Mojry to mityczne boginie przeznaczenia, uchodzące za czujne i nieubłagane. Decydują o rozpoczęciu ludzkiego życia, strzegą jego trwałości, wreszcie – doprowadzają do końca. Ciążą nad losem każdego człowieka – niezauważalne, lecz wszechmocne.
Moira, główna bohaterka Ostrygojadów Susan Fletcher, wydaje się podobna. Zamknięta w sobie, niepozorna 27-latka, która przez wiele lat ostentacyjnie zaniedbywała kontakty z młodszą siostrą – a jednak z pewnością miała znaczący wpływ na jej życie...
Kobietę poznajemy w szpitalu, gdzie po raz kolejny odwiedza swoją siostrę, Amy – od czterech lat i dziesięciu tysięcy przypływów pogrążoną w śpiączce. Nieprędko dowiadujemy się, co doprowadziło do jej stanu, nie od razu orientujemy w relacjach między dziewczętami. Od pierwszej chwili jednak stajemy się słuchaczami niezwykłej opowieści, utkanej ze wspomnień Moiry, jej dziecięcych marzeń i młodzieńczych rozczarowań – a dedykowanej właśnie milczącej Amy.
Starsza od siostry o 12 lat, Moira nigdy nie wybaczyła rodzicom, że zdecydowali się na drugie dziecko – burząc w ten sposób fundamenty spokojnego świata jedynaczki. Celowo wybrała więc szkołę z internatem oddaloną od domu o setki kilometrów, umyślnie ignorowała listy od matki i świadomie unikała rodzinnych spotkań. Mając dodatkowo trudności z nawiązywaniem kontaktów z rówieśnikami, bohaterka coraz bardziej pogrążała się w samotności i rozgoryczeniu:
Zjawiłaś się. Najeźdźca, z oddechem pachnącym gumą do żucia (...). Czasem cię przeklinałam. Jako dziecko byłaś różowa jak robak. A ja tęskniłam za dawnym światem. Za dawnym biegiem rzeczy. I sama doprowadziłam do tego, że stałam się taka twarda. (s. 15)
Zwierzenia Moiry – gorzkie i melancholijne – płyną zmiennym nurtem. Podobnie jak – ukochane przez nią – morze, chwilami urzekają łagodnością, by nagle zaskoczyć siłą i bezwzględnością. Znamienne, że we wspomnieniach starszej siostry Amy jest prawie nieobecna – pojawia się tylko podczas szczątkowych rozmów telefonicznych czy sporadycznych spotkań. A jednak mamy wrażenie, że cała opowieść przesycona jest jej obecnością, że wiele wydarzeń Moira relacjonuje w odniesieniu do Amy – i to nie tylko dlatego, że pogrążona w śpiączce nastolatka jest bezpośrednim adresatem opowieści.
Fletcher udało się w wiarygodny sposób odmalować relacje między siostrami, uchwycić odcienie matczynej miłości czy bezmiar lęków introwertycznej nastolatki. Podoba mi się styl pisarki – prosty i niezobowiązujący, naznaczony dystansem do przeszłości. Pamiętam, że podobne wrażenia towarzyszyły mi przy lekturze Eve Green – jeśli więc nie odpowiadała Wam senna atmosfera tamtej powieści, Ostrygojady z pewnością Was znużą.
Pełnoprawnym bohaterem książki jest morze. Wzburzone fale, fiordy o stromych brzegach czy donośne okrzyki wodnych ptaków bezustannie towarzyszą bohaterce – czy to współcześnie, czy we wspomnieniach. Chłód i surowy pejzaż walijskiego wybrzeża współgra z mroczną tonacją wypowiedzi Moiry.
Polecam powieść Fletcher. Jeśli tęsknicie za jesienią, ta książka z pewnością ją do Was przywiedzie ;-)
Mnie również Ostrygojady zapadły w pamięć. Czytałam je zaraz po Eve Green i odniosłam wrażenie, że druga powieść Fletcher jest wyraźnie... smutniejsza. Ale w moim odczuciu to działa na jej korzyść;)
OdpowiedzUsuń