Nadszedł ten moment. Po raz pierwszy w życiu napiszę: nie podobał mi się nowy film Woody'ego Allena.
I to nie tak, że nagle postanowiłam zacząć porównywać najnowsze filmy Allena z tymi ze szczytu jego formy (to byłoby zbyt proste – dziś wystarczyłoby napisać: gdzie Rzym, gdzie Krym ;-), zasadniczo nie przepadam za recenzjami w tonie to se ne vrati. Kłopot w tym, że w Zakochanych w Rzymie zabrakło mi nawet tej, doświadczanej przy okazji seansów z paru ostatnich lat, niewyszukanej rozrywki. Za Allenem przepadam, na kolejny jego film – jeśli powstanie – pójdę bez dwóch zdań, ale dziś po prostu się nudziłam.
Podobały mi się właściwie dwie rzeczy: wątek Roberto Benigniego ("Noszę bokserki! Białe, luźne!") oraz ostatnia scena w operze. Urocza. Poza tym jednak ani Ellen Page, którą oglądam łapczywie od czasu Juno, ani charyzmatyczna Penelope Cruz, ani Jesse Eisenberg, ani Alec Baldwin (wszyscy w gruncie rzeczy dobrzy, tylko miałko napisani) nie zdołali rozniecić moich emocji. OK, para grana przez Allena i Judy Davies wywoływała mój uśmiech, dialogi o domu pogrzebowym również. Jednak stanowczo miałabym ochotę na więcej!
Co więcej, nie zakochałam się w Rzymie. Tu prozaicznie nawaliła robota operatorska – wieczne miasto z pewnością dałoby się sfotografować bardziej efektownie. Dodam dla ścisłości – Zakochani w Rzymie to nie jest najgorszy film świata (ba! nawet w tym tygodniu widziałam gorsze), ale jeśli planujecie zorganizować sobie maraton z Allenem, Rzym możecie ominąć. Lepiej zobaczyć Paryż.
O tego się nie spodziewałam! ja jeszcze nie widziałam i planuję zobaczyć mimo wszystko. W sobotę obejrzałam "you will meet a tall dark stranger" i muszę powiedzieć, że mnie rozczarował, nie był zły, ale nic specjalnego.
OdpowiedzUsuńBrakowało mi jedzenia - bo to jest najfajniejsze w Rzymie, nie same budynki (które są piękne, owszem), ale to, co się je patrząc na nie :-) Ale ogólnie - bardzo przyjemnie się oglądało, a do myślenia dał bardziej niż Paryż i Barcelona razem wzięte. O dziwo.
OdpowiedzUsuńDużo o filmach ostatnio. To lubię!
OdpowiedzUsuńA ja byłam wczoraj i podobało mi się :) Chciałam się zrelaksować po całym tygodniu i faktycznie tak było. Momentami cała sala zanosiła się śmiechem :D
OdpowiedzUsuńParyż rzeczywiście lepszy.
Aneto, mam podobne doświadczenia - również mi się podobało, również byłam w kinie i również inni się śmiali (a nawet ja, co mi się rzadko zdarza - zwykle się tylko bezgłośnie uśmiecham), oraz również uważam Paryż za film lepszy, ale nie zabawniejszy :-)
OdpowiedzUsuńMalino, wybierz się koniecznie - zawsze warto przekonać się samodzielnie. Poza tym wspierajmy reżysera, żeby szybko nakręcił nowy, lepszy film ;-)
OdpowiedzUsuńOlgo Cecylio, aneto - może byłyście na jednym seansie? :-) A serio, to podobne wrażenia do Waszych (relaksujący, przyjemny, idealny na popołudnie po pracy) miałam po filmach Allena z ostatnich lat (np. po "Brunecie"). Tym razem jakoś pozostałam obojętna. I, o dziwo, nie mam ochoty obejrzeć "Zakochanych" po raz drugi - a zwykle miałam na to apetyt, choćby dla śledzenia ulubionych motywów z repertuaru komediowego Allena, dowcipów w określonym stylu itp.
OdpowiedzUsuńFanką "Vicky, Christiny, Barcelony" też nie jestem, z tytułowych bohaterek zdecydowanie najbardziej uwiodła mnie trzecia ;-)
Ciekawy wątek z jedzeniem. Jeśli kiedyś uda mi się dotrzeć do Rzymu, na pewno pejzaże kulinarne odegrają w tej podróży ważną rolę ;-) Olgo Cecylio, a zdradzisz, który wątek w "Zakichanych" dał Ci do myślenia? Jestem ciekawa, bo często po filmach Allena znajduje odbicie swoich osobistych rozterek, ujęte w dowcipną formę (te wszystkie nieustanne ambicje, tęsknoty za innym życiem ;-), więc z przyjemnością posłucham o Twoich.
* Haha, "zakochanych", nie "zakichanych", to literówka :-)
OdpowiedzUsuńCzekałam na Twoją recenzję :) Ja wybieram się jutro, zobaczymy jak będzie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Woody`ego ale po twojej recenzji trochę się obawiam o jego najnowszy film. No ale nic, pójdę i się przekonam.Na pewno to już nie to co stary dobry Allen ale tak jak piszesz trzeba go wspierać aby w przyszłym roku zrobił fantastyczny film:-) Pozdrawiam ciepło z deszczowego Śląska:-)
OdpowiedzUsuń