niedziela, 7 kwietnia 2013

Dwie miłości, jedna nie

Miłość, reż. S. Fabicki
Wybrałam się na nią w tygodniu, sama, dla złapania oddechu od codzienności. Podziałała (choć nie bez znaczenia był pewnie sam rozkoszny fakt siedzenia w sali kinowej, gdzie oprócz mnie były tylko dwie osoby). 
Dobry, dający do myślenia film, z kategorii tych, które na przemian poruszają i irytują postępowaniem bohaterów ("Kto by się tak zachował?!"). Wprawdzie początkowo żachnęłam się na aktorów (Kijowska, Dorociński, Kulesza, Dziędziel... powtórka ze Smarzowskiego!), ale potem uległam im całkowicie – zwłaszcza parze pierwszoplanowej.
O czym opowiada Miłość? Młode małżeństwo (Julia Kijowska i Marcin Dorociński) zderza się z niespodziewanym dramatem  obserwujemy, jak desperacko walczą, żeby nie wpłynął na ich życie. Próba jest z góry skazana na porażkę, ale czy relacja między dwojgiem bohaterów również? Na pewno Fabickiemu udało się wiarygodnie odmalować niuanse związku pomiędzy małżonkami. Warto obejrzeć, choć nie bezkrytycznie.

Miłość, reż. M. Haneke
Film obejrzany z zaskoczenia, w roześmianym gronie, które spodziewało się zobaczyć Fabickiego (do dziś nieznane są przyczyny nieporozumienia!). 


Niespieszna opowieść o odchodzeniu. Dwoje starszych ludzi od lat prowadzi spokojną, bezpieczną egzystencję, wspólnie przygotowując posiłki, czytając ulubione gazety i rozmawiając w swoim eleganckim mieszkaniu. Nagle w ich przewidywalną codzienność wkracza śmiertelna choroba  mężczyzna rozpoczyna opiekę nad ukochaną, stopniowo gasnącą, żoną.
Film jest zrealizowany surowo, utkany z podobnych, powtarzalnych scen, które z pewnością miały zobrazować gorzką monotonię pielęgnacji chorego. Ten cel udało się Hanekemu osiągnąć.
Zasadniczo Miłość oceniam pozytywnie, ale  świadoma licznych nagród, jakie zdobyła  zdecydowanie nie uważam jej za film wybitny. Tę samą żmudną, bolesną i przygnębiającą codzienność choroby, można by przedstawić w filmie o pół godziny krótszym. Nie mogłam też pozbyć się wrażenia, że Miłość może być olśnieniem i źródłem zachwytu głównie dla ludzi, którzy... zapomnieli, że istnieje starość i śmierć. Dla tych, którzy mieli szczęście nie doświadczyć odchodzenia bliskiej osoby, nie przekonali się, jak prozaiczna, pozbawiona blasku, wyczerpująca i druzgocąca jest choroba. I jaką straszliwą bezradność wywołuje.

Na zakończenie utwór z odmiennego bieguna emocji  nucę go jak mantrę po ciężkich dniach w pracy. Rozśpiewanej niedzieli, Kieszeniarze!
P.S. Zdjęcie na samej górze pochodzi z dzisiejszego (słonecznego!) spaceru po bulwarze i Bydgoskim.

5 komentarzy:

  1. Hej! My wczoraj też spacerowaliśmy po Bydgoskim, konkretnie w parku. Kup zatrzęsienie! ;-) Mijany przez nas jeden pan mówił do żony: "Toruń, podobno taki kulturalny gród, a bardziej zasranego chyba nie ma!". Trudno było dyskutować. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładne zestawienie graffiti z filmami :) Fanką Hanekego nie jestem, więc sobie odpuszczę, ale na Fabickiego chętnie się wybiorę - dzięki za polecenie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Odkąd zobaczyłam krótkometrażową "Męską sprawę", a potem przejmujące "Z odzysku" (dotąd uważam, że to najlepsza rola Antoniego Pawlickiego), kibicuję Fabickiemu bardzo mocno. "Miłość" jeszcze przede mną - z tego, co piszesz, dołączy do serii moich ulubionych.

    A Mikromusic polecam na koncetach! Świetni:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Arku, trzeba było - jak ja - nie spacerować chodnikami! Toruńscy właściciele psów są na tyle kulturalni, że wyprowadzają je tylko na powierzchnie brukowane ;)

    Anonimowy, dzięki.

    Marto, podzielam Twoje zdanie co do Pawlickiego. W zasadzie to jedyna rola, w jakiej mi się podobał ;)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.