wtorek, 6 października 2009

Bękadry

Poniżej parę migawkowych wspomnień z Bękartów wojny Quentina Tarantino. Film bardzo polecam – oszczędzę sobie jednak szczegółowej recenzji, bo nie lubię snuć rozważań nad postmodernizmem Tarantino, intertekstualnością jego filmów, swobodą traktowania tematu wojny czy żonglowaniem konwencjami. Bękarty to Bękarty;)

I choć filmy Tarantino są moim zdaniem bardzo przyjazne dla analiz filmoznawczych (któż nie lubi wychwytywać aluzji do innych gatunków filmowych czy dyskretnych ukłonów w stronę historii kina? któż nie chciałby porównać np. różnych ujęć motywu zemsty w ostatnich filmach Tarantino?;), to w ich przypadku lubię serwować sobie całkowitą beztroskę. Bo jasne, że dialogi są błyskotliwe, jasne, że twarze aktorów niebanalne, że muzyka zapada w pamięć, scenariusz jest pokręcony i porwany epizodami, a wszystko okraszone czarnym humorem i zgrabnie wystylizowaną przemocą. Jest to, co zwykle;) I jest dobrze. Zobaczcie sami.

P.S. Akcent Brada Pitta, owszem, zabawny, ale sto razy większe wrażenie robi
ogólnie Christoph Waltz;)
P.S.
Stwierdzenie, że Til Schweiger nie mógł poszaleć i nudził się na planie, to bzdura;)

4 komentarze:

  1. straszną mam ochotę wyleźć ze swojej ciepłej norki i zobaczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. M., zakładaj szalik i śmigaj do kina!:) Naprawdę warto - zwłaszcza w takie ponure, zimowe dni.

    OdpowiedzUsuń
  3. jutro ;) kulega obiecał mnie wyszarpnąć z czeluści przedtelewizorno-łóżkowych, się podzielę wrażeniem ;)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.