R. bardzo dużo wyjeżdża, a ja – choć jestem istotą społeczną – grono bliskich przyjaciół mam wąskie. Dlatego wiele czasu spędzam sama, zwłaszcza w weekendy.
Do moich ulubionych form spędzania takich single Saturdays należy wylegiwanie się na nadwiślańskim bulwarze. Wspominałam Wam już o tym przy okazji Wody lub kobiecych powieści z ptaszkiem; w sobotę wstaję więc z trzynastym promieniem słońca (a z pierwszym skokiem Figi „na klopsa”), pakuję do torebki książkę, notes i długopis, czasem też aparat i... ruszam pieszo w stronę miasta!
Do moich ulubionych form spędzania takich single Saturdays należy wylegiwanie się na nadwiślańskim bulwarze. Wspominałam Wam już o tym przy okazji Wody lub kobiecych powieści z ptaszkiem; w sobotę wstaję więc z trzynastym promieniem słońca (a z pierwszym skokiem Figi „na klopsa”), pakuję do torebki książkę, notes i długopis, czasem też aparat i... ruszam pieszo w stronę miasta!
Na zdjęciu jesień 2012. Chleb kupiłam dla siebie,
ale uległam perswazji nowych znajomych - patrz: zdjęcia niżej...
Gdy jestem już na starówce, mijam ruiny zamkowe i na horyzoncie widzę już linię rzeki, ekscytuję się jak w czasie wyjazdów nad morze (wiecie, ostatnie kroki do plaży pokonuje się zawsze najszybciej). Podbiegam więc i pilnuję, by nie rozlać kawy, którą kupiłam chwilę wcześniej (zwykle w Kona Coast, sympatycznej knajpce z wegetariańskim panini, albo Central Perk, kawiarni w duchu serialu Przyjaciele – oba miejsca polecam). ale uległam perswazji nowych znajomych - patrz: zdjęcia niżej...
W tym momencie, radośnie przebierając myślami na widok Wisły i błękitnego nieba, zawsze (_zawsze_, już nieświadomie, bez zastanowienia), zaczynam nucić refren starej piosenki Yugoton:
Późną nocą na bulwarze
na falochronie siedzę sam,
trochę wspominam, trochę marzę,
całą noc dla siebie mam.
na falochronie siedzę sam,
trochę wspominam, trochę marzę,
całą noc dla siebie mam.
(z tą różnicą, że ostatni wers śpiewam jako: Cały dzień dla siebie mam, w odruchu dopasowania tekstu do realiów; pewnie to jakieś natręctwo, choć np. fakt, że nie siedzę na falochronie zupełnie mi nie przeszkadza).
Potem już sama rozkosz: czytam, popijam kawę, zamykam oczy i grzeję twarz w słońcu, przerywam, żeby zapisać jakiś pomysł, znowu czytam, gapię się na wodę, piszę o tym, że gapię się na wodę, liczę gołębie, znowu czytam... W tle wiatr w przedziwny sposób to tłumi, to wydobywa różne dźwięki – fragment rozmowy rowerzystów, odgłos samochodu jadącego za plecami, śmiech dziecka oddalonego o sto metrów... Przyjemny, wyciszony szmer miasta.
Poniżej kadry z różnych bulwarowych spacerów o różnych porach roku. Cieszcie się wiosną, Kieszeniarze!
Inwazja pożeraczy chleba. A spod torby wystaje program festiwalu filmowego TOFIFEST – pamiętam, że tego dnia kupiłam bilety na cudowną Shirley.
Twórcy murali przyłapani na gorącym uczynku – jesień 2012. W tle majaczy toruńska starówka – tak to właśnie wygląda z bulwaru.
Nie mogło go zabraknąć – jedyny, niepowtarzalny, od dekad będący bohaterem dyskusji, gdzie ma powstać jego następca (teraz, odpukać, następca już rośnie). Tu w weekendowym anturażu – bez korków!
Pamiętam, że to zdjęcie wysłałam z pozdrowieniami Marynie. Wyjątkowo siedzę na ławce – może dlatego, że chwilę wcześniej byłam na rozmowie w sprawie prowadzenia zajęć z copywritingu na UMK – pewnie chciałam wytrwać chwilę dłużej w tej cywilizowanej postaci. Maj 2012.
A tu znów ostatnia jesień, panel książkowy (właśnie sobie przypomniałam, że Masłowskiej też jeszcze nie doczytałam). I uściślenie dla R.: kochanie, tytuł książki to nie jest wyznanie do Ciebie!
Z cyklu Fauna Torunia: żaba na bulwarowym murze, a w tle zacny Toruń turystyczny.
A to z drogi powrotnej z wczorajszego spaceru. Takie promocje mamy w Toruniu, panie!
"Skok Figi na klopsa" - mój splot słoneczny już to sobie wyobraża ;) Poranek to zdecydowanie nie pora, gdy kocha się koty najbardziej.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tych sobót ;)
ach nasze toruńskie bulwary, tyyle się tam działo, tyyle godzin się tam leżało, siedziało, czytało, opalało :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! :)
OdpowiedzUsuń