– No i wiesz, moja Zosia za rok do szkoły, więc to już trzeba wyprawkę szykować, podręczniki, komórkę kupić. No, tych wydatków trochę będzie.
No więc komórka. Zaczęłam się zastanawiać, jak wyglądały moje początki użytkowania telefonu komórkowego (od razu zdradzę, pełne niechęci) oraz czym się różniło moje dzieciństwo od dzieciństwa osób urodzonych kilka lat temu. Brak komórki to brak stałej kontroli - z pewnością więcej samodzielności i szybsze skoki na głęboką wodę (konieczność rozwiązania palących problemów szkolnych, typu zagubione kapcie, samodzielnie, bez pomocy mamy). Więcej niebezpieczeństw? Taka myśl szybko się nasuwa, choć tego typu diagnozy, są zawsze dyskusyjne. Ale jedno jest pewne - lepiej wyćwiczone struny głosowe, bo wydzieranie się z podwórka do koleżanki czy mamy należało do codzienności (brak komórek, to jedno, drugie - brak domofonów).
Pierwszy telefon mojego brata i nasz pierwszy kot domowy.
Odkopałam sobie w głowie obrazy, z różnych etapów mojego życia, w których znaczącą rolę odgrywał telefon. Nie tylko komórkowy (szarych komórek to mi nierzadko brakowało).- Impresja: pierwszy aparat telefoniczny w domu, zielonkawy, w odcieniu pastelowo-wojskowym, z ramką, w której ręcznie wpisany był numer telefonu. Pięciocyfrowy (!).
- Podstawówka, pierwsze miłosne uniesienia (parasolki, te sprawy). Oczekiwanie, aż zadzwoni wybranek mego swetra i kręcenie się po przedpokoju wokół telefonu, pod byle pretekstem.