko mocno chcieć, uwierzyć w to, że będzie lepiej i wtedy się uda! Życzę pogody ducha.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.