Spośród kilkudziesięciu festiwalowych filmów udało nam się obejrzeć tylko pięć, ale i tak jestem zadowolona. Oto seria świeżych kadrów – a przy każdym krótka recenzja.
Made in Poland, reż. Przemysław Wojcieszek, Polska, 2010.
Made in Poland, reż. Przemysław Wojcieszek, Polska, 2010.
Mam problem z filmami Wojcieszka. Zwykle przez pierwsze 15 minut waham się, czy są bardziej szczere i bezkompromisowe, czy jednak pretensjonalne, demagogiczne i oparte na kliszach... i ostatecznie przychylam się chyba do tej drugiej wersji. W Made in Poland bohaterem jest Boguś, człowiek – jak sam twierdzi – wkurwiony, który w ataku wściekłości na otaczający świat biega po mieście, demoluje samochody i szuka partnerów do rozpoczęcia rewolucji. Oddajmy sprawiedliwość, Wojcieszek pokazuje go nie bez ironii (w którejś ze scen sfrustrowany Boguś stwierdza: Wypowiedziałem wojnę tym świniom! Minęły 24 godziny, a oni jeszcze o tym nie wiedzą! Co mam robić? :-), zasadniczo jednak – dość schematycznie.
Scenki z jego udziałem Wojcieszek rozdziela cytatami słuchaczy Radia Maryja (tak sądzę, niektóre z nich przypominają mi zasłyszane wcześniej) – z perłami typu: Mój mąż nawrócił się 4 lata temu. Teraz planujemy nawrócić syna – skonfiskowałam mu wszystkie płyty albo: W świętej rodzinie nie było seksu. Dlatego seks jest niepotrzebny, seks jest złem. Umówmy się, są to pewne samograje – zabawne i przerażające zarazem (ich proporcje wahają się generalnie między tymi dwoma biegunami), i prawdę mówiąc, na ich tle zasadnicza fabuła wypada blado. Słowem – chyba nie dla mnie to kino.
Samotność długodystansowca, reż. Tony Richardson, Wielka Brytania 1962.
Scenki z jego udziałem Wojcieszek rozdziela cytatami słuchaczy Radia Maryja (tak sądzę, niektóre z nich przypominają mi zasłyszane wcześniej) – z perłami typu: Mój mąż nawrócił się 4 lata temu. Teraz planujemy nawrócić syna – skonfiskowałam mu wszystkie płyty albo: W świętej rodzinie nie było seksu. Dlatego seks jest niepotrzebny, seks jest złem. Umówmy się, są to pewne samograje – zabawne i przerażające zarazem (ich proporcje wahają się generalnie między tymi dwoma biegunami), i prawdę mówiąc, na ich tle zasadnicza fabuła wypada blado. Słowem – chyba nie dla mnie to kino.
Samotność długodystansowca, reż. Tony Richardson, Wielka Brytania 1962.
Przyjemna porcja klasyki. Sztandarowy film z brytyjskiego nurtu młodych gniewnych – opowieść o nastolatku, który za włamanie trafia do domu poprawczego. Kontestacja, nonkonformizm i próba określenia własnej tożsmości. I mimo oczywistych anachronizmów (przez 50 lat w kinie wiele się wydarzyło), dla mnie bardziej świeży i autentyczny niż... wiele współczesnych ;-)
Lincz, reż. Krzysztof Łukaszewicz, Polska 2010.
Lincz, reż. Krzysztof Łukaszewicz, Polska 2010.
Solidny, przyzwoity film. Nie wiem, dlaczego, ale spodziewałam się po nim czegoś kartonowego, kina z pogranicza programów interwencyjnych i ekranizacji lektur szkolnych ;-) Tymczasem wyszłam z kina pozytywnie zaskoczona – ze wspomnieniem przejmującego i dość wiarygodnego obrazu.
Film jest inspirowany głośną sprawą samosądu we Włodowie – i prawdę mówiąc, zastanawiam się, na ile na mój odbiór wpływa znajomość faktów i dość emocjonalny stosunek do nich*. Tak czy owak, myślę, że Lincz to film wart obejrzenia i obiecujący debiut reżyserski Łukaszewicza.
A'propos – po raz kolejny przekonałam się, że zabiegi dystrybutorów zarzynają filmy. W zwiastunach i na plakatach można spotkać porównanie Linczu do Długu Krauzego – w rezultacie wiele krytycznych recenzji zaczyna się w tonie: Jaki tam z niego Dług! Moim zdaniem to nieporozumienie. Dług jest znakomitym filmem doświadczonego reżysera, Lincz to sprawnie zrealizowany debiut. Ja za Łukaszewicza trzymam kciuki :-)
Wtorek, po świętach, reż. Radu Muntean, Rumunia 2010.
Film jest inspirowany głośną sprawą samosądu we Włodowie – i prawdę mówiąc, zastanawiam się, na ile na mój odbiór wpływa znajomość faktów i dość emocjonalny stosunek do nich*. Tak czy owak, myślę, że Lincz to film wart obejrzenia i obiecujący debiut reżyserski Łukaszewicza.
A'propos – po raz kolejny przekonałam się, że zabiegi dystrybutorów zarzynają filmy. W zwiastunach i na plakatach można spotkać porównanie Linczu do Długu Krauzego – w rezultacie wiele krytycznych recenzji zaczyna się w tonie: Jaki tam z niego Dług! Moim zdaniem to nieporozumienie. Dług jest znakomitym filmem doświadczonego reżysera, Lincz to sprawnie zrealizowany debiut. Ja za Łukaszewicza trzymam kciuki :-)
Wtorek, po świętach, reż. Radu Muntean, Rumunia 2010.
Prosta historia o mężczyźnie uwikłanym w pozamałżeński romans. Sprawnie opowiedziana, wciągająca, miejscami błyskotliwa – przyjemny seans, mimo zdecydowanie gorzkich scen. Nie sądzę, by na długo zapadł mi w pamięć, ale cenię reżysera za garść celnych spostrzeżeń oraz oko do talentów aktorskich – Mirela Oprisor w roli żony była fantastyczna. A pierwsza i ostatnia scena filmu, moim zdaniem, świetne – choć każda z innych powodów ;-)
Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł, reż. Antoni Krauze, Polska 2011.
Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł, reż. Antoni Krauze, Polska 2011.
Skoro przy Linczu zaświtała mi obawa, że na mój odbiór filmu wpływała znajomość autentycznych wydarzeń, przy Czarnym Czwartku musiałabym tę wątpliwość pomnożyć przez tysiąc. Wstrząsający, pełen emocji film, który każdym ujęciem uzmysławiał mi rozmiary tragedii grudnia '70.
Powściągliwie opowiedziana, pozbawiona patosu, tchnąca autentyzmem historia. Chciałabym, aby o wielu wydarzeniach z historii Polski opowiedziano w ten sposób – bezpośrednio, ale przejmująco. Doceniam grę aktorską – niezbyt przekonała mnie tylko Marta Honzatko w roli żony Brunona.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
* Ciekawostka dla tych, którzy film widzieli (uwaga, będzie SPOILER) i zastanawiają się nad stosunkiem przedstawionych wydarzeń do rzeczywistych działań recydywisty z Włodowa. Podczas rozmowy po seansie Łukaszewicz zaznaczył, że starał się zachować maksymalną wierność wobec faktów i że „konfabulacji" dopuścił się jedynie w dwóch przypadkach: koloryzując próbę samobójczą jednego z braci (Nie odbyła się w tak dramatycznych okolicznościach – nie na moście, nad torami, stwierdził reżyser) oraz dodając drastyczności zabiciu psa przez Zaranka (Owszem, zabił psa, ale nie obciął mu głowy jak pokazałem w filmie). Poza tym, jak deklaruje reżyser, wydarzenia ekranowe wiarygodnie odzwierciedlają rzeczywistość.
Powściągliwie opowiedziana, pozbawiona patosu, tchnąca autentyzmem historia. Chciałabym, aby o wielu wydarzeniach z historii Polski opowiedziano w ten sposób – bezpośrednio, ale przejmująco. Doceniam grę aktorską – niezbyt przekonała mnie tylko Marta Honzatko w roli żony Brunona.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
* Ciekawostka dla tych, którzy film widzieli (uwaga, będzie SPOILER) i zastanawiają się nad stosunkiem przedstawionych wydarzeń do rzeczywistych działań recydywisty z Włodowa. Podczas rozmowy po seansie Łukaszewicz zaznaczył, że starał się zachować maksymalną wierność wobec faktów i że „konfabulacji" dopuścił się jedynie w dwóch przypadkach: koloryzując próbę samobójczą jednego z braci (Nie odbyła się w tak dramatycznych okolicznościach – nie na moście, nad torami, stwierdził reżyser) oraz dodając drastyczności zabiciu psa przez Zaranka (Owszem, zabił psa, ale nie obciął mu głowy jak pokazałem w filmie). Poza tym, jak deklaruje reżyser, wydarzenia ekranowe wiarygodnie odzwierciedlają rzeczywistość.