Choć od mojego urlopu minęło już sporo czasu, a późniejsza fala pracy skutecznie zatarła wspomnienia z wakacji – tym chętniej je odświeżę.
Kto czyta Kieszenie dłużej, ten wie, że Kazimierz Dolny to od paru lat stały punkt naszych letnich wojaży. Jednym z powodów jest urok samego miasteczka, drugim – przytulność festiwalu Dwa Brzegi, na który z wielkim entuzjazmem wracamy. Dlaczego? O tym pisałam przed dwoma laty i moje odczucia zasadniczo się nie zmieniły.
Tym razem odwiedziliśmy Kazimierz w większym, siedmioosobowym gronie. I niestety, pozostał we mnie pewien niedosyt – poczucie, że nie udało mi się przedstawić przyjaciołom pełni kazimierskich uroków. Po pierwsze dlatego, że trafiliśmy na morderczy upał (wdrapanie się na Górę Trzech Krzyży, z której pochodzi zdjęcie powyżej, i skąd przesłałam Wam pocztówkę, stanowiło nie lada wyczyn). Czas wolny spędzaliśmy więc głównie snując się w rozpaczliwym poszukiwaniu cienia. Wysokie temperatury dały się we znaki i podczas seansów, zakłócając odbiór do tego stopnia, że prawie mdleliśmy (Paweł dosłownie stracił kontakt z rzeczywistością). Po drugie, spędzenie na Dwóch Brzegach tylko weekendu jedynie rozbudziło mój apetyt na spotkania z twórcami, a nie pozwoliło nam na skosztowanie wielu z nich – zahaczyliśmy o spotkanie z Kondratem, wysłuchaliśmy Więckiewicza i Koterskiego, ale ominęli nas Danuta Szaflarska, Janusz Głowacki czy Magdalena Cielecka.
Niemniej to, co udało się zobaczyć, pożeraliśmy łapczywie. Do bezcennych wrażeń zaliczam spotkanie z Robertem Więckiewiczem, który w bezpośrednim kontakcie okazał się równie bezpretensjonalny, jak w mojej wyobraźni, a przede wszystkim – cudowną gawędę Marka Koterskiego (!). O niej za chwilę napiszę Wam więcej.
Stanowczo wracam do Kazimierza za rok. Na cztery – pięć dni.
Tym razem odwiedziliśmy Kazimierz w większym, siedmioosobowym gronie. I niestety, pozostał we mnie pewien niedosyt – poczucie, że nie udało mi się przedstawić przyjaciołom pełni kazimierskich uroków. Po pierwsze dlatego, że trafiliśmy na morderczy upał (wdrapanie się na Górę Trzech Krzyży, z której pochodzi zdjęcie powyżej, i skąd przesłałam Wam pocztówkę, stanowiło nie lada wyczyn). Czas wolny spędzaliśmy więc głównie snując się w rozpaczliwym poszukiwaniu cienia. Wysokie temperatury dały się we znaki i podczas seansów, zakłócając odbiór do tego stopnia, że prawie mdleliśmy (Paweł dosłownie stracił kontakt z rzeczywistością). Po drugie, spędzenie na Dwóch Brzegach tylko weekendu jedynie rozbudziło mój apetyt na spotkania z twórcami, a nie pozwoliło nam na skosztowanie wielu z nich – zahaczyliśmy o spotkanie z Kondratem, wysłuchaliśmy Więckiewicza i Koterskiego, ale ominęli nas Danuta Szaflarska, Janusz Głowacki czy Magdalena Cielecka.
Niemniej to, co udało się zobaczyć, pożeraliśmy łapczywie. Do bezcennych wrażeń zaliczam spotkanie z Robertem Więckiewiczem, który w bezpośrednim kontakcie okazał się równie bezpretensjonalny, jak w mojej wyobraźni, a przede wszystkim – cudowną gawędę Marka Koterskiego (!). O niej za chwilę napiszę Wam więcej.
Stanowczo wracam do Kazimierza za rok. Na cztery – pięć dni.
Na koniec jeszcze garść wrażeń. W Kazimierzu:
- obejrzeliśmy świetny dokument Uwikłani Lidii Dudy
- zjedliśmy dobre naleśniki francuskie przy ul. Krakowskiej
- kupiliśmy książkę o Freddiem Mercurym (Marlena i Łukasz)
- wysłuchaliśmy koncertu Diego el Cigala, siedząc na murku i jedząc gofry (Magda, Paweł i ja)
- wygłosiliśmy szaleńczy monolog na temat Lewisa Hamiltona (Łukasz)
- nie zadaliśmy Więckiewiczowi pytania o fortele Ukraińca z W ciemności (R.)
- wychyliliśmy kilka piw U Fryzjera
- spotkaliśmy Grażynę Torbicką, której Adam nie poprosił o autograf dla Mariana
- prawie wskoczyliśmy na barana, nago, Robertowi Więckiewiczowi celem znalezienia się na Pudelku (Paweł).
Chciałbym dodać, że wspomniany monolog na temat niejakiego Hamiltona przerywany był przez wyjątkowo miernej jakości argumenty "za" wygłaszane przez Pawła ;)
OdpowiedzUsuńTo musiały być jakieś podłe kalumnie! Przecież wszem i wobec wiadomo, że jestem wspaniały ;)
OdpowiedzUsuńJa i tak wolę Przemyśl.
OdpowiedzUsuńi wpis i komentarze super, naprawde:) rzadko piszę coś powaznie, ale tym razem się zmusiłem..
OdpowiedzUsuńszkoda tylko tego pudelka... ale jeszcze dorwę małaszyńskiego i różdżkę w toruniu na planie lekarzy... oj będzie golizna...
Co tu dużo gadać...fajnie było w Kazimierzu.
OdpowiedzUsuń:)
Zazdroszczę wyprawy, zahaczenia o festiwal i tak pięknych widoków. Dawno nie byłam w Kazimierzu, a od pierwszej wizyty zakochałam się w nim tak mocno, jak Ty.
OdpowiedzUsuń