poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Pikując w Picoult


Na książki Jodi Picoult trafiłam przypadkiem – przeglądając gazetowe forum internetowe pod kątem recenzji Margaret Atwood, natknęłam się na opinię, że „zwolennicy Atwood polubią też Picoult”. To doprowadziło mnie do recenzji Bez mojej zgody – bodaj najsłynniejszej powieści Picoult (wyd. 2004). W wypowiedziach czytelników (choć chyba głównie – czytelniczek) powracały pozytywne opinie o wciągającej fabule, wiarygodnych portretach psychologicznych czy wreszcie – ciekawym ujęciu trudnych problemów etycznych. Wkrótce usłuszałam, że sugestywnie przedstawione emocje bohetarów czy doniosłość poruszanych problemów moralnych cechują większość powieści Picoult. Zaintrygowana, sięgnęłam po chwalone Bez mojej zgody.

I cóż... Skłamałabym pisząc, że książka mnie nie wciągnęła - połknęłam ją w ciągu kilku dni, poświęcając na czytanie każdą wolną chwilę przy śniadaniu, w drodze do pracy czy na przystanku autobusowym. Zaciekawiona, wertowałam kolejne strony – chwilami autentycznie emocjonując się poczynaniami bohaterów.

Niestety, nie brakowało i chwil, kiedy boleśnie banalne sformułowania czy schematyczne dialogi działały na mnie jak kubeł zimnej wody. Zdarzało się, że fragmenty powieści – z założenia, zdaje się, intrygujące – przebiegały w sposób szalenie przewidywalny (choćby drugoplanowy wątek romansu Julii i Campbella) i bezceremonialnie wyrywały mnie z literackiego świata. Irytowała mnie również narracja – teoretycznie prowadzona przez różne postaci, a w praktyce - zupełnie nie zindywidualizowana. Każdy z bohaterów myślał, czuł, mówił tymi samymi sformułowaniami.

Nie żałuję jednak, że dotrwałam do końca – zakończenie rzuciło nowe światło na całą historię i ze względu na nie warto było przeczytać wszystko, czym Picoult chciała się z nami podzielić.

Po lekturze Bez mojej zgody pozostałam z wrażeniem: "Ciekawa, lekko napisana książka - chwilami wiarygodna, chwilami grubymi nićmi szyta – ale zasadniczo przyjemna w odbiorze. Świetna lektura do pociągu czy na gwarną plażę, kiedy ciężko nam skoncentrować się na subtelnych zabiegach narracyjnych ;-) Wciąga, porusza dość uniwersalne problemy, ale żeby jakoś szczególnie silnie grała na emocjach czy skłaniała do wnikliwych refleksji – co to, to nie."

Zdążyłam zapomnieć o Picoult, gdy niedawno - przy okazji weekendowego wyjazdu nad morze (mamy z R. taki zwyczaj, że z każdych wakacji staramy się przywieźć jakąś pamiątkę z namiotów Taniej książki :-) natknęłam się na Deszczową noc. Pomyślałam, że to dobry sposób, by zweryfikować opinię o autorce – tym bardziej, że ulewy i błyskawice wskazywały na wyjątkową zbieżność tytułu z naszymi miniwakacjami ;-) Zaczęłam więc czytać...

I znów okazało się, że nie wiedzieć kiedy, znalazłam się na dwusetnej stronie powieści – ale i znów nie brakowało przystanków pod tytułem: "Czy autorka pisała to po nieprzespanej nocy?!" ;-) Przyznam, że bardzo lubię od czasu do czasu dać się wciągnąć zawiłościom fabularnym, ulec bez reszty samej historii – zwłaszcza, jeśli mam do czynienia z klasycznym czytadłem. Ale i w tej powieści fragmenty typu: Wszedł na zaplecze i stanął przed maleńkim lustrem (...) Zobaczył oznaki trawiącego go ognia – zaróżowione policzki – i przypomniał sobie, że to u niego oznaka głębokiego zakochania – skutecznie sprowadzały mnie na ziemię ;-)

Dla zainteresowanych linkuję początkowy fragment powieści – który da Wam wyobrażenie o stylu Picoult, a przy okazji zarysuje akcję (kto wie, może skłoni Was do lektury całości). Nie zdradzę więcej, bo sama nie znoszę wszelkiej maści spojlerów, a na okładkach książek jest ich aż nadto.

Zasadniczo Deszczowa noc poruszyła mnie (choć nie wiem, czy to
nawet nie zbyt mocne słowo) mniej niż Bez mojej zgody, więc zainteresowanym polecam raczej tę pierwszą powieść. W przypadku drugiej po lekturze kilku pochlebnych recenzji, powołujących się na emocjonującą, pełną zaskakujących zwrotów fabułę, byłam zaskoczona tym... że nic mnie w tej powieści nie zaskoczyło.

I uwaga na zakończenie – czy ktoś ma pomysł, dlaczego oryginalny tytuł Mercy przetłumaczono na Deszczową noc? Motyw litości, różnych odcieni współczucia czy pytania o granice przebaczenia pobrzmiewają w całej powieści, więc doprawdy, wierność wobec oryginału byłaby lepszym pomysłem... Po co więc ta noc? Chciałoby się powiedzieć tłumaczowi: Deszczowa noc? Litości...;-)

9 komentarzy:

  1. W kwestii tytułu - jajako tłumacz :) stanę w obronie kolegi lub koleżanki po fachu - tytuły książek wymyślają nie tłumacze, lecz wydawnictwa, a konkretnie - ich działy marketingu i promocji, albowiem tytuł (oprócz okładki) to jedna z głównych rzeczy, które "sprzedają" książkę. Jeśli więc marketingowiec w wydawnictwie uzna, że tytuł będący w miarę wiernym przekładem z oryginału jest mało "sprzedajny", to będzie naciskał na jego zmianę. Oczywiście dobre wydawnictwa z tłumaczami na ten temat negocjują i rozmawiają (oraz mają inteligentne działy marketingu), co nieraz owocuje dobrym kompromisem między chwytliwością tytułu a jego zgodnością z duchem oryginału. Wiele zależy od charakteru wydawnictwa, charakteru książki (wielkim dziełom raczej nie wypada zmieniać tytułów na kompletnie od czapy :-). Podobne rzeczy dzieją się, jak wiadomo, z tytułami filmów - tu pomysły polskich dystrybutorów są często zdumiewające...

    Trudno mi jako niefachowcowi stwiedzić, na czym polega mrketingowa przewaga "Deszczowej nocy" nad np. "Przebaczeniem", ale skoro już ktoś wymyślił całkiem nowy tytuł, to może coś za tym stoi...

    To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu. Bardzo mi się tu podoba i zamierzam bywać! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasico, przede wszystkim - witam Cię serdecznie!:)

    Co do tłumaczenia - masz rację, powinnam była na to wpaść, bo sama nieraz złościłam się z powodu tytułów filmów idiotycznie deformowanych przez dystrybutorów (mój faworyt to "Human nature" przełożone na "Wojna plemników";) Logiczne więc, że na rynku wydawniczym obowiązują podobne zasady.

    Tyle, że... niezmiennie mnie to zastanawia - bo OK, rozumiem, że "Deszczowa noc" nie jest jakoś szczególnie absurdalna czy niegramatyczna, więc teoretycznie w niczym nie przeszkadza czytelnikowi. Ale... jest po prostu zupełnie innym tytułem, niż ten nadany przez autora:) A żadnych dodatkowych wartości, moim zdaniem, nie wnosi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Ewo, ciekawe to co napisałaś. Ja zaczęłam od „Bez mojej zgody”, a potem połknęłam jeszcze dwie następne „Czarownice z Salem Falls” i „Dziewiętnaście minut”. Może i były tam jakieś kiczowate momenty, ale szczerze mówiąc nie zwróciłam uwagi tylko dałam się ponieść... :-)

    A słyszałam ostatnio, że nakręcono film na podstawie „Bez mojej zgody”, ma niedługo wejść do kin. Ciekawa jestem tego.

    Pozdrowienia,

    Asia

    OdpowiedzUsuń
  4. Asiu, dzięki za info o filmie - właśnie wyszperałam zwiastun. W roli matki - Cameron Diaz;)

    http://www.youtube.com/watch?v=EdZZLdjBfCI

    OdpowiedzUsuń
  5. Mama Cameron Diaz?... O.o... Dzięki za zwiastun, obejrzę sobie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zuzanna (zazulla@gazeta.pl)3 czerwca 2010 19:24

    Właśnie oglądnęłam film z Diaz. Smutny a może po prostu wzruszający? Sama Diaz grała ok, ale nie wiem czy normalnie wygląda tak czy była jakoś ucharakteryzowana, bo wypadła mocno kontrastowo z czerwonodywanowym wizerunkiem :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazu, dzięki za opinię - muszę w końcu sama dorwać ten film i obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  8. I znowu linki mnie przyciągnęły do starego posta. Przeczytałam jedną książkę Picoult "Dziesiąty Krąg", rzeczywiście czytało się szybko i sprawnie, ale jakoś tak czegoś brakowało i trochę mnie drażniły pewne uproszczenia, język, narracja, czy naciągane, dziwne porównania. Pomyślałam sobie wtedy, że to taka "babska literatura", ale babska w złym tego słowa znaczeniu, bo jest dużo naprawdę ciekawych książek, napisanych dla kobiet i stwierdziłam, że już więcej po tę autorkę nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Malino, cieszę się, że tu trafiłaś - bardzo lubię, gdy ktoś nowym komentarzem odświeża wpis z przeszłości:-) Z Picoult mamy podobne wnioski - ja też ostatecznie stwierdziłam, że zbyt wiele mi jeszcze zostało do przeczytania, by poświęcać uwagę jej bujnym, grubo ciosanym fabułom;-)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.