wtorek, 25 sierpnia 2009

Sam o dwojgu

Jednym z najprzyjemniejszych wspomnień przywiezionych z Kazimierza jest dla film Para na życie (Away we go) Sama Mendesa (znów niebanalne tłumaczenie tytułu...).

Główni bohaterowie filmu to Verona i Bart – para spodziewająca się dziecka. Na wieść, że rodzice Barta wyjeżdżają na pół roku do Belgii, bohaterowie postanawiają również się wyprowadzić i poszukać dla siebie nowego miejsca na ziemi. Wyruszają  w podróż prowadzącą przez domostwa krewnych i znajomych (niekiedy – wyjątkowo barwnych), szukając domu, w którym poczuliby się szczęśliwi.

Cały film to relacja z ich podróży (wiem, wiem – znowu ;-) –
chwilami bardzo zabawna (patrz: zabiegi Barta, służące przyspieszeniu tętna dziecka), chwilami melancholijna, a jako całość – szalenie ujmująca. Bohaterowie tworzą oryginalną, nielukrowaną parę, a sposób przedstawienia ich przez Mendesa – ciepły i pełen życzliwości – sprawia, że film emanuje pozytywną energią (jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało).

Przyznam, że w trakcie seansu nasunęło mi się wspomnienie poprzedniego tytułu Mendesa –
Drogi do szczęścia (Revolutionary Road). Fabuła obu filmów jest w zasadzie podobna – mamy parę bohaterów, pojawia się motyw podróży, a także – oczekiwanie na dziecko. O ile jednak w Away we go ciąża zostaje przyjęta pogodnie, a podróż (odbywana w zasadzie dość niechętnie, z poczucia przymusu) ma pomóc bohaterom w odnalezieniu miejsca odpowiedniego do wychowywania potomka, o tyle w Revolutionary Road wyjazd do Paryża stanowić miał z założenia spełnienie marzeń, sposób na ucieczkę od dusznej codzienności. April, główna bohaterka Drogi (Kate Winslet) wierzyła, że uda jej się zrealizować dawne aspiracje aktorskie, a emocjonujące paryskie życie przekreśli rutynę, która znaczyła jej dotychczasowy byt. Niestety, kres planom wyjazdu położyła niespodziewana ciąża.
Światy przedstawione obu filmów są mocno skontrastowane – Away we go to obraz współczesny, bohaterowie są parą od lat i nie zamierzają się pobrać, a ich znajomi to niezależni ludzie, realizujący różne modele wspólnego życia. Z kolei życie April i Franka jest silnie przefiltrowane przez obyczajowość lat 50. – obserwując bohaterów w pracy czy podczas spotkań towarzyskich, co krok natykamy się na stereotypowe ujęcie relacji małżeńskich czy anachroniczne wizje ról społecznych. Znamienne zresztą, że podczas gdy plany April i Frank bulwersują ich konserwatywnych znajomych, w Away we go to młodzi bohaterowie traktują wyjazd swoich rodziców jako decyzję zaskakującą, niedojrzałą i nieodpowiedzialną (natomiast para seniorów – podekscytowana i pełna entuzjazmu – przygotowuje się na przygodę życia). Myślę, że rozpatrywanie tych filmów wspólnie, jako dwóch oddzielnych, choć zbieżnych w wielu punktach, wypowiedzi Mendesa na temat relacji międzyludzkich, byłoby całkiem ciekawym przedsięwzięciem krytycznofilmowym.

Tymczasem właśnie doczytałam się, że niektórzy recenzenci zarzucają Drodze anachronizm, naiwność i brak wiarygodności. Nie sądzę jednak, by akurat osadzenie w konkretnych realiach społecznych i rzekome zlekceważenie zmian obyczajowych, jakie zaszły od lat 50. – co sugeruje Janusz Wróblewski (Jesteśmy bogatsi o doświadczenie kontestacji, seksualnej wolności, rozpadu wartości rodzinnych i lekturę Houellebecqa. – pisze z emfazą recenzent) – faktycznie przekreślało uniwersalizm filmu Mendesa. Ja, jeśli polecałabym Drogę ostrożniej, to raczej ze względu na dość senny i stonowany sposób prowadzenia narracji, który nie wszystkim musi odpowiadać, bynajmniej jednak nie z powodu „anachroniczności”.

Podsumowując –
Away we go to film pogodny i bezpretensjonalny, kreślący wizję szczęścia bez patosu – wiarygodnie, z oddechem i dystansem wobec bohaterów. Revolutionary Road to obraz gorzki i przygnębiający, przesycony duszną atmosferą frustracji i pseudoidyllą zaściankowych przedmieść. Polecam oba – na dwa oddzielne wieczory.

P.S. Z innej beczki – jeśli ktoś z Was oglądał serial
The Office, z pewnością zauważy, że w Away we go gra John Krasinski, odtwórca roli Jima.

7 komentarzy:

  1. Fajnie piszesz, nawet jeżeli czynisz to w samotności (czyt. bez emfazy).

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogę do szczęścia obejrzałam z przyjemnością i odpowiadał mi ten senny sposób narracji, film, który teraz polecasz obejrzę pewnie z jeszcze większą przyjemnością ze względu na bardziej radosny klimat :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja, dziękuję (czy raczej: Ci, dziękuję;)

    Ogiu, jestem pewna, że Ci się spodoba:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie obejrzałam Away we go, bardzo sympatyczny, zabawny i co najważniejsze nie głupi film. Revolutionary Road widziałam już dość dawno temu, ale rzeczywiście ciekawe jest spojrzenie na oba filmy jednocześnie, to znaczy na elementy wspólne obu historii i na zupełnie inne emocje i rozwiązania. Inne są też wrażenia z oglądania obu filmów, Away we go napawa optymizmem, to bardzo pozytywny film, a Revolutionar Road dość mocno mną wstrząsnął i zdołował.

    OdpowiedzUsuń
  5. Malino, cieszę się, że "Away we go" Ci się podobał. Z racji tego, że właśnie pojawił się w polskich kinach, sama mam ochotę obejrzeć go raz jeszcze :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten film swojego czasu często leciał na "Ale kino" - zawsze, gdy się na niego natykałam, wywoływał mój uśmiech:)

    OdpowiedzUsuń
  7. P.S. A Mendes dla odmiany po "Rewolutionary Road" i "Away we go" wyreżyserował... "Skyfall":)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.