Niedawno ruszyły nowe ramówki telewizyjne, stacje prześcigają się w konkursach talentów – a ja przy każdym zwiastunie tego typu programu, słysząc fragmenty dziesiątych wykonań Niemena czy Adele, nie mogę wyjść z podziwu... jak wielu jest wciąż na świecie młodych, utalentowanych ludzi. Którzy śpiewać potrafią, w zasadzie mogliby uczynić z tego sposób na życie, ale którzy do tej pory nie zostali odkryci i – znamy ten scenariusz – odkryci nie zostaną.
W większości przypadków, w wariancie optymistycznym, zawładną na kilka tygodni zapowiedziami programów, serwujących wciąż tę samą frazę jednej piosenki, niezapomnianego wykonania kultowego przeboju, okraszonego przejmującym cytat z gwiazdy-jurora (Na taki występ czekałem... Polskiej scenie muzycznej brakuje Twojego głosu!). Potem, wiadomo, koniec programu, odpryski popularności jeszcze w telewizjach śniadaniowych, a następnie już tylko cisza, zwyczajne życie i konieczność znalezienia swojego miejsca w świecie na nowo. Samodzielnie, bez stylistów, bez drogowskazów lśniącego formatu telewizyjnego – gdy okazuje się, że ścieżki na skróty jednak nie ma, że po wszystkich efektownie zrealizowanych występach człowiek i tak pozostaje sam, z odpowiedzialnością za własne życie. I jeszcze epilog, dwa lata później, w postaci artykułu w serwisie plotkarskim: Zobacz, jak teraz wygląda Stefan, który przed laty porwał nas wykonaniem We are the champions! Gruby? ;-)
W większości przypadków, w wariancie optymistycznym, zawładną na kilka tygodni zapowiedziami programów, serwujących wciąż tę samą frazę jednej piosenki, niezapomnianego wykonania kultowego przeboju, okraszonego przejmującym cytat z gwiazdy-jurora (Na taki występ czekałem... Polskiej scenie muzycznej brakuje Twojego głosu!). Potem, wiadomo, koniec programu, odpryski popularności jeszcze w telewizjach śniadaniowych, a następnie już tylko cisza, zwyczajne życie i konieczność znalezienia swojego miejsca w świecie na nowo. Samodzielnie, bez stylistów, bez drogowskazów lśniącego formatu telewizyjnego – gdy okazuje się, że ścieżki na skróty jednak nie ma, że po wszystkich efektownie zrealizowanych występach człowiek i tak pozostaje sam, z odpowiedzialnością za własne życie. I jeszcze epilog, dwa lata później, w postaci artykułu w serwisie plotkarskim: Zobacz, jak teraz wygląda Stefan, który przed laty porwał nas wykonaniem We are the champions! Gruby? ;-)
Patrzę na te wszystkie oczy pełne nadziei i cieszę się, że pracuję w branży, która nie ma swojego show. Że nie bywam poddawana pokusom sprawdzenia się na ekranie, przed kamerami, w rywalizacji np. z copywriterami z castingu z Częstochowy ;-) Że nie ulegam złudzeniu, że teraz ktoś się mną zajmie, odkryje, wywinduje na sceny światowe. Delektuję się tą myślą, że reklama to praca zbiorowa, działanie z natury anonimowe (co ma swoje dobre strony, nie ukrywajmy – nie wszystkie teksty własnego autorstwa chciałabym mieć wyryte na grobie ;-), gdzie talent czy kompetencje nie są mierzone obecnością w mediach. Albo wynikami wyszukiwania nazwiska w google'u. Cieszę się, że nie staję przed takim wyborem, bo moje, nieokiełznane chwilami, ambicje mogłyby mi taki pomysł podsunąć. I nie zazdroszczę wszystkim aspirującym wokalistom takich pokus.
A Wy, wyobrażacie sobie talent show związany z Waszym zawodem? :-) Jak by wyglądał? Mielibyście ochotę wziąć w nim udział?
Tymczasem dzisiaj piękny dzień, dokładnie taki, na jaki czekałam od pięciu weekendów, które R. spędzał w podróżach służbowych. Marzyło mi się, by wyjść na długi spacer, porobić trochę zdjęć, powdychać zimne powietrze. Jedyny warunek – słońce; może rozświetlać piętrowe śniegi albo błotniste ulice, byle się pojawiło. Dziś przyszło, z cudną połacią niebieskiego nieba, ale niestety – dla mnie do oglądania jedynie przez szybę, bo dopadła mnie grypa. Na zdjęciu więc mój pejzaż zastępczy, z Klarą w roli pełni. Miłego wieczoru, Kieszeniarze!
P.S. Szablon może jeszcze się zmienić, bo – choć taki uporządkowany – miewa więcej kłopotów technicznych (np. komentarze, które raz są widoczne, raz nie), niż mój starszy, składany w manufakturze Kieszeni.
P.S. Szablon może jeszcze się zmienić, bo – choć taki uporządkowany – miewa więcej kłopotów technicznych (np. komentarze, które raz są widoczne, raz nie), niż mój starszy, składany w manufakturze Kieszeni.
Jako że zawód mam taki jak Twój (i podzielam niechęć do wyrycia moich tekstów na nagrobku - zdecydowanie bardziej przemawia do mnie choćby zdanie Joyce'a "he lived and loved, and laughed, and left" - a do Joyce'a mi daleko), to wyobraziłam sobie na przykład talent show programistów. Albo mechaników pojazdowych. I nie mogłam przestać się śmiać.
OdpowiedzUsuńChociaż właściwie czym innym są zawody Formuły 1, jak nie talent show mechaników? ;-)
PS. Pod Chrome komentarze działają zawsze.
Talent show programistów rzeczywiście nie ma, ale mistrzostwa świata w programowania i owszem. :)
UsuńŚrednio medialne chyba ;-)
UsuńWszystkiego najlepszego! Pięknych urodzin! I zdrowia!
OdpowiedzUsuńTalent show korektorów z pewnością trzymałby w napięciu ;)
Nino, bardzo dziękuję za pamięć!
UsuńTalent show korektorów byłby bardzo ą-ę ;)
Ja sobie wyobraziłam talent show swojego zawodu - jestem bibliotekarką. ;) Wypożyczanie książek na czas, żonglowanie książkami, okładanie książek z użyciem sztuki origami, możliwości oczywiście jest wiele ;)
OdpowiedzUsuńMałgorzata
Małgorzato, do tego dorzuciłabym strofowanie czytelników za przetrzymane książki - ileż tu emocji można by pokazać! Albo tłumaczenia delikwentów, którzy zwracają książkę po 3 miesiącach (znam z autopsji, wybacz) - widzę je jako te łzawe wstawki z podkładem muzycznym, jak ekranowe opowieści w rodzaju "Józef urodził się daltonistą i w Pcimiu Dolnym, ale mimo to postanowił tańczyć" ;)
UsuńFajna fota. Pozdro.
OdpowiedzUsuńArku. Dzięki. Pozdro.
UsuńDobre :) Lubię oglądać tego typu programy (nieraz się śmieję właśnie z tych łzawych scen ;), ale masz rację - to kreaowanie iluzji, że "od tej pory będzie inaczej", że wystarczy jedno dotknięcie telewizyjnej różdżki i człowiek może się nie martwić o swój los.
OdpowiedzUsuńU mnie byłoby show przedstawicieli handlowych. W zasadzie sobie wyobrażam - wzajemne intrygi, machlojki, relacja z akwizytorskiej rozmowy z klientem, a potem - trzeźwa wypowiedź zakulisowa.. ;)
Jest teraz taki film "Wspaniała". O mistrzostwach świata w szybkim pisaniu na maszynie... :-)
OdpowiedzUsuń