Czyli recenzja dwóch wydarzeń - kinowego i literackiego - których nie łączy prawie nic, poza tym, że ich autorki są kobietami i że akurat niedawno ponownie się z nimi zetknęłam.
Bling ring, reż. Sofia Coppola
Siedząc w kinie przed seansem nowego filmu Coppoli, zastanawiałam się, dlaczego wyświetlane są przed nim najbardziej badziewne zwiastuny świata - sami superbohaterowie, roboty wyzierające z ludzkich korpusów, obślizgłe kreatury; przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy siedzimy we właściwej sali - w końcu trailery są jakoś targetowane. Ale nie, dobór filmowych reklam wynikał raczej z tego, że Bling ring też mógł być kierowany do zblazowanych nastolatków.
Film niestety jest rozwlekły i nudny. W 80% składa się z tych samych ujęć -
bohaterowie włamują się do rezydencji gwiazdy, bohaterowie przymierzają kreacje i błyskotki, bohaterowie jadą samochodem i śpiewają na
głos wraz z wykonawcą, bohaterowie szaleją w klubie. Aha, jeszcze publikują zdjęcia na Facebooku. I taka seria jakieś pięć razy, zawsze tak samo, bez
żadnych dodatkowych atrakcji. Zmieniały się tylko marki... ale nie, nie posunę się do złośliwego podejrzenia, że celem tych powtarzalnych sekwencji był zarobek na lokowaniu produktów, jak we fragmentach Seksu w wielkim mieście II. Gdy akcja zaczęła nabierać tempa (nareszcie!)... film się skończył.
Coppola nakręciła Bling ring w oparciu o prawdziwe wydarzenia - szajka licealistów faktycznie włamywała się do domów VIP-ów i plądrowała luksusowe garderoby, wynosząc naręcza markowych torebek i designerskich butów. Tyle, że film nie przynosi niczego więcej poza tym jednym zdaniem streszczenia, które Wam przekazałam. No dobra, jest i odkrywcza refleksja nad ślepym dążeniem współczesnej młodzieży do popularności, nad desperackim szukaniem dróg, by zaistnieć. Poza tym - smutno, miałko, powierzchownie. Wydaje się, że autorka Między słowami (serio..??) nakręciła ten film w weekend.
- Czy ludzie naprawdę masowo pozostawiają portfele w otwartych samochodach? (Ewenement dziwi się światu).
- Zabawny akcent: poduszki w domu Paris Hilton.
- Czołówka filmu to powtórka rozwiązań z Marii Antoniny - dynamiczna muzyka, swobodna czcionka w żywym kolorze i seria kadrów z detalami: buty, torebka, biżuteria. Tam czołówka była identyczna, różniła się tylko estetyka gadżetów (tam XVIII wiek we wdzięcznym ujęciu pop, tu dzisiejsze brandy).
- Emma Watson fajna, zadziorna. Myślę, że dla jej kariery (przełamanie wizerunku z serii o Harrym Potterze) ten film będzie miał znacznie większe znaczenie, niż dla kinomanów.
Pierwsze z nich recenzowałam w Kieszeniach (tu np. Księżniczka z lodu i Kamieniarz), ale przy późniejszych się zaniedbałam i dziś zbiorę w jedną całość wrażenia ukryte z tyłu głowy. Jestem krótko po lekturze Syrenki i Latarnika (tego ostatniego - spaskudzonego przez Wysokie Obcasy, ale o tym później).
Moja opinia o Läckberg się potwierdziła - uważam, że autorka pomysłowo plecie kryminalne intrygi i potrafi skutecznie dawkować napięcie. Natomiast jej powieści są niespecjalnie dobre literacko - sporo tu frazesów typu: Coś mu nie pasowało, ale nie wiedział, co, powtórzeń w zdaniach i ogólnie kanciastych wyrażeń. No i główni bohaterowie - ci, którzy powracają na łamach kolejnych tomów - bywają kartonowi, choć ten ostatni punkt zmienia się z czasem, więc wierzę, że z tomu na tom będzie lepiej.
Co można bez wyrzutów sumienia omijać w kryminałach Camilli Läckberg? Dialogi obyczajowe, przekomarzania się małżonków czy odprawy w komisariacie - które jedynie powtarzają wcześniejsze ustalenia albo ilustrują powolność umysłu szefa miejscowej policji (niezbyt błyskotliwie, bo ten szef należy do postaci utkanych z trzech cech na krzyż). Szybko wertować można charakterystyki głównych bohaterów, policjantów, ich żon, sióstr i innego stałego inwentarza.
Co pozostaje bardzo udane i przemyślane? Intrygi, przyczyny morderstw, rodzinne sekrety sprzed lat, zawikłane motywacje zbrodniarzy... Warstwa kryminalna nie zawiedzie miłośników gatunku - Läckberg sięga po coraz to nowe odcienie zbrodni, różnicuje śledztwa, serwuje dużo soczystej rozrywki. Ja sama z pewnością prześledzę jej kolejne fabuły.
Tym bardziej, że stęskniłam się za niespodzianką, bo radość z ostatniego tomu - Latarnika - popsuła mi dziennikarka WO, która w pierwszym pytaniu wywiadu z Läckberg zaserwowała... paskudny spojler. Łudziłam się później, że może to tylko jeden z wątków książki, może będzie i inna tajemnica - ale nie, Magdalena Grzebałkowska pogrzebała cała intrygę. Do dziś dziwię się, jak można w wywiadzie z autorką kryminałów - czyli materiale skierowanym raczej do miłośników gatunku, niż np. pasjonatów szwedzkich kobiet w ogóle - zdradzić rozwiązanie. (Kto czytał Latarnika lub nie zamierza, linkuję wywiad, sprawdźcie sami).
Za najlepszą część sagi o mieszkańcach Fjalbacki uważam tom Niemiecki bękart - to powieść napisana wartko, pełnokrwiście, ze zgrabnie wplecionym wątkiem zbrodni wojennych - więc polecam dotrzeć w czytaniu sagi chociaż do niej. Albo, jeśli nie jesteście ortodoksyjni w lekturze chronologicznej, przeczytać tylko ją ;-) A w temacie kryminałów i thrillerów, właśnie jestem w trakcie Bezcennego Miłoszewskiego - tym razem nie o prokuratorze Szackim, ten musi poczekać na swój kolejny tom. Zobaczymy.
Moja opinia o Läckberg się potwierdziła - uważam, że autorka pomysłowo plecie kryminalne intrygi i potrafi skutecznie dawkować napięcie. Natomiast jej powieści są niespecjalnie dobre literacko - sporo tu frazesów typu: Coś mu nie pasowało, ale nie wiedział, co, powtórzeń w zdaniach i ogólnie kanciastych wyrażeń. No i główni bohaterowie - ci, którzy powracają na łamach kolejnych tomów - bywają kartonowi, choć ten ostatni punkt zmienia się z czasem, więc wierzę, że z tomu na tom będzie lepiej.
Co można bez wyrzutów sumienia omijać w kryminałach Camilli Läckberg? Dialogi obyczajowe, przekomarzania się małżonków czy odprawy w komisariacie - które jedynie powtarzają wcześniejsze ustalenia albo ilustrują powolność umysłu szefa miejscowej policji (niezbyt błyskotliwie, bo ten szef należy do postaci utkanych z trzech cech na krzyż). Szybko wertować można charakterystyki głównych bohaterów, policjantów, ich żon, sióstr i innego stałego inwentarza.
Co pozostaje bardzo udane i przemyślane? Intrygi, przyczyny morderstw, rodzinne sekrety sprzed lat, zawikłane motywacje zbrodniarzy... Warstwa kryminalna nie zawiedzie miłośników gatunku - Läckberg sięga po coraz to nowe odcienie zbrodni, różnicuje śledztwa, serwuje dużo soczystej rozrywki. Ja sama z pewnością prześledzę jej kolejne fabuły.
Tym bardziej, że stęskniłam się za niespodzianką, bo radość z ostatniego tomu - Latarnika - popsuła mi dziennikarka WO, która w pierwszym pytaniu wywiadu z Läckberg zaserwowała... paskudny spojler. Łudziłam się później, że może to tylko jeden z wątków książki, może będzie i inna tajemnica - ale nie, Magdalena Grzebałkowska pogrzebała cała intrygę. Do dziś dziwię się, jak można w wywiadzie z autorką kryminałów - czyli materiale skierowanym raczej do miłośników gatunku, niż np. pasjonatów szwedzkich kobiet w ogóle - zdradzić rozwiązanie. (Kto czytał Latarnika lub nie zamierza, linkuję wywiad, sprawdźcie sami).
Za najlepszą część sagi o mieszkańcach Fjalbacki uważam tom Niemiecki bękart - to powieść napisana wartko, pełnokrwiście, ze zgrabnie wplecionym wątkiem zbrodni wojennych - więc polecam dotrzeć w czytaniu sagi chociaż do niej. Albo, jeśli nie jesteście ortodoksyjni w lekturze chronologicznej, przeczytać tylko ją ;-) A w temacie kryminałów i thrillerów, właśnie jestem w trakcie Bezcennego Miłoszewskiego - tym razem nie o prokuratorze Szackim, ten musi poczekać na swój kolejny tom. Zobaczymy.
Zamieściłam zdjęcie szwedzkiej okładki, bo na końcu powieści, w podziękowaniach, autorka wyznaje, że długo i z trudem szukała odpowiedniej latarni na okładkę. Mam nadzieję, że to ta.