Jakiś czas temu obejrzałam film Miłość Larsa. Dziś na ekranie prześledziłam niemiłość Larsa, czyli Nimfomankę von Triera.
Moja relacja z tym reżyserem jest burzliwa, rozpięta między wiarą w jego talent a poglądem o totalnej hochsztaplerce i tanich zagrywkach, obliczonych na uzyskanie rozgłosu. Po Antychryście, który zapadł mi w pamięć jako pretensjonalny gniot, strzeliłam na von Triera przepastnego focha i długo nie miałam ochoty mieć styczności z jego kinem. Melancholię, serdecznie polecaną przez paru znajomych, zignorowałam zupełnie. Dopiero niedawno, jakieś 2 miesiące temu, gdy pod nieobecność R., natknęłam się na nią w TVP Kultura, postanowiłam dać jej szansę – i kurczę, przemówiła mi do wyobraźni.
Dlatego w napadzie apetytu na kino studyjne, wybrałam się z kolegą Mariuszem na przedpremierowy pokaz najnowszego filmu von Triera. (Zamierzaliśmy iść na Papuszę, ale akurat jej nie grają - czy to była dobra decyzja, okaże się).
Poniżej 12 wrażeń na gorąco. Bez selekcji, bez konfrontacji z wypowiedziami krytyków, bez próby złapania dystansu. (I bez ogrzewania w domu, ale to dygresja).
- Czy powiedziałabym z przekonaniem: Nimfomanka to świetny film - musicie go zobaczyć? Nie.
- Czy fabuła Nimfomanki mnie wciągnęła? Tak. Przez długi czas nie przyszło mi do głowy spojrzeć na zegarek, śledziłam z uwagą losy bohaterki.
- Lars von Trier z pewnością jest błyskotliwy. Umiejętnie snuje swoją opowieść, potrafi zbudować znakomite mikrohistorie w ramach szerokiego scenariusza (co przypomniało mi misterną sekwencję początkową Antychrysta). Świetny jest np. groteskowy epizod z Umą Thurman. Von Trierowi nie brak humoru, ma zacięcie do farsy, zabaw skojarzeniami, autoironii (co można było obserwować m.in. w jego Szefie wszystkich szefów).
- Jednocześnie nie przestaje być pretensjonalny i efekciarski. Niektóre momenty - oraz sceny ekranowego seksu - odbierałam jako celowo uwydatnione, łopatologiczne, podkreślone wężykiem, wężykiem. Nie mogłam odpędzić wrażenia, że motywacją było: Pokażmy to dosadniej i zobaczymy, co się stanie. Nie brakło też scen na siłę znaczących, które przypominały, że granica między symbolizmem a wydmuszką jest delikatna.
- Właśnie, jeśli jesteście wrażliwi na naturalistyczne ujęcie współżycia seksualnego, omijajcie Nimfomankę szerokim łukiem. Niby tytuł to sugeruje, ale wolę uprzedzić - kadry pornograficzne nie są jednak standardem w masowym kinie.
- Wątek, w którym główna bohaterka (Charlotte Gainsbourg) opowiada o swoich erotycznych doświadczeniach, a jej rozmówca, zapalony wędkarz, co i rusz wplata dygresje o połowie ryb (albo opowiada o Bachu), trącił mi, niestety, grafomanią. Nawet jeśli miał być półżartobliwy, to przypomniał mi lekturę Samotności w sieci, gdzie banalną fabułę ubarwiały dywagacje o genotypie - i pach! historia miała się dzięki temu stać nieszablonowa, barwniej wypadająca w recenzjach.
- Kilka sekwencji, podkreślę jednak, zainteresowało mnie, przejęło, zafrapowało.
- Argumentem za obejrzeniem filmu był cudny w swojej prostocie, typograficzny plakat.
- Czy pójdę na drugą część Nimfomanki? Nie wiem. Być może, jeśli będzie dozowana przez dystrybutora jak Hobbit, do czasu premiery zapomnę o zgrzytach i zechcę poznać ciąg dalszy.
- Gorzko zawiódł mnie fakt, że w tej części nie wystąpił Jamie Bell, aktor, do którego mam słabość od czasu Billy'ego Elliota. To przemawia za obejrzeniem kontynuacji. Ale może powinnam te wszystkie pozytywne wspomnienia wziąć w nawias. O, taki: ()
- Wiele lat temu, będąc u babci, obejrzałam (gdzieś między rodzinnym obiadem a kolejnym odcinkiem Dynastii), film dokumentalny o Marilyn Monroe. Któraś z współpracownic aktorki określiła ją słowami: Była błyskotliwa, ale niezbyt inteligentna. Dziś wróciło do mnie to sformułowanie - chyba tak właśnie odbieram von Triera.
Powyższa recenzja (jeśli można ją nazwać recenzją) jest gorączkowa, chaotyczna, pełna dygresji. Czyli gruncie rzeczy taka, jak Nimfomanka (dopiszcie tylko sceny seksu i wzmianki o rybach ;)
Główna bohaterka (po prawej) w nastoletnim wcieleniu - dorosłą Joe gra Charlotte Gainsbourg.
Zachęciłaś mnie do obejrzenia. Wiele rzeczy, o których piszesz, mnie akurat w kinie von Triera przekonuje i czuję, że "Nimfomanka" ma szanse trafić w mój gust.
OdpowiedzUsuńPS. "Niemiłość Larsa" - dobre, nadawałoby się na tytuł :)
O, byłem ciekaw, czy się na to wybierzesz.. A czy Willem Defoe występuje w tej części?
OdpowiedzUsuńNie, pewnie wpadnie jako jeden z inicjałów w części drugiej :) Swoją drogą, dobrze, że bohaterka nie doszła do R.!
Usuńznakomita recenzja: http://barbarella.pl/z_zycia/nimfomanka-film-dla-ludzi-ktorzy-nie-lubia-kobiet-i-seksu
OdpowiedzUsuńNo proszę, nie sądziłam, że przyjdzie mi bronić von Triera :) Dzięki za namiar, ale teza z przytoczonej recenzji zupełnie mnie nie przekonuje.
UsuńW skrócie, autorka twierdzi, że "Nimfomanka" odmawia kobietom "prawa do odkrywania swojej seksualności", bazuje na schemacie karania grzesznej dziewczynki, która wyłamała się krzywdzącym rolom społecznym.
Po pierwsze, gdy sama bohaterka twierdzi, że jest "złym człowiekiem", uzasadnia to NIE faktem, że ulegała swojej seksualności, ale że czyniła to nie bacząc na innych (rozbijała rodziny, krzywdziła swoich partnerów, traktowała przedmiotowo itd.). Po drugie fakt, że sama postać mówi o sobie krytycznie, nie jest równoznaczny z całościowym wydźwiękiem filmu (ja nie odczytuję go jako piętnowania nimfomanii) - nie wiemy także, co przyniesie część druga. Zauważ, że nawet rozmówca (terapeuta-wędkarz ;) przekonuje bohaterkę, że ta nie ma racji, przyznaje jej prawo do działania wg własnych potrzeb. Pada zdanie w stylu: "Odkryłaś, że masz skrzydła, więc chciałaś latać - to zrozumiałe" (!).
Także teoria, jakoby młodzieńcze doświadczenia erotyczne (w postaci zabaw w łazience z koleżanką) przedstawione były negatywnie, jako "diaboliczny pierwszy krok na równi pochyłej", wydaje mi się nietrafiona. Ja tę scenę odebrałam jako naturalną - przykład dziewczęcych eksperymentów, zderzonych zresztą z surowością i obojętnością matki. Przekonanie, że była to wizja krytyczna, piętnująca grzechy dziecka, jest moim zdaniem nadinterpretacją. Chyba że chodzi o krytykę niedbałego podejścia dzieci do armatury łazienkowej ;)
Na podstawie krótkiej notki biograficznej recenzentki, rozumiem, że interesuje ją problem prawa kobiet "do przyjemności, do odkrywania swoich potrzeb". Jednak ten filtr nałożony na "Nimfomankę" prowadzi mnie do innych wniosków, niż autorkę tekstu. Ta domaga się uznania, że seksualność jest czymś naturalnym - a moim zdaniem von Trier prezentuje dokładnie taki przekaz, ilustruje jeden z odcieni seksualności (oczywiście dość skrajny).
No pewnie, nie podobał ci się. Po wszystkich recenzjach "Aniołów:" i "Lubiewa" sądzę, że gdyby był to film o gejach z nimfomanią bardziej by przypadł Ci do gustu, mam rację?
OdpowiedzUsuńK., niebezpiecznie jest pomijać tak duże dawki leków!
UsuńWidzę, że Autorka uchyliła się od odpowiedzi, więc ja - trochę nielegalnie, ale co tam, w pewnych kręgach piekielnych uchodzi takie zachowanie - Ci jej udzielę. Odpowiedź brzmi:
UsuńTak, masz rację. Gdyby tam roiło się od gejów, gdyby tam gejowisko było, to z pewnością byłoby tak, jak mówisz, gdyby zaś jeszcze byli to gejowie nimfomanowie, to w ogóle Twoja racja będąc najtwojszą osiągnęłaby jeszcze wyższy poziom poziomu. Należy zatem żałować, że stało się inaczej. Może następnym razem, może przy kolejnej produkcji, jak nie Lars, to może inny artysta zajmie się tematem i da szansę Autorce się zachwycić, a Tobie dopiąć swego? Dopinanie swego jest ważne i tego właśnie chciałbym CI życzyć, żebyś zawsze swego dopinał i nigdy, ale to nigdy boleśnie swego nie przycinał. Tego, ze swadą życzę Ci ja. Podpisano: Cija.
Bardzo lubię ten film.
OdpowiedzUsuńU mnie też piszę o filmie w ostatnim poście, więc serdecznie zapraszam :))
W punktach czy nie, na gorąco czy wspomnieniowo, Twoje recenzje trafiają w punkt :)
OdpowiedzUsuńJoanno, dzięki!
Usuńbardzo chciałam zobaczyć ten film, ale teraz wszelkie recenzje mnie zniechęcają, jedynie Twoja pozwoliła mi myśleć, że jednak warto :)
OdpowiedzUsuńTolu, jeśli miałaś na niego apetyt, myślę, że warto przekonać się osobiście :)
UsuńBo nie powinno się czytać recenzji, zanim się filmu nie zobaczy, to jedyna słuszna metoda. Ja na przykład do dzisiaj nie wiem o co chodzi w "Panu Tadeuszu", a mam już 40 lat!
UsuńDo 11 punktów dorzucę jeszcze parę refleksji.
OdpowiedzUsuńPorno z lat 70, które naśladuje von Trier już nie istnieje od 40 lat, a z kobiecą seksualnością film ma tyle wspólnego co scena wybijania zębów ze stomatologią. Seks w kinie von Triera jest elementem horroru. Nim się straszy tak jak dzieci straszy się wilkiem! Tym, którzy tego nie dostrzegają polecam dla przeciwwagi miniatury filmowe z HegreArt, MetArt, IFM, AbbyWinters, X-art. To nie kino, ale Internet dziś decyduje o kształtowaniu obyczajowości. Poziom techniczny i artystyczny serwowanych w Internecie miniatur bywa wyśmienity. Wizerunek psychologiczny seksu stanowi istotnie nową jakość - rośnie rola dokumentu (choćby wizualnie piękna i dokumentalnie rzetelna masturbacja kobieca w setkach miniatur IFM). Mówiąc o kinie nie można nie dostrzegać tego kontekstu. Z tego punktu widzenia to co pokazuje von Trier w Nimfomance to archaizm. W świecie, w którym seks można oglądać we własnym telefonie na przystanku autobusowym i na wyciągu narciarskim, do kina wybieramy się raczej z innego powodu. Jest tylko jeden powód by na seks patrzeć wspólnie, gdyby mianowicie miało z tego wynikać dojrzewanie i krzepnięcie jakiejś nowej trwałej normy obyczajowej. Do tego jednak kino musiałoby bardzo spoważnieć.
Kuba Mostowicz
Ten film posiada jedną bardzo ważną cechę, nie można obok niego przejść obojętnie, porusza i w zasadzie zaraz po seansie ciężko się na jego temat wypowiedzieć, był to pierwszy film von triera, jaki wiedziałam wrażenia? na początku mieszane, potem przerodziły się w pozytywne, czekam na kolejną część, bo ciekawi mnie dalsza historia joe
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Te Liczby Fibonacciego nie dają o sobie zapomnieć po obejrzeniu, film intrygujący
OdpowiedzUsuń