Ostatnio śniło mi się, że Ola (której niedawno na firmowym fanpejdżu dedykowaliśmy bajkę) urodziła sznur pereł. Gdy oszołomiona pytałam ją, czy tego się spodziewała, powiedziała z kojącym uśmiechem: Tak, jak najbardziej! Nazwę je Gracjan.*
Sen przypomniał mi scenariusze, które nawiedzają mnie regularnie. Pierwszy pojawia się w okresach wzmożonej pracy – zakładam (co nie wymaga specjalnej wnikliwości), że w ten sposób na wierzch wyłażą moje podświadome obawy, że nie wyrobię się ze wszystkimi zleceniami, zapomnę o ustaleniach z promotorką, zawalę jakiś ważny termin. Ale może nie, może chodzi tylko o sentyment do łyżew.
Powracający sen rozgrywa się – dla zmyły! – w scenerii wakacyjnej, na rekreacyjnym wyjeździe, ale z udziałem (to ważne) ludzi z pracy. Zawsze początkowo wyleguję się na plaży albo wpatruję w jakiś pejzaż za oknem – rozkoszując się, stopniowo uświadamianym, faktem, że przebywam na urlopie. Gdy nagle okazuje się, że to już ostatni dzień naszego pobytu, że wszyscy od godziny siedzą z walizkami w autobusie, a ja nie dość, że nie zaczęłam się pakować, to np. właśnie wyszłam z wody i biegam w mokrym kostiumie, a na zewnątrz zima, albo akurat pofarbowałam włosy (?). Rzucam się więc w wir pakowania – i tu następuje kolejne zaskoczenie, bo zauważam, że w moim wakacyjnym pokoju znajdują się wszystkie (WSZYSTKIE) moje buty, zestaw garnków, a do tego łyżwy z dzieciństwa. Na deser – wielka szafa z dużego pokoju, którą muszę w jakiś sposób zabrać z powrotem do domu (nie mam czasu zastanawiać się, jak przytaszczyłam ją w tę stronę). Oprócz ubrań, odkrywam czasem stary świecznik (któż nie zabrałby go na wyjazd służbowy?), Słownik terminów literackich, kasety wideo z bajkami z dzieciństwa albo składaną sztuczną choinkę rodziców. Odkrycie jednego obiektu prowadzi do następnych... Zwykle budzę się spanikowana wśród tych przedziwnych przedmiotów. Nigdy jeszcze nie udało mi się wsiąść do autobusu.
Drugi powracający sen, choć ten pojawia się znacznie rzadziej, rozgrywa się w szkole. Przychodzę na lekcje, bo okazuje się, że w liceum nie zaliczyłam jakichś ważnych przedmiotów, specjalnych egzaminów, nie zdobyłam świadectwa we właściwym trybie itp. Siedzę więc w klasie, w swoim aktualnym wieku (czasem we śnie do szkoły odsyłają mnie moi szefowie, podsuwając jakieś dokumenty), wśród nastolatków, i usiłuję rozwiązać zadanie z matematyki niepiszącym ołówkiem. Albo wpadam na chemię i język mi się plącze, kiedy próbuję wytłumaczyć, dlaczego wróciłam tu po tylu latach; nauczycielka życzliwie pyta mnie, co pamiętam z chemii – a ja życzliwie nie pamiętam nic. Albo usiłuję napisać coś na tablicy, a nie potrafię nawet ruszyć ręką, by sięgnąć po kredę – coś mnie paraliżuje.
W tym przypadku interpretacja jest prosta. Na jaw wychodzi mój prozaiczny kompleks, że – wbrew nadziejom z dzieciństwa, towarzyszącym oglądaniu Pi i Sigmy, które kazały mi wierzyć, że kiedyś będę wiedziała, co znaczy Matplaneta spierwiastkuje, przecałkuje, zróżniczkuje – rozumiem jedynie to pierwsze słowo.
A Wy, macie jakiś powracający sny? Pamiętacie koszmary – albo optymistyczne fabuły – które nawiedzały Was w dzieciństwie? Zmory z czasów szkolnych? Największe obawy wcielone w senny film grozy? Podzielcie się!
* Dla zatroskanych losem Oli ważna informacja – na świecie jest już jej synek, nie sznur pereł, ale też skarb!
Sen przypomniał mi scenariusze, które nawiedzają mnie regularnie. Pierwszy pojawia się w okresach wzmożonej pracy – zakładam (co nie wymaga specjalnej wnikliwości), że w ten sposób na wierzch wyłażą moje podświadome obawy, że nie wyrobię się ze wszystkimi zleceniami, zapomnę o ustaleniach z promotorką, zawalę jakiś ważny termin. Ale może nie, może chodzi tylko o sentyment do łyżew.
Autobus opleciony włóczką przez Magdę Sayeg
Powracający sen rozgrywa się – dla zmyły! – w scenerii wakacyjnej, na rekreacyjnym wyjeździe, ale z udziałem (to ważne) ludzi z pracy. Zawsze początkowo wyleguję się na plaży albo wpatruję w jakiś pejzaż za oknem – rozkoszując się, stopniowo uświadamianym, faktem, że przebywam na urlopie. Gdy nagle okazuje się, że to już ostatni dzień naszego pobytu, że wszyscy od godziny siedzą z walizkami w autobusie, a ja nie dość, że nie zaczęłam się pakować, to np. właśnie wyszłam z wody i biegam w mokrym kostiumie, a na zewnątrz zima, albo akurat pofarbowałam włosy (?). Rzucam się więc w wir pakowania – i tu następuje kolejne zaskoczenie, bo zauważam, że w moim wakacyjnym pokoju znajdują się wszystkie (WSZYSTKIE) moje buty, zestaw garnków, a do tego łyżwy z dzieciństwa. Na deser – wielka szafa z dużego pokoju, którą muszę w jakiś sposób zabrać z powrotem do domu (nie mam czasu zastanawiać się, jak przytaszczyłam ją w tę stronę). Oprócz ubrań, odkrywam czasem stary świecznik (któż nie zabrałby go na wyjazd służbowy?), Słownik terminów literackich, kasety wideo z bajkami z dzieciństwa albo składaną sztuczną choinkę rodziców. Odkrycie jednego obiektu prowadzi do następnych... Zwykle budzę się spanikowana wśród tych przedziwnych przedmiotów. Nigdy jeszcze nie udało mi się wsiąść do autobusu.
W tym przypadku interpretacja jest prosta. Na jaw wychodzi mój prozaiczny kompleks, że – wbrew nadziejom z dzieciństwa, towarzyszącym oglądaniu Pi i Sigmy, które kazały mi wierzyć, że kiedyś będę wiedziała, co znaczy Matplaneta spierwiastkuje, przecałkuje, zróżniczkuje – rozumiem jedynie to pierwsze słowo.
A Wy, macie jakiś powracający sny? Pamiętacie koszmary – albo optymistyczne fabuły – które nawiedzały Was w dzieciństwie? Zmory z czasów szkolnych? Największe obawy wcielone w senny film grozy? Podzielcie się!
* Dla zatroskanych losem Oli ważna informacja – na świecie jest już jej synek, nie sznur pereł, ale też skarb!
Ojej, dawno się tak nie uśmiałam! :) Co do własnych snów - ostatnio też śniło mi się, że muszę zdać maturę, byłam przerażona bardziej niż na tej właściwej, która dawno za mną.
OdpowiedzUsuńZe snów strasznych - jak byłam mała męczył mnie sen o tygrysach, który najpierw zjadały sąsiadów odpoczywających w rosnącym za domem w zbożu (którego nigdy nie było, poza tym co to za pomysł, żeby gnieść zboże? ;)), a potem gonił mnie i brata. Zastawiałam drzwi fotelem, ale otwierały się za zewnątrz i tygrysy zawsze radziły sobie z klamką i wchodziły do środka ;)
Pozdrawiam,
smallfemme
Smallfemme, aż przeczytałam R. ten fragment: "i tygrysy zawsze radziły sobie z klamką i wchodziły do środka" :))
UsuńZawsze kiedy jestem chora, śnią mi się wielkie koła zębate, turbiny, tłoki i inne mechaniczne potworności. Mam tak od wczesnego dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńPamiętam koszmarny sen o foce w prysznicu. Miała czerwone oczy i klaskała płetwami, była przerażająca. Od tamtego czasu wręcz obsesyjnie dokręcam wodę, żeby nie kapała :-)
Poza tym często śni mi się woda. "Odziedziczyłam" te sny po Mamie. Jeśli woda jest w śnie ważna, to sam sen jest też ważny. Brudna woda to choroba kogoś z rodziny, a rzeki i strumienie to zapowiedź poważnych zmian w życiu. Morze i jezioro śnią mi się w sytuacjach komfortu i relaksu. Podróż wodą lub przekraczanie wody to odpowiednik Twojego snu o pakowaniu się.
Dodam, że nie jestem przesądna i bardzo mnie uwiera, że nie umiem znaleźć racjonalnego wytłumaczenia faktu, że sny z wodą zawsze się mnie i Mamie sprawdzają...
Też miewam takie powtarzające się sny. Często na przykład we śnie wracam do mieszkania w którym mieszkałam w dzieciństwie i okazuje się, że to nie jest nasze mieszkanie. Zgadza się blok, klatka, piętro ale mieszkają tam obcy ludzie, a ja nie mogę znaleźć tego właściwego mieszkania. I czasami w tym śnie jadę windą i ona nie zatrzymuje się na 4 piętrze tak jak powinna tylko jedzie dalej w górę, albo w dół. Mało tego nie staje na parterze czy ostatnim piętrze tylko gna dalej i nie da się jej zatrzymać. Bardzo nie lubię tego snu.
UsuńZa to lubię sen w którym tak szybko zbiegam ze schodów, że prawie lecę :)
I powroty do szkoły też mi się zdarzają we śnie. I te nie odrobione zadania domowe i nie przygotowanie do klasówki strasznie męczą ;)
A i taki podobny sen do Twojego miewam. Np. nadchodzi godzina wyjazdu a ja nie jestem spakowana i biegam po całym mieszkaniu i szukam różnych rzeczy. Często okazuje się że nie mam co spakować bo wszystko jest w praniu :/
Jako dziecko, jak chorowałam, śnił mi się sen, bardzo męczący i przytłaczający, ale nie pamiętam dokładnie co to było.
Sporo mam tych powtarzających się snów :)
Olgo Cecylio, przypomniałaś mi, że i mnie kiedyś kapiąca woda ucieleśniła się w jakiś koszmar... Ale foki z przekrwionymi oczami nie przebije ;)
UsuńBlackberry, na bazie snu o powrocie do (nie)swojego mieszkania i jeździe "zagubioną" windą można by napisać niezły scenariusz!
UsuńMógłby być z tego niezły dreszczowiec ;)
UsuńHahaha, uśmiałam się z choinkii :) Sny masz nie gorsze niż jawa, widzę!
OdpowiedzUsuń