niedziela, 28 kwietnia 2013

A my na to jak na latte!

Wyruszyliśmy! Patrzyłam przez okno na niebo (niezawodnie niebieskie), prawe skrzydło masywnej maszyny, która przecież nie miała prawa wznieść się w powietrze, i grubą, puszystą, białą warstwę... I rozpoznałam ją! Bez dwóch zdań. To mleczna piana, a my właśnie opuściliśmy nasze rodzinne cappuccino.

Na nic Kopernik, myślałam, na nic pratchettowe dyski na słoniach, my żyjemy w uniwersum złożonym z filiżanek. W każdej z nich kryje się mikrokosmos któregoś z nas. Dla ułatwienia załączam naukowy szkic.
Pamiętajcie o tym, patrząc na warstwę tzw. chmur przy okazji następnego lotu. Jeśli chmury są rzadkie, piana powstała ze zsiadłego mleka. (Tak, to właśnie ewenement robi w samolocie, żeby nie zastanawiać się, jakim cudem niby mamy wylądować). 

P.S. Miasto powitało nas temperaturą... 9 stopni Celsjusza. Przypomniał mi się firmowy wyjazd do Sztynortu, w kwietniu, kiedy założyłam na siebie wszystkie spakowane ubrania - tu czynię podobnie. Ale i tak jest wspaniale!

4 komentarze:

  1. Skoro Barcelona, to poza pozycjami obowiązkowymi może Muzeum Czekolady? I koniecznie targ La Boqueria :-) Dużo ciepła życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro w końcu razem z R., to przede wszystkim życzę żeby wspólny czas był z gumy. A dodatkowo życzę cudownych wrażeń podczas zwiedzania i dużo ciepła! No i może spotkania Vicky i Cristiny, bo Barcelona już jest :)
    P.S. Czekam na zdjęcia i jak zwykle piękną relację z odwiedzanych miejsc.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś szalona :) Uśmiałam się.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za wszystkie serdeczne słowa - ciepło dotarło wirtualnie!

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.