wtorek, 15 października 2013

Czy Makro podkłada świnię klientom?

Głośna zrobiła się sprawa eksponowania na półkach sieci Makro prosiaczków zapakowanych w folię. Oburzyli się zarówno obrońcy praw zwierząt, jak i część konsumentów, która - choć mięso spożywa - poczuła się dotknięta dosadnym sposobem jego prezentacji. Pod wpływem nacisków, Makro wycofało prosięta ze stoiska mięsnego.

Przyznam, że mam ambiwalentne uczucia. Jestem wegetarianką od 13 lat i stoją za tym motywy etyczne. Nie nawracam znajomych na dietę bezmięsną, bo wiem,
że taka decyzja musi wynikać z własnej refleksji, a nie - perswazji innych. Ale owszem, zawsze cieszy mnie, kiedy ktoś przejawia wrażliwość na cierpienie zwierząt, kiedy podejmuje decyzję o przejściu na wegetarianizm albo chociaż stara się kupować mięso pochodzące z hodowli, które gwarantują humanitarny ubój. Cieszy mnie dojrzałe i przemyślane podejście do tematu; szanuję też konsekwentny wybór, by jeść mięso. Nie szanuję - absolutnego braku refleksji.

Czy widok prosiaczków jest dla mnie przygnębiający? Oczywiście, porusza mnie i utwierdza w przekonaniu, że w moim przypadku wegetarianizm był dobrym wyborem. Ale przygnębiają  mnie też krowie ozory, świńskie głowy w gablotach chłodniczych, króliki, które zdarzało mi się widzieć, bezgłowe indyki, kurze łapki - wszystko, co wskazuje, że żywe stworzenie zostało zabite i rozparcelowane na części. Trudno mi więc oprzeć się wrażeniu, że wstrząs w przypadku prosiąt wynika tylko z tego, że się... nie opatrzyły. Jak skomentował ktoś na forum pod tekstem w GW: To musiał być szok. Okazało się, że mięso jest ze zwierząt. Skąd ataki na firmę - czy konsumenci oczekiwali, że Makro zrywa naręcza świńskich nóżek z drzew jak czereśnie? Czytam zarzuty o okrucieństwie, braku empatii przedstawicieli sieci i waham się, czy na pewno tak samo rozumiemy te słowa.


Chciałabym, żeby pakowane próżniowo prosięta nie trafiły w próżnię myśli. Chciałabym, żeby skłoniły do zastanowienia się, w jaki sposób nasze nawyki żywieniowe powiązane są z cierpieniem i zniechęciły do bezrefleksyjnych zakupów. Podzielam zdanie Jana Hartmana, który przymykanie oczu nazywa hipokryzją i argumentuje: (...)
wydaje mi się, że ten produkt nie powinien być wycofywany ze sprzedaży, bo to sprzyja myśleniu "co z oczu, to z serca". (...) A taki widok prosięcia sprzedawanego w całości powinien po prostu dawać do myślenia. Decyzja należy do każdego z nas. Ale moim zdaniem powinna być świadoma.
Designerska świnka-skarbonka z Empiku
Co ciekawe, w sukurs moim wegetariańskim przekonaniom przyszedł dziś - wbrew własnym intencjom - Andrzej Morozowski w programie Tak jest w tvn24 (nie mam dziś szczęścia do wypowiedzi dziennikarzy tej stacji, rano Kuźniar, teraz on). W rozmowie z Hartmanem, który rozwijał myśl z wywiadu dla GW (podkreślając, że wybór, czy jeść mięso, czy nie, jest autonomiczną decyzją każdego człowieka), prowadzący sypał perłami typu: Niedługo zabronią nam ścinania choinek! Choinka też cierpi, kiedy jest ścinana albo Jesteśmy ludźmi dzięki temu, że jemy mięso, nawet ostatnio czytałem artykuły na ten temat... Ponieważ przy takim temacie można rzucić mięsem, podsumuję ostro: o, choinka!

11 komentarzy:

  1. Ewenemencie, w pełni się z Toba zgadzam i podpisuję się pod tym co napisałaś:-) Ja też nie jadam mięsa ale uważam że ludzie powinni mieć świadomość skad biora się golonki. Życzę Ci przyjemnego wieczoru, pozdrawiam ciepło!
    Ps. Ładna ta czarna świnka:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez parę lat byłam wege i świetnie się wtedy czułam. Nie zrezygnowałam z mięsa z powodów etycznych, bo takie decyzje wg mnie powinny obejmować albo wszystko, albo nic. A, prawdę mówiąc, rezygnacja z noszenia skóry na rzecz tworzyw sztucznych wcale nie wydaje mi się takim mniejszym złem.

    Ale odbiegam od tematu. W pełni zgadzam się z Tobą w kwestii tego, że oburzenie w tej sprawie jest bez sensu. Rysunek uśmiechniętego prosiaczka z parówkami w ręku na szyldzie mięsnego jest ok, homary czy ryby, czy kurczaki na stoisku mięsnym - tak, całe prosię z jabłkiem w pysku podawane w Chłopskim Jadle czy na weselu - jak najbardziej, ale ta sama świnka w folii w sklepie - fuj, błe? Przecież to bez sensu.

    Przypomina mi się "Szósta klepka" Musierowicz, gdzie sześcioletni Bobcio zastanawiał się, jak to jest, że ryba (filet) nazywa się tak samo jak to, co pływa, a rodzina zmieniła raptownie temat, nie chcąc pozbawiać chłopca złudzeń. W sprawie Makro zachowujemy się tak samo, tylko że... już nie jesteśmy dziećmi i doskonale wiemy, w jakich warunkach żyją kurczaki czy jak zabijane są świnki. A mimo to wciąż najważniejsza jest dla nas cena, mimo że wiemy, że każda złotówka mniej przekłada się bezpośrednio na większe cierpienia naszych "braci mniejszych". (Swoją drogą, czy św. Franciszek był wege?)

    Chyba pora dopuścić do siebie świadomość tego, że dla własnego komfortu niszczymy inne życie. Wszyscy. Pochylić w pokorze głowę, ale nie zamykać oczu na fakty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olgo Cecylio, dzięki za zgrabną ilustrację z Musierowicz.

      Co do optyki "wszystko albo nic" - ja nie jestem jej zwolenniczką (choć bywałam, w ortodoksyjnych epizodach swojego życia). Bo owszem, marzyłoby mi się, żeby ludzkość nie korzystała z cierpienia zwierząt w ogóle (a własne potrzeby zaspokajała bez narażania kogokolwiek na ból) i żeby ze zwierzętami współistniała w harmonii. Jednak to idylla, która za mojego życia się raczej nie spełni, więc przyjmuję stanowisko "każdy robi tyle, na ile go stać".

      Jeśli ktoś jada mięso, ale pozostaje wrażliwy na cierpienie zwierząt i adoptuje dwa psy ze schroniska, to dla mnie ma jakąś wartość. Bo bilans wskazuje: kolejny mięsożerca, ale dwa psy uratowane. Wolę to, niż założenie "moja dieta nie wpłynie w żaden sposób na przemysł mięsny, więc odpuszczam myślenie o zwierzętach w ogóle". Moja własna recepta to z kolei: nie jem mięsa i ograniczam produkty skórzane. Kupuję skórzane buty na zimę, bo nie znalazłam dobrego odpowiednika, ale nigdy nie kupię sobie skórzanego płaszcza ani futra. Pasek z tworzywa zawsze wygra u mnie z paskiem ze skóry, bo żadne zwierzę nie ucierpiało przy jego produkcji. W czasie zakupów spożywczych zwracam uwagę na warunki, w jakich hodowano zwierzęta - kupuję jajka z symbolem 0, droższe, ale z gwarancją "niefabrycznego" chowu.

      Uważam, że każdy z nas powinien się zastanowić, jak może przeciwdziałać cierpieniu zwierząt i próbować wcielić to w życie. Taka refleksja to element świadomego życia i "pokojowego korzystania ze świata". Dlatego tak, szanuję nawet małe kroki.

      Różnica w naszych opiniach przebiega przez przysłowia - kropla w morzu a kropla drąży skałę :)

      Usuń
    2. A nie, nie - chodziło mi o to, że jeśli uznaję, że biedne zwierzątka, to nie tylko na talerzu, ale i na stopach i w torebce, i w galaretce, i w kosmetykach. Wtedy po prostu zrezygnowałam z mięsa, nie z powodów etycznych, tylko "bo tak" - nadal nosiłam skórzane buty (nie plastikowe zwane z niewiadomych powodów "ekoskórą", bo ani to eko, ani skóra). Wtedy mieszkałam jeszcze z Rodzicami i nie bardzo miałam wpływ na cokolwiek poza dietą.

      Znam jednakowoż i bardzo szanuję wegetarian "po całości", bo o ile rezygnacja z produktów odzwierzęcych w diecie nie jest w dzisiejszych czasach specjalnym wyrzeczeniem (chyba że ktoś wielbi jogurty truskawkowe ;-)), to szerzej zakrojone decyzje zakupowe potrafią skomplikować życie.

      W moim przypadku niestety obecnie to jest kwestia wyboru między standardową dietą a wegetarianizmem i garścią tabletek co rano. Wolę jednak zjeść to mięso niż syntetycznymi mikroelementami katować wątrobę. Za to robię tak jak piszesz: wolę zapłacić trochę więcej za to, co powstało w trochę bardziej humanitarnych warunkach. No i przekazuję regularne dotacje na schronisko dla jeży :-)

      Usuń
  3. Bardzo dobry tekst.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja mam pytanie formalne i mało związane z tematem, ale bardzo mnie to interesuje i może Ty mi odpowiesz. Chodzi o podpis pod zmieszczonym w tekście obrazkiem "Designerska świnka-skarbonka". Co znaczy w tym kontekście określenie "designerska", które - mam wrażenie - pojawia się często, a którego znaczenia nie odgaduję? Czym różnią się "designerskie" świnki-skarbonki od tych po prostu świnek-skarbonek?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy, w tym kontekście użyłam słowa "designerska", bo przestawiona świnka została zaprojektowana z pomysłem, ma ciekawą, nietypową formę. Zauważ - nie ma uszu, oczu, ryjka, jest ciemnopopielata - w zasadzie trudno rozpoznać w niej świnkę, jest po prostu zakorkowaną butelką na nóżkach (!).
      A jednak sposób, w jaki projektant bawi się formą butelki (korek w roli ryjka, w dodatku opatrzony zabawnymi wąsami) oraz elementy, które dodał (sznurek-ogonek i miejsce na wrzut monet) wystarczają, by rozpoznać funkcję tego przedmiotu.
      Czy moja odpowiedź jest pomocna? :)

      Usuń
  5. Z Morozowskim niestety tak bywa często. Mam wrażenie, że on w rozmowach bardziej stara się zaprezentować swoją błyskotliwość i zaskakujące skojarzenia (często mało wyszukane, jak w Twoim przykładzie) niż faktycznie pogłębić temat, rozwinąć wątek, skonfrontować opinie rozmówców. Szkoda, bo goście w "Tak jest" bywają świetni i mogli by mieć wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia - a tak ślizgają się po tematach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje mi się, że sugerujesz, że te prosiaki powinny zostać w sklepach. A ja się nie zgadzam, nie wyobrażam sobie iść z moją 10-letnią córką na zakupy i zobaczyć coś takiego. Jak ja jej to wytłumaczę?
    Okrucieństwo, zggadzam się z tymi zarzutami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Makro nie chodzi się z małymi dziećmi, a z takimi, które już raczej wiedzą, że kura i ryba nie tylko nazwą są związane ze słodkimi zwierzątkami...

      Usuń
  7. Ha! - nie sugeruję, mówię to wprost :) Zarzucanie sieci Makro okrucieństwa uważam za stanowczą przesadę.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.