czwartek, 16 sierpnia 2012

Sandomierz tropem Szackiego

Dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie takiego apetytu na odwiedzenie miejsca, w którym się rozgrywa – pisałam w recenzji Ziarna prawdy Zygmunta Miłoszewskiego. Sandomierz będący tłem kryminalnego śledztwa urzekł mnie wtedy tajemniczością, zaintrygował bogactwem architektonicznym, zauroczył kameralnym wdziękiem, który przeplatał się z mrocznym dziedzictwem historii. Obiecałam sobie odwiedzić miejsca, które – przefiltrowane przez wrażliwość Miłoszewskiego – poznałam dzięki wciągającej fabule. Chciałam zderzyć wyobrażenie o Sandomierzu, przytulnym i ujmującym, choć nieco zaściankowym, z własnymi obserwacjami.

Gdy w kwietniu byliśmy z R. na spotkaniu z Miłoszewskim w Toruniu, pisarz uśmiechnął się na widok kolorowych kartek, wklejonych w miejscach, gdzie opisy Sandomierza wydały nam się szczególnie interesujące. Nie każdy szlak z Ziarna udało nam się przemierzyć, bo w mieście spędziliśmy tylko dwa dni, ale czytelniczy apetyt został zaspokojony. (Uwaga dla tych, którzy nie czytali Ziarna: bez obaw, tekst nie zawiera spoilerów :-)

Ratusz na sandomierskim rynku (rozkosznie nierównym) – czyli Sandomierz nr 1.
Niewyraźny widok na Sandomierz nr 3.

O co chodzi z tą numeracją?  Miłoszewski wyszczególnia w swojej powieści trzy miasta w obrębie geograficznego Sandomierza:  

Trzecie to tak zwana huta po drugiej stronie rzeki, memento czasów, kiedy czerwoni usiłowali zmienić mieszczański, kościelny gród w przemysłowe miasto [...] Ponura i brzydka była to dzielnica, strasząca nieczynną stacją kolejową, paskudnym kościołem i ogromnym fabrycznym kominem, który o każdej porze dnia i nocy mordował panoramę Podkarpacia widoczną z wysokiego lewego brzegu Wisły.


Miasto numer dwa to był Sandomierz, w którym faktycznie toczyło się życie. Tutaj było niewielkie osiedle na szczęście niezbyt inwazyjnych bloków, tutaj były dzielnice domków jednorodzinnych, szkoły, parki [...] Ot, polskie powiatowe miasteczko, może trochę bardziej zadbane i ładniej – bo na wzgórzach – położone od innych. Nie wyróżniałoby się jednak na tle niepoliczonych polskich dziur, gdyby nie Sandomierz numer jeden.

Miasto numer jeden to był pocztówkowy Sandomierz ojca Mateusza i Jarosława Iwaszkiewicza, usadowiony na skarpie cukiereczek, którego panorama zachwycała niezmiennie każdego i w której zakochał się swego czasu Szacki
(s. 42-43).


Po rzucie oka na trzy strony miasta, skierowaliśmy kroki do sandomierskiej katedry, której wnętrze – z uwagi na znajdujące się w nim płótno Karola de Prevot – odgrywa znaczącą rolę w Ziarnie prawdy.
Wystrój katedry Miłoszewski określił na toruńskim spotkaniu jako „komiksowo-pornograficzny”. Malarskie kurioza de Prevota potwierdzają tę opinię.
Autor zamieszcza w powieści rozbudowany opis wnętrza świątyni (wszystko po barokowemu przepyszne), m.in. krwawych obrazów zdobiących jej ściany a przedstawiających męczeńską śmierć świętych, patronów różnych miesięcy. To rodzaj perwersyjnego kalendarza – po małej makabrze na każdy dzień roku, zauważa prokurator Szacki. Zainteresowanym polecam lekturę stron 111-115.
Zasłonięty obraz, który przedstawia mord rytualny dokonywany przez Żydów.
Po powrocie na rynek natychmiast wypatrzyliśmy Restaurację Ciżemka. To jeden z lokali, których właściciele przypuszczalnie nie należą do fanów Miłoszewskiego...

Fragment powieści: Sala restauracyjna w Ciżemce [...] była wszystkim tym, czym restauracje w cywilizowanych miejscach przestały być dekadę temu. Wielka nieprzyjazna przestrzeń, stoły nakryte obrusem i serwetą, obite pluszem krzesła z wysokimi oparciami. Na ścianach kinkiety, pod powałą kandelabry. Stukająca obcasami kelnerka musiała przemierzyć tak wielki dystans, że Szacki był pewien: kawa wystygła po drodze. Nie wystygła, wyczuwalna w niej za to była odległa nuta brudnej ścierki [...] – s. 29-30. Dla sprawiedliwości dodam: nie potwierdzamy opinii prokuratora, gdyż nie spróbowaliśmy kawy z Ciżemki.

Spośród obiektów kryminalno-gastronomicznych nie mogliśmy ominąć za to kawiarni Małej. Tu kawa istotnie była pyszna!

Miłoszewski przedstawia kawiarnię Małą jako spełnienie mieszczańskich marzeń o „bezpretensjonalnej małej kafejce na dole” (s. 184). Kieszenie zdecydowanie podzielają mieszczański gust!
Zahaczyliśmy również o księgarnię naprzeciwko, opisaną w Ziarnie jako odtrutkę na empiki, sympatyczną, choć ciut zapyziałą.
Kawa, książki... tymczasem najwyższa pora na bardziej krwawe akcenty! Moi drodzy, oto miejsce znalezienia ciała pierwszej powieściowej ofiary – czyli archiwum państwowe w budynku dawnej synagogi. Zwłoki Elżbiety Budnik, szanowanej bohaterki fikcyjnego Sandomierza, odkryto w krzakach przy dawnych murach miasta...
Wyobraźcie sobie w tym miejscu, po zmroku: Jak porcelanowa laleczka we mgle, pomyślał Myszyński, patrząc na leżące pod synagogą zwłoki. Były nienaturalnie, niepokojąco białe, świeciły brakiem koloru. (s. 18).
A to przypuszczalna sceneria drugiej zbrodni – opustoszały budynek, w którym znaleziono powieszonego mężczyznę (na trop tej ruiny przy ul. Zamkowej naprowadził nas sympatyczny barman z Iluzjonu – dzięki!).
Na zakończenie – wejście na szlak podziemnej trasy turystycznej. Jaki związek ma z Ziarnem prawdy? Przeczytajcie!
Jadąc do Sandomierza, zastanawialiśmy się z R., czy miasto chwali się bestsellerowym kryminałem. Mieliśmy okazję to sprawdzić – wybraliśmy się na pieszą wycieczkę z przewodnikiem. Jak się okazało, kryminalne wątki, owszem, należą do stałego repertuaru turystycznych szlaków, nie są to jednak miejsca związane z Ziarnem prawdy, lecz... z Ojcem Mateuszem. Przewodnik obszernie opowiadał o skrzyżowaniu, przy którym Artur Żmijewski zderzył się z innym bohaterem na rowerze, wskazywał miejsca spotkań wybranych postaci z serialu – a ja zastanawiałam się, dlaczego Ziarno nie jest w ogóle eksploatowane jako źródło atrakcji turystycznych. (Dziś wygooglałam takie ogłoszenie PTTK – dobry znak).

Spytaliśmy o to przewodnika, na co, skądinąd sympatyczny mężczyzna, odpowiedział: „Ziarno prawdy”? Nieee, znajoma z Muzeum Długosza mówiła mi, żebym tego absolutnie nie czytał! Mieszkańcy przedstawieni są jako zaściankowi, o wąskich horyzontach... Okropnie opisane miasto! Gdy oponowaliśmy, tłumacząc, że wizerunek Sandomierza nie jest tam wprawdzie cukierkowy, ale jesteśmy żywym dowodem, że niebanalny, pełnokrwisty
portret miasta stanowi skuteczniejsza zachętę do odwiedzenia Sandomierza, niż lukrowana pocztówka, przewodnik wydawał się wahać... ale do końca pozostał sceptyczny.

O Ziarno prawdy zagadnęliśmy również panią z księgarni. Stwierdziła, że niechęć niektórych sandomierzan do powieści wynika z tego, że rozpoznali się na kartach książki – zwłaszcza wśród urzędników i włodarzy miasta. Nie mnie ocieniać, nie znam sandomierskiej administracji, ale pozostaję przy zdaniu, że wielowymiarowy, krytyczny pejzaż miasta mocniej działa na wyobraźnię niż wyidealizowana bajka.
Mmm... Bardzo lubię takie podróże. Z przyjemnością odnajduję miejsca, które zapadły mi w pamięć  jako sceneria filmu czy książki (wspominałam Wam o tym przy okazji sopockiej szafy). Dlatego wierzę, że takich relacji znajdzie się w Kieszeniach jeszcze niemało... o ile tylko powiodą się nasze podróżnicze plany. Tymczasem zachęcam do odwiedzenia Sandomierza – jeśli nie czytaliście jeszcze Ziarna prawdy, koniecznie zróbcie to w tym mieście. 
P.S. Z tego miejsca pozdrawiam Łukasza, który wytrwale wypatrywał ze mną fragmentów Sandomierza nr 1, 2 i 3!

16 komentarzy:

  1. Geograf-amator Łukasz informuje iż z przyjemnością uczestniczył w poszukiwaniu poszczególnych wariantów Sandomierza :-) Co ciekawe do dnia dzisiejszego jedyny znany mu fragment "Ziarna prawdy" to własnie opis 3 Sandomierzów :-) Poprzysiągł jednak sobie szybkie nadrobienie braków, tak aby świeże jeszcze sandomierskie obrazy nie zatarły się w jego pamięci...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Nie byłam w Sandomierzu ani nie czytałam jeszcze "Ziarna prawdy", a teraz mam ochotę i na jedno, i na drugie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja byłam w Sandomierzu latem 2009r. czyli mniej więcej wtedy, kiedy toczy się akcja książki. I moja ocena podziemnej rasy turystycznej była bardzo podobna - jak można spaprać taki fajny pomysł?!

    Z opisów miasta najbardziej podobał mi się ten fragment, kiedy Szacki wspomina o jakichś dzikich zaroślach, które w powszechnej opinii są siedliskiej gwałtu i morderstw a on z żałością konkluduje, że pogłoski są nieprawdziwe ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opinią takich zarośli cieszyły się w Sandomierzu Piszczele obecnie po rewitalizacji jako Park nie przypominają niczym dawnych, dzikich, zarośniętych i mrocznych.

      Usuń
    2. Anonimowy, dzięki za uściślenie.

      Usuń
  4. @Smerfie-Geografie Łukaszu, a jak oceniasz klubowe klimaty Sandomierza? Podobno widziano Cię grającego w rosyjską ruletkę;)

    Moim zdaniem Sandomierz to całkiem znośne miejsce na weekend, nie dłużej. Zdecydowanie ciekawsze niż Przemyśl. Podróż marszrutkami na granicę na zawsze pozostanie w pamięci :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewenemencie, z wypraw literackich mocno polecam Sztokholm śladami Larssona. Miasto piękne, mieszczańskie kawiarenki na każdym niemal kroku (w końcu spożycie kawy w Skandynawii jest najwyższe w Europie ;), a loty można upolować bardzo tanio. Fakt, że do najtańszych miast Sztokholm nie należy, ale uważam, że warto zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Łukasz, może sama do tego rękę przyłożę, pożyczając Ci książkę!

    Magdalaena, pamiętam, że już kiedyś o tym wspominałaś - Twoją opinię podzielił nawet nasz przewodnik po Sandomierzu, twierdząc, że podziemna trasa jest stanowczo przereklamowana.

    Anonimowy, dziękuję za polecenie (argument z kawą dodatkowo do mnie przemawia ;-), choć - co tu kryć - kontrargument cenowy robi swoje. Niemniej może kiedyś się uda... Z przyjemnością zobaczyłabym miasto, które znam dotąd tylko z Eurobusinessu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany, Ciebie do Sandomierza zachęcił Miłoszewski, a mnie - Twoja relacja i do Miłoszewskiego, i do Sandomierza :) Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobra relacja (w naturalny sposób nasuwało mi się słowo "recenzja", ale się zrefektowałem :) Chyba skuszę się na "Ziarno".

    OdpowiedzUsuń
  9. Z przyjemnością przeczytalismy opis wycieczki zainspirowanej powieścią. A jako, że Zygmunt Miłoszewski jest bliski naszemu sercu, przyjemność była tym większa. A zdjęcia - wisienka na torcie tego podróżniczego reportażu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ROZKWAŚ POLAKA!, po pierwszym szoku związanym z Twoim nickiem - serdecznie dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawy reportaż. Tęsknię za Twoimi recenzjami książkowymi :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Właśnie kończę książkę, mieszkam w okolicy Sanodmierza, muszę się wybrać na taką wycieczkę!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Poszukujących jeszcze więcej tajemnic sandomierskich zapraszamy na zwiedzanie z przewodnikiem po Sandomierzu :) Więcej na http://aviatour.net.pl/o-nas/uslugi-przewodnickie/

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.