czwartek, 28 czerwca 2012

Kwestia czasu

Dialog jak na życzenie w okresie mojego zawodowego szaleństwa. Sklep warzywny, stoję w kolejce za panią, która ma rękę na temblaku.
Ekspedientka: Pani Grażynko, i jak się pani czuje na zwolnieniu? Pewnie nudno, tyle czasu w domu...
Pani z temblakiem: A wie pani co, nie. W ogóle tego czasu się nie czuje – tyle jest myślenia o tej ręce!

środa, 27 czerwca 2012

Kieślowski jak ocean

27 czerwca 2012 wypadałyby 71. urodziny Krzysztofa Kieślowskiego. Nawet w taki dzień, jak dziś, kiedy po 10-godzinnym dniu pracy czuję się jak po lobotomii, myśl o tym reżyserze wzrusza mnie i wywołuje wspomnienie oceanu inspiracji, czerpanych z Niebieskiego czy Podwójnego życia Weroniki.
Ja myślałem, że najlepsza rzecz, którą można robić w życiu, to być palaczem. Ale rodzice nie podzielali mojego entuzjazmu do palenia w piecu centralnego ogrzewania.
(Kieślowski w I'm so-so :)

Jeśli jeszcze nie widzieliście, polecam dokument I'm so-so (do zobaczenia m.in. na YouTube, obok dostępne są kolejne fragmenty) – film znakomity nie tylko dla wielbicieli Dekalogu, ale dla wszystkich, którzy kiedykolwiek interesowali się robieniem filmów. Zaparzcie kawę*, usiądźcie wygodnie i obejrzyjcie – koniecznie bez pośpiechu...

* Z kostką cukru. Kto oglądał, wie dlaczego.

P.S. A'propos kina – jeśli macie ochotę obejrzeć bardzo ładny film, idźcie na Nietykalnych. Choć premiera była dawno, jeszcze da się ich złapać w kinach, bo na czas Euro inne filmy zawieszono na kołku. Polecam – duża przyjemność (i sporo rechotu, np. przy scenie w operze).

niedziela, 24 czerwca 2012

Papierowe uniesienia

Za nami słoneczna niedziela, podczas której miałam przyjemność (wielką) popatrzeć na kwitnące kwiaty, pospacerować boso po trawie i posłuchać rozśpiewanych ptaków. Dlatego tym bardziej adekwatne wydały mi się prace kolumbijskiej artystki, Diany Beltran Herrery. Barwne, imponujące postaci ptaków wykonane z... papieru.
W erze, gdy wszystko można wygenerować komputerowo, z tym większą przyjemnością oglądam takie dzieła zręcznych rąk, owoce tradycyjnych technik, ujmujące połączenia pasji i precyzji. Zachęcam do przejrzenia strony artystki. Tymczasem udanego poniedziałku, ptaszynki!
P.S. Kiedy pisałam słowo ptaszynka, pomyślałam, że to dobra nazwa na... szynkę drobiową (ptaSzynka). Jak widzicie, żywioł copywriterski nie opuszcza mnie i w niedzielę ;-)

czwartek, 21 czerwca 2012

Tryb intensywny

Ostatnie tygodnie upływają mi pod szyldem dzikiej pracy. Dosłownie każdą (każdą, każdą, każdą) wolną chwilę staram się poświęcać na nadrabianie zaległości akademickich. Jestem do tego stopnia zdeterminowana, że postanowiłam nie zaczytać czytać Pieśni lodu i ognia Martina, dopóki nie skończę pisać pracy doktorskiej. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że pan Martin i ja nigdy się nie spotkamy - bądźcie przygotowani na streszczanie sagi w komentarzach ;-)
Równolegle toczy się absorbujące życie agencyjne (z co najmniej dwoma Wielkimi Zleceniami, które depczą mi myśli przed snem, i całym arsenałem spraw pobocznych wysysających ze mnie energię na co dzień); najwyższa pora też zacząć poważnie przygotowywać się do Jesiennego Wyzwania... Na deser pozostaje zlecenie realizowane ze znajomymi, ciekawe, acz czasochłonne. Poza tym od czasu do czasu wracają artykuły z minionych konferencji, które trzeba doszlifować przed drukiem (przed chwilą np. poprawiałam tekst o niepoprawności politycznej Allena - dawno do niego nie zaglądałam i, o zgrozo, dziś sama się śmiałam ze swoich dowcipów ;-)
Jestem pewnie jedyną osobą w Polsce, która cieszy się z jesiennej pogody - przy jednostajnym deszczu i stalowym niebie najłatwiej mi zmotywować się do pracy. Nie nęci rower, czytanie na słonecznym balkonie ani weekendowe wyjazdy. A'propos balkonu - choć wciąż czeka, aż otoczę go troskliwą opieką, a panowie fachowcy, zapowiadani już od miesięcy, przyczłapią zamontować parapety, służy mi znakomicie w nocy. Tuż przed snem siadam na ławce, która jest już dokładnie Taka, Jak Miała Być (zielona jak donica) i stoi już dokładnie w Miejscu, w Którym Miała Stać, prostuję nogi, aż wystają mi poza barierki balkonu, wdycham chłodne powietrze i patrzę na przemoknięte biało-czerwone flagi nocnego podwórka. Zawsze przeżywam wtedy pewne zaskoczenie, że mieszkańcy bloków wcześnie chodzą spać, bo po północy w zdecydowanej większości okien nie pali się światło. Kto wie, może zza firanek patrzą na naszą flagę i moje stopy?
Zdarzają się też chwile przyjemności - jak dokończenie Kontraktu Paganiniego Larsa Keplera (czytało się szybko, ale ze znacznie mniejszą przyjemnością, niż pierwszą część kryminalnej sagi, czyli Hipnotyzera), przejażdżka rowerowa z Magdą i Pawłem czy wczorajsze spotkanie z Arkiem (kawa, rozmowa, a po nich przedziwne spotkanie promujące książkę o Republice).
Trzymajcie, proszę, za mnie kciuki i rozkoszujcie się wolnym czasem (dziś w końcu najdłuższy dzień roku, prawda?). Ja dołączę później ;-) Tymczasem wracam do stołu zasypanego książkami (dlatego zdjęcie - z zeszłorocznego lata - dla przeciwwagi przedstawia stół pozbawiony jakichkolwiek atrybutów pracy). Do usłyszenia!
P.S. Pozdrowienia dla R., który ostatnio zaanektowany jest przez wyjazdy służbowe (co stanowi drugie ułatwienie w moim motywowaniu się do pracy).

sobota, 16 czerwca 2012

Śwagier i franca

Gdy zaglądam do Kieszeni i widzę tytuł Ta ostatnia niedziela, natychmiast przypomina mi się najlepsze wykonanie tej piosenki, autorstwa niejakiego CeZika (polecam zwłaszcza wersję bluesową). A stąd już niedaleko do utworu, od którego zaczęła się moja słabość do pomysłowego artysty.

Przypomnijmy epokową sekwencję wydarzeń. Najpierw na YouTube pojawił się filmik z Polakiem wybitnego umysłu i wielkiej odwagi. Wsłuchajcie się:


Filmik okazał się tak inspirujący, że wkrótce powstała muzyczna wariacja na jego temat – Forfiter Blues, której jednym z autorów był właśnie CeZik. Polecam serdecznie – rzecz nienowa, ale przypominania dzieł sztuki nigdy dość!

P.S. CeZik może być Wam też znany ze śpiewania piosenek na wspak w programie Szymona Majewskiego.
P.S.2 Notkę dedykuję Magdzie i Pawłowi :-)

piątek, 15 czerwca 2012

...są w kropeczki i to chwalą sobie

Zatrważająca historia usłyszana od Magdy. Któregoś dnia Magda siedziała na balkonie – a na podwórku, między blokami bawiły się dzieci (śmiejąc się, krzycząc, biegając po betonie – jak to dzieci).
Nagle na ramieniu jednego z nich wylądowała biedronka. Dzieci momentalnie zgromadziły się wokół delikwenta i zaczęły śpiewać:
- Daj się zaskoczyć jakością Biedronki... Codziennie niskie ceny!
Taaak... Bezapelacyjnie trzeba wymyślić nową piosenkę o biedronkach.
 Zmotoryzowana biedronka stąd – kolejna do kolekcji kieszeniowych owadów.

P.S. Biedronka w parze z reklamą wyrasta u nas na leitmotiv.

środa, 13 czerwca 2012

Meczyk, piwko, wieczór

Zdaje się, że po niemiecku mocne piwo to „starkes Bier”? ;-) Na którą markę mielibyście ochotę?
Etykiety piw stąd
Tylko uważajcie – jak dowodzi pierwszy tom (i pierwszy sezon serialu), do Gry o tron trzeba mieć mocną głowę...;-)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Ta ostatnia niedziela

W ramach niespodzianki, którą szykowałam dla R. (szykowałam tak pilnie, że okazała się niespodzianką i dla mnie) w niedzielę, 10 czerwca 2012, znaleźliśmy się w Gdańsku! A w Gdańsku odbywało się wiadomo co. Wielki zjazd hiszpańskich filatelistów!
Ale zanim przyszło nam śledzić ekscytujące klasery, wybraliśmy się na mecz.
Od początku emocje sięgały zenitu. Zawodnicy Hiszpanii rzucili się do gry.
 
Po chwili zauważono brak drugiej drużyny.
 Ponieważ gra się nie kleiła, dorzucono dodatkową piłkę.
I jeszcze jedną.
Potem wpuszczono dzieci.
Bez rezultatu.
 Dumni kibice wstydzili się pokazać twarz.
Nastąpiła tradycyjna wymiana kroków tanecznych.
Widownia szalała!
Iker Casillas gotów do gry w klasy. Czeka, aż dorysują mu resztę pola.
Nagle gruchnęła pogłoska, że na boisku są krety!
 R. i ja nie ustawaliśmy w dopingu!
 Za to włoski bramkarz wyglądał na bufona.

Tymczasem na trybunach...
 
Na zakończenie zawodnicy ustawili się we flagę Andory,
która tym razem nie zakwalifikowała się do EURO.
To już wszystko, moi drodzy. Nie przegapcie kolejnych relacji Kieszeni z ważnych wydarzeń sportowych!

sobota, 9 czerwca 2012

3. urodziny Kieszeni

Zgodnie z planem, z okazji urodzin Kieszeni odpowiadam na pytania od czytelników, otrzymane mailowo i w komentarzach. Zapraszam do lektury (i wirtualnego toastu!).

Skąd wzięła się nazwa bloga? Czy to linijka z jakiejś piosenki, książki?
[Anonimowy]
Tak, nazwa bloga to wers piosenki Spacerologia Mariusza Lubomskiego (której możecie posłuchać np. w końcówce tej notki). Pamiętam, że zakładając bloga, szukałam frazy, która będzie pasowała do różnorodności tematów, a jednocześnie do mojej, ekhem, melancholii, która przy szczerych wypowiedziach niezawodnie musiała się pojawić. Poza tym Lubomski to artysta z Torunia, po którym w końcu codziennie chodzę i rozglądam się.

Czy wycinanka „kieszenie” w logo bloga została zrobiona ręcznie czy komputerowo?
[falafel]
Ręcznie. Pomysł zrodził się dość spontanicznie, nawet nie przyklejałam liter do podłoża, tylko sfotografowałam. Potem przez jakiś czas trzymałam je luzem w kopercie, jako pamiątkę :-) Jak ocean zostało dodane w komputerze.

Czy dzięki blogowi zdobyłaś jakiś nowych znajomych. Jeśli tak, to czy zdawałaś sobie sprawę z tego skutku ubocznego prowadzenia bloga, a jeśli nie, to czy realni znajomi Kieszenie czytają :-) [Olga Cecylia]
Tak, do grona znajomych zaliczam np. Olgę Cecylię :-) U
dało mi się nawiązać kontakt z kilkoma osobami, które wpadają tu regularnie, ale jeszcze z nikim poznanym na blogu nie spotkałam się na żywo. Choć w jednym przypadku naprawdę niewiele brakowało :-)
„Realni znajomi” czytają, owszem, choć z pewnością nie wszyscy wiedzą o istnieniu bloga. Zresztą zawsze sprawia mi dużą przyjemność odkrycie, że któraś koleżanka czy znajomy sprzed lat zaglądają do Kieszeni, orientują się w moich pasjach i życzliwie podchodzą do notek. Niestety, realni znajomi znacznie częściej komentują wpisy osobiście lub sms-owo, niż na blogu, co ogranicza Wam możliwości poznania ich ;-)
Okolicznościowa grafika od JS, czytelniczki ujmująco realnej. Spódnica z obrazka istnieje naprawdę (bardzo ją lubię, bo trafiła do mnie z rąk innej sympatycznej koleżanki), ale w grafice zyskała element, którego nie posiada w rzeczywistości... kieszenie!
Raz jeszcze dziękuję za niespodziankę.
Czy masz biurko, Ewenemencie? A jeśli tak, to co na nim? [nina błękitna]
Nino, trafiłaś idealnie, bo właśnie biurko demontuję i zmieniam.W tej chwili jego funkcję pełni drewniany, fioletowy stolik. Na nim stoi komputer, puszka z długopisami, chwilowo – kolaż zdjęty ze ściany, obok lampka i pudełko ze sklejki z namalowaną na froncie literą a. Co jakiś czas na stół trafiają jeszcze: stosy papierów i książek po wieczorze spędzonym przy pracy oraz stosy centymetrów sześciennych Figi.

Skąd bierzesz wytrwałość w pisaniu „Kieszeni”? [nina błękitna]

Nie postrzegam tego jako „wytrwałości” (choć rzeczywiście, trzeba przyznać, że bloga prowadzę konsekwentnie, skoro zaistniała dzisiejsza rocznica ;-), bo do Kieszeni wracam z przyjemnością. Od kiedy blog się rozkręcił, tj. przeszłam z etapu zastanawiania się, o czym właściwie chciałabym pisać i cyzelowania pierwszych notek (na przemian z ich usuwaniem) do etapu swobodnych, dość spontanicznych wypowiedzi, nie czuję szczególnej presji. Prowadzenie Kieszeni sprawia mi przyjemność, bo i z założenia ten blog miał być miejscem, które pomoże zachować i zapamiętać pewne pozytywne wrażenia.

Co najbardziej podoba Ci się w prowadzeniu bloga? [M***]
To, że Kieszenie – choć pisane spontanicznie, bez założeń typu: Co tydzień zamieszczam wpis o designie, a co miesiąc recenzję filmu, mimochodem porządkują dziko zarośnięty obszar moich zainteresowań. Na co dzień zajmuję się wieloma sprawami, które czasem się splatają, a czasem dramatycznie rozchodzą, i wspominanie o nich na blogu pozwala mi podsumować jakiś etap, upamiętnić ciekawe zlecenie albo wypunktować emocje, które w danym momencie były dla mnie ważne. Poza tym pisanie daje mi poczucie, że wypowiadam się szczerze, niekiedy bardziej szczerze niż na żywo, bo mam chwilę na zastanowienie i zupełnie nie wyobrażam sobie grupy osób, które to czytają, więc się nie onieśmielam ;-)

Czy czasem idąc gdzieś albo przebywając w ciekawym miejscu myślisz o blogu, tzn. rozglądasz się za czymś, o czym warto napisać, nasłuchujesz, szukasz? :)
[ikar]
Czasami tak. I przyznam, że początkowo wydało mi się to zawstydzające – Hej, jesteś na spacerze w nowym mieście, a zaraz rozglądasz się za jakimiś napisami na bloga! – ale potem doszłam do wniosku, że nie ma w tym nic złego. Jeśli dzięki temu nie przeoczę ciekawych rzeczy, tym lepiej.

Nie masz czasem obaw, że eksponujesz się tu za bardzo? [nina błękitna]

Nie. Istnieją sprawy, o których nigdy nie napiszę na blogu – jestem w tej kwestii bardzo zdyscyplinowana. Choć mogę powiedzieć, że w Kieszeniach wiele piszę szczerze, to z pewnością – nie piszę tu wszystkiego.

Czy nie kusi Cię czasem, ewenenemcie, żeby pisać więcej o sprawach osobistych? Bo Kieszenie są blogiem jednak znacznie bardziej "tematycznym" niż "pamiętnikarskim", a piszesz ciekawie i myślę, że i o uczuciach (...) wielu czytelników czytałoby chętnie. [Ki]

Dziękuję, ale nie. Jak wyżej – wieloma uczuciami się dzielę na blogu, ale wolę formułę, gdy są one ujęte dość uniwersalnie, ogólnie, niż nabierają formy relacji z jednostkowej kłótni czy rozmowy z konkretnym człowiekiem.

Czy czasem poprawiasz swoje teksty. Czy wracasz do starych notek, przeredagowujesz albo nawet – usuwasz coś z archiwum? :) [Marceli Szpak]
Nie usuwam (choć czasem miałabym ochotę), bo zawsze górę bierze przekonanie, że dany wpis to jednak znak czasu, zapis chwili, choćby banalnej. Staram się też nie poprawiać wpisów – z tych samych przyczyn – choć zdarza mi się wyrzucać emotikonki i boldy.

Czy są notki, które pamiętasz szczególnie, do których jesteś przywiązana, do których lubisz wracać itp.? I odwrotnie – czy są takie, których nie lubisz lub się wstydzisz?[falafel]

Oczywiście. Kilka wpisów, które kojarzą  mi się szczególnie pozytywnie, znajduje się w prawej kolumnie bloga (Ulubione krople z oceanu) – jak podróż w czasy sprzed bloga czy notka śpiewająca. Bardzo lubię też, gdy nowe osoby komentują jakiś wpis z archiwum – miło jest wrócić do książki, filmu czy innego wrażenia z przeszłości.
Co do notek wstydliwych – niektóre wydają mi się trywialne, ale wtedy tylko zamykam z hukiem przeglądarkę. Jak wspomniałam, nie usuwam.

Czy są komentarze, które szczególnie zapadły Ci w pamięć? [falafel]
Komentarze czytam łapczywie, jak pewnie każdy bloger, niektóre nawet po kilka razy. Tak, istnieją takie, które szczególnie zapisały mi się w pamięci, np. wypowiedź Kasi, koleżanki ze studiów, która odezwała po lekturze całego archiwum z bardzo życzliwą uwagą. Generalnie ujawnienie się kogoś, kto czyta Kieszenie od dłuższego czasu, a do tej pory milczał, wywołuje we mnie wzruszenie.
Wyraźnie pamiętam też pewną groźbę spod majtkowej piosenki ;-) Z innej kategorii – przepadam za komentarzami do Natręctw, wracam do nich regularnie i lubię sobie wyobrażać, jak chodzimy taką grupą rozsianą po ziemi, wyglądając normalnie i nie dając nikomu powodów do podejrzeń, że liczymy litery albo ustawiamy głośność radia zawsze na wartość nieparzystą.

Czy naprawdę pstrykasz palcami u stóp? ;) [Daniel F.]
Tak, naprawdę :-)

Czy można jeszcze gdzieś obejrzeć Twoją poprzednią "Ewatarkę"?  :-P [TomaSz-ek]
Szukałam, ale musiała gdzieś zginąć w odmętach dysku. Była to księżniczka z książki dla dzieci, różowo-różowa.

Czemu znikłaś z tego drugiego "szafiarskiego" bloga?
[Anonimowy]
Cudzysłów przy „szafiarskim” celny :-) Wszystko ma swój czas. W pewnym momencie po prostu, z powodu piętrzących się obowiązków, musiałam dokonać wyboru – i górę wzięły Kieszenie jako blog, w którym mam większe pole manewru w dziedzinie pisania, większą różnorodność tematów, większy luz w poruszaniu ważnych dla mnie spraw. Nie zrezygnowałam z tamtego bloga całkowicie – jak i z aktywności w wielu innych miejscach w sieci, które lubię – ale z pewnością nigdy nie zostanie on Blogiem Roku ;-)

Bardzo lubię Twój cykl 13 kroków. Czy planujesz podobny projekt w przyszłości? [Tola]
Dziękuję. Na razie nie planuję, ale – jak pisałam przy okazji ostatniego odcinka 13 kroków – również się przywiązałam do tych obuwniczych kadrów i zwięzłych relacji z miesiąca, więc pewnie w jakiejś formie powrócą. Może nawet wcześniej, niż przed czterdziestką? ;-)

Do kiedy planujesz pisać bloga? Czy zastanawiasz się czasem nad jego przyszłością?
[Ki]
Nie snuję żadnych dalekosiężnych planów, zamierzam pisać tak długo, jak będzie mi to sprawiało przyjemność. Jedynie czasem, gdy już skrajnie brakuje mi czasu i nie dosypiam z powodu różnych zobowiązań, przychodzi mi do głowy myśl: Blog jest czasochłonny, może warto by go sobie odpuścić... Na razie jednak ta myśl nie wygrała z pasją blogowania.

Czy fakt, że lubisz koty, oznacza, że nie lubisz psów?
[apolonia]
Nie. Bardzo lubię zarówno koty, jak i psy. Z miłością do kotów się urodziłam, miłość do psów przyszła wraz z pojawieniem się w naszej rodzinie pierwszego psa, owczarka niemieckiego. Cudna rasa. Choć nasz był nierasowy ;-)

Który cytat Woody Allena najbardziej lubisz?
[KM]
Niezmiennie od lat: „Nie mam ambicji osiągnąć nieśmiertelności przez swoje dzieła. Wolałbym ją osiągnąć, nie umierając."

Nie udawaj Greka - ciesz się EURO!

Choć Kieszenie nie pasjonują się specjalnie piłką nożną (na tyle się nie pasjonują, że  miały problem z przypisaniem tej notce jakiejś etykiety), to jednak dały się ponieść radosnej atmosferze. Co więcej – zaprosiły przyjaciół na mecz otwarcia! Efekt zmagań Polski z Grecją nie okazał się wprawdzie tak olśniewający, jak można było marzyć po 17. minucie, ale odpuszczę sobie roszczenia – w końcu rzadko poświęcam naszej kadrze całe półtorej godziny ;-)
Reakcje na wynik były różne – niektórzy chcieli schodzić przez balkon, inni pili drinki z wazonu... A w przerwach pogryzali zapiekanki z pomidorem i mozzarellą (oczywiście w barwach biało-czerwonych!).
 Dekoracje przed przyjściem gości – najbardziej kibicowskie, jakimi dysponowałam.
 Figa na murawie (czyli na obrusie z Lidla, kupionym przez R., który posłużył nam jako dywan – obrus, nie R.).
Co tu dużo mówić – rewers.
Kibice w pozycji „przed wyskokiem”. Niepełny skład.
Mam nadzieję, że i Wam wieczór upłynął przyjemnie. Niezależnie od kolorów szalika.

czwartek, 7 czerwca 2012

Garść przyjemności 7

Po okresie rzadszych wpisów w Kieszeniach, lubię przywołać pozytywne wrażenia z minionych dni. Tak będzie i tym razem – oto najświeższe przyjemności (mamy czerwiec, a to dopiero druga porcja w tym roku, skandaliczna częstotliwość):
1. Kaszubski weekend u Maryny. Jadąc tam, wiedziałam, że spędzę czas w towarzystwie wyjątkowo sympatycznej osoby, ale nie przeczuwałam, jak piękna sceneria będzie nam towarzyszyć! Fantastycznie było rozglądać się wokół i nie napotykać żadnych śladów cywilizacji (oprócz dwojga warszawiaków ;-). Poza tym – rozkoszna rozmowa na tarasie, z winem w garści i ciepłą bluzą na grzbiecie, chleb z masłem orzechowym i miodem (rewelacja!), chwila wylegiwania się na pomoście i gawędzenia o kinie, wiersz Tuwima, gdzie bohaterem jest skurwysyndyk masy upadłości, leżakowanie zrywami – w czasie prześwitów słońca (zajęcie tylko dla wytrwałych)... Raz jeszcze dziękuję Marynie i przypominam, że Toruń zaprasza!
 Noga Maryny. Stanowczo nie oddaje urody właścicielki!
Jezioro wielu imion.
Ceramiczne gałki na drewnianym tle – śliczne zestawienie.
W kadrze ogon Gustawa.
2. Wtorkowa zupa brokułowa w Warszawie. A raczej – jej kontekst: oddech po wyczerpującej podróży służbowej do stolicy (wyruszyliśmy o godz. 5.20...), angażujących spotkaniach u klienta i długim, acz nie do końca planowanym marszu ;-) Przy brokułach sympatyczna rozmowa z kolegą z pracy.
3. Seanse Gry o tron. Teraz, gdy drugi sezon dobiegł końca, a na kolejny przyjdzie czekać rok, zdecydowanie muszę znaleźć czas na przeczytanie książki!
4. Dwa spotkania poniekąd biznesowe o bardzo przyjemnym przebiegu. Najpierw coś na kształt rozmowy kwalifikacyjnej i ekscytująca myśl o jesiennych wyzwaniach (dla ich przypieczętowania – solowa kawa na bulwarze). Potem wymiana pomysłów reklamowych w zaprzyjaźnionym gronie i mocny akcent sportowy na zakończenie ;-) Dzięki!
Myśli przebierają nogami – ku jesieni.
5. Wanna wieczorami, po pracowitych dniach przepędzonych na obcasach. Mijają lata, a ja wciąż nie wychodzę z podziwu wobec instytucji wanny.
6. Finałowa odsłona Desperate Housewives. To serial, któremu – choć przez ostatnie sezony wystawiał mnie na poważną próbę – byłam wierna od pierwszego odcinka. W finale zgrabne zamknięcie wielu wątków ze stosowną (czytaj: wysoką) dawką sentymentów. Duża przyjemność. Przykre jedynie, że krótko po ekranowej premierze, dotarła do nas wiadomość o śmierci Kathryn Joosten, odtwórczyni roli pani McCluskey – jednej z najsympatyczniejszych postaci.
7. Brief, który inspiruje. Proszę, trzymajcie kciuki! :-)
8. Kontrakt Paganiniego, czyli kontynuacja Hipnotyzera Larsa Keplera. Tom upolowany w bibliotece – znów zamówiony, gdy jeszcze fizycznie nie był dostępny, i dostarczony po wielu tygodniach jako niespodzianka. Pożeram łakomie.
Jak widzicie, sporo przyjemności wystąpiło na marginesie obowiązków służbowych, bo kolejne miesiące upływają Kieszeniom niezmiennie pracowicie. Tym bardziej warto wypunktowywać akcenty relaksu. Do czego i Was zachęcam :-)

piątek, 1 czerwca 2012

Nieprawda, że tata nigdy nie nosił krawata

Za kilka tygodni Dzień Ojca – kreatywnych zachęcam do złożenia kartki, na której instrukcję wykonania dziś się natknęłam:
Podpowiedzi krok po kroku znajdziecie tutaj. Mogą się przydać również przy okazji innych męskich świąt (byle nie jutro, bo 2 czerwca to dzień bez krawata!).
P.S. Zajrzałam do sieci, żeby upewnić się, kiedy przypada Dzień Ojca (zawsze zapominam) i znalazłam wyjaśnienie w Wikipedii: Zarówno w Polsce, jak i w Nikaragui, święto to obchodzone jest 23 czerwca.
P.S. 2 Tymczasem ten tydzień obfitował w pracę różnego sortu oraz jedno spełnione marzenie... :-) Przyjdzie czas, żeby napisać o nim więcej. A weekend zapowiada się rekreacyjnie (nareszcie!).