Parne, przeszło dwugodzinne spotkanie z Markiem Koterskim, o którym wspomniałam Wam przed chwilą, to bez dwóch zdań najbarwniejsze wspomnienie z tegorocznych Dwóch Brzegów.
Zdjęcie: Tomasz Stokowski, źródło
Koterski
gościł w festiwalowym małym kinie, gdzie – po seansie swoich wczesnych
etiud – odpowiadał na pytania widzów. „Odpowiadał na pytania” to
zresztą określenie bardzo nieprecyzyjne – reżyser Dnia świra rozwijał w swoich wypowiedziach tyle swobodnych myśli i dygresji, że zagajenia ze strony widowni okazały się w zasadzie zbędne.
W fantastyczny sposób, z pokorą, ale i nutą szaleństwa, opowiadał o początkach swojej filmowej drogi: krytyce ze strony profesorów, na których wsparcie liczył, kiepskich wynikach w roli asystenta reżysera, podczas gdy marzył już o samodzielnym filmie, kontaktach z MONAR-em przed realizacją Przyczyn narkomanii (krótki metraż z 1982 r.). Przyznał, że na sto stron jego zapisków, które później trafiają do scenariusza, przypada jakieś dziewięćset wyrzuconych do kosza. Regularnie odwoływał się do postaci żony, pochylając się w jej stronę – gdy nagle, z przeciwnej strony sali, rozległy się słowa:
W fantastyczny sposób, z pokorą, ale i nutą szaleństwa, opowiadał o początkach swojej filmowej drogi: krytyce ze strony profesorów, na których wsparcie liczył, kiepskich wynikach w roli asystenta reżysera, podczas gdy marzył już o samodzielnym filmie, kontaktach z MONAR-em przed realizacją Przyczyn narkomanii (krótki metraż z 1982 r.). Przyznał, że na sto stron jego zapisków, które później trafiają do scenariusza, przypada jakieś dziewięćset wyrzuconych do kosza. Regularnie odwoływał się do postaci żony, pochylając się w jej stronę – gdy nagle, z przeciwnej strony sali, rozległy się słowa:
– Kochanie, ja tylko chciałam powiedzieć, że jestem tutaj, bo ty ciągle zwracasz się do tej pani w marynarce...
Pytany o słynne dziwactwa Adasia Miauczyńskiego, Koterski stwierdził:
– Interesują mnie rzeczy, które nie mają wymiaru heroizmu, do których się najtrudniej przyznać. Przecież łatwiej przyznać się do morderstwa, niż do tego, że miesza się siedem razy herbatę. (to zdanie, rzecz jasna, podzielam tylko częściowo)
Szczególnie jednak poruszył mnie, dzieląc się swoimi wątpliwościami:
– Wszystko, co staram się zrobić, to uwierzyć, że moja prawda ma rację bytu. Każdy
z nas to kropla w beczce wody – pojedyncza, ze swoimi problemami,
obserwacjami. Kiedy o czymś opowiadam, pilnuję, by nie ulegać
złudzeniu, że wiem o świecie cokolwiek więcej, niż o sobie samym. Muszę pamiętać, że mówię wyłącznie o sobie, o tej jednej kropli. Modląc się oczywiście, by inne krople stwierdziły, że to także o nich.
Pytany o ścieżkę kariery, Koterski kilkakrotnie powtarzał, że jedyne, co robił w życiu, to podążał za marzeniami. Gdy któraś z pań na widowni dociekała, jakie marzenia z młodości pamięta, odpowiedział po namyśle:
– Kiedy byłem w trzeciej klasie szkoły podstawowej, gdzie wolno było mieć tylko zeszyty 16-kartkowe w podwójną linię, kupiłem sobie zeszyt 100-kartkowy w kratce i na pierwszej stronie napisałem: „Marek Koterski. Dzieła zebrane”. I to było wszystko, co zapisałem w tym zeszycie.
Ulegliśmy
jego czarowi wszyscy, bez wyjątku (nawet R., który wychodząc z seansu
został zaatakowany przez przejedzone ptactwo). Do tego stopnia, że
postanowiliśmy po powrocie zrobić sobie retrospektywę filmów
Koterskiego. Czas odkurzyć ten pomysł!
Ciekawe. Zawsze wydawał mi się ekscentrykiem, który nie bardzo umie ciekawie o sobie mówić.
OdpowiedzUsuńHistoria o zeszycie rzeczywiście rozbrajająca :)
Anonimowy, bo jego urok jest nieoczywisty! Sam, wspominając swoje egzaminy do szkoły filmowej, cytował podpatrzone wówczas notatki komisji: "Inteligencja znacznie poniżej przeciętnej, kompletnie nie umie sklecić sensownego zdania" ;-)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuńMnie się Koterski wydawał mało interesującym wariatem, tymczasem ze spotkania wyszłam zauroczona jego spokojem, pokorą i pogodą ducha. Szaleństwa jest w nim akurat tyle, żeby tworzyć ciekawe i zaskakujące obrazy rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńDzieła zebrane cudowne!
OdpowiedzUsuń