sobota, 11 sierpnia 2012

Miękkie lądowanie

I wróciliśmy. Trochę rozkojarzeni po wszystkich wrażeniach ostatnich tygodni, trochę niepewni, co naprawdę widzieliśmy, która katedra pochodzi z jakiego miasta, gdzie kawa smakowała najlepiej, który pejzaż nas zachwycił, a który tylko przyśnił się w kryzysowym momencie na szlaku ;-) Trochę zmęczeni po wielogodzinnych marszach (i marszrutkach). Trochę wyciszeni po serii rozgadanych dni. Trochę rozpieszczeni słońcem, które towarzyszyło nam niemal bez przerwy. Trochę spłukani, a trochę podekscytowani perspektywą powrotu do własnej wanny.
A nade wszystko – owładnięci tym cudownym poczuciem, że przez dwa tygodnie świat nas nie dotyczył. Że codzienność odeszła na plan dalszy, przysłonięta nowymi, rozkosznymi dylematami typu: którędy najlepiej dojść do Wielkiej Rawki, czy na obiad w Biesisku zamówić „gryczanki-hryczanki” czy smażony ser albo w którą uliczkę skręcić we Lwowie. Taaak... Urlop to zdecydowanie jeden z najlepszych wynalazków ludzkości.
Ukłon w stronę czytelników Kieszeni, który czytają George'a R. R. Martina ;-)
Teraz więc – z głową pełną nieposegregowanych myśli, karkiem o trzy tony ciemniejszym od reszty ciała i turkusowym lakierem do paznokci u stóp (który przeszedł wiele podczas tej wyprawy) – dzielę się z Wami pierwszymi wrażeniami z wakacji.
Dokąd zaprowadziły nas nogi (14 szt.), kółka (8 szt.) i fantazja (niepoliczalna)? Oto zestawienie:
  • Kazimierz Dolny – porcja festiwalu Dwa Brzegi. Smakowita, choć pozostawiła niedosyt. Upalne spacery, świetne spotkanie z Markiem Koterskim, charyzmatyczny John Henshaw...
  • Bieszczady! Miejsce, w którym byłam po raz pierwszy w życiu, a które spełniło wszelkie moje oczekiwania. Bajeczne.
  • Sanok. W przelocie, ale z mocnym akcentem w postaci galerii Beksińskiego. Polecam.
  • Przemyśl. Miasto kontrastów, w którym ślady dawnej świetności nikną pod szarością i marazmem współczesności. Melancholijnie. W drodze powrotnej Twierdza Przemyśl i idylliczny zamek w Krasiczynie.
  • Lwów. Pięknie, pięknie, pięknie. Ale i z gorzką pigułką (o tym później).
  • Sandomierz. Miasto, które – jak wiecie – marzyło mi się od dłuższego czasu, a które ujęło mnie przytulnością. Wyśledziłam parę miejsc z Ziarna prawdy – z pewnością kryminalna relacja z Sandomierza pojawi się w Kieszeniach!
A teraz garść wspomnień wysypanych z torby.
Na zdjęciu (od góry, esem floresem):
1. Cywilizowany przewodnik po Lwowie. Oprócz niego na trasie wspierał nas stos mapek, ulotek, biletów i innych karteluszków.
2. Powieść wakacyjna (tu: Liczby Charona Krajewskiego). Prawdopodobnie będzie recenzja.
3. Torba wielofunkcyjna. Służyła jako damska torebka tudzież do transportu ziemniaków na ognisko.
4. Program Dwóch Brzegów. Jak co roku, żarliwie wymięty i pokreślony.
5. Bieszczadzka pocztówka. Jedna z niewysłanych.
6. Pomadka, która sprzyja perlistym uśmiechom. Jestem nałogową użytkowniczką pomadek ochronnych, więc ten gadżet przyjęłam z ochotą (że użyję określenia „przyjęłam” na akt wyłudzenia pomadki od hostessy browaru Perła).
7. Bilety tramwajowe z Lwowa. Niektóre nawet z tramwaju, który się nie popsuł.
8. Nakrętka – symbol dobra szczególnie pożądanego podczas górskich wędrówek.
9. Bilet z sandomierskiego kina. Rewelacyjne miejsce, na pewno jeszcze o nim wspomnę.
10. Chustka na głowę – niezrównany towarzysz górskiej wspinaczki.
11. Okulary przeciwsłoneczne. Nieco tylko zgniecione.

Tymczasem biegnę podsycać wakacyjny nastrój (bezkarnie mogę go utrzymać do poniedziałku wieczór). Do usłyszenia!
Jedyny leniwy dzień w bieszczadzkiej kwaterze. Ja się wyleguję, a Popielski śledzi zbrodniarzy. 
Na zakończenie znalezisko z Przemyśla – z dedykacją dla R!


15 komentarzy:

  1. Niezła trasa! Gratuluję ciekawych wojaży i czekam na dalsze relacje.
    A osobiście wolę Kazimierz Dolny od Sandomierza, ten drugi wydaje mi się... zaściankowy. W Kazimierzu oddycham:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnie zdjęcie super :) Fajnie, że wróciłaś, ewenemencie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się, co ze mną nie tak, bo naprawdę WSZYSCY wokół mnie zachwycają się Lwowem, a mnie się tam wcale nie podobało. Głównie z powodu ruin straszących na każdym kroku, potwornie zdewastowane, brudne miasto, depresyjne. Plus ci "polscy menele", płaczący na dźwięk słowa Polska. Nic, tylko siąść i płakać razem z nimi :-(

    Może to właśnie jest Twoja gorzka pigułka..?

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię Twoje relacje z podróży. A co to za koloseum/ wieża na zdjęciu z niebem i ptakami?

    Pozdrawiam,
    f.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Do Kazimierza i Sandomierza dorzuć czasem Płock(moja ostatnia miłość).
    Przyjemnie tu u Ciebie :).
    13 kroków-naprawdę urocze. Może też sobie zrobię , bo czas do 30 topnieje ;). To nie będą kroki ,ale susy ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za komentarze!
    nesek, ja zdecydowanie w Sandomierzu oddychałam równie swobodnie, co w Kazimierzu Dolnym.

    Olgo Cecylio, ciekawe - odebrałam Lwów zupełnie inaczej, niż Ty. To znaczy owszem, widziałam sporo zniszczonych i zaniedbanych budynków, ale wywoływały we mnie raczej melancholię niż niechęć. Pewnie dlatego, że były tak bliskie moim obserwacjom z wielu polskich miast (sypiące się kamienice to znak rozpoznawczy m.in. jednego z toruńskich osiedli, Bydgoskiego Przedmieścia, które mogłoby lśnić prawdziwym blaskiem). Meneli też nie widziałam ;) A polskie akcenty, które spotykaliśmy np. w postaci dawnych napisów na murach, wywoływały uśmiech. No i, muszę dodać, wszystkie szarości i zniszczenia miasta były w moich oczach przysłonięte przez zachwycające budynki, spotykane co krok.
    Ogólne wrażenie: owszem, dalekie od lukrowanych starówek Wiednia czy innych zachodnich miast, ale przejmujące... i chyba bardziej napełniające nadzieją niż niechęcią :)

    sweet pea, życzę malowniczych susów w takim razie. Przez Płock zdarzyło mi się nieraz przejeżdżać, ale nigdy nie przyjrzałam mu się z bliska. Może warto nadrobić?

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzę po ostatniej fotce, że i o Puławy zahaczyliście :) Szkoda, że piękny Pałac Czartoryskich zamknięty.
    Pozdrawiam
    Beniutka

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie powiem, że czułam niechęć, po prostu smutek, te zniszczenia przygnębiają. Może wiele się zmieniło, a może po prostu miałam za duże nadzieje, bo nasłuchałam się w dzieciństwie, jakie to było piękne miasto - jedna z moich babć stamtąd pochodziła.

    Lwów skojarzył mi się z Bytomiem - zmarnowany potencjał. Smutne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  10. Beniutko, czy mówisz o napisie na chodniku? W każdym razie do Puław nie dotarliśmy, niestety.

    Olgo Cecylio, ha - jakbym czytała swoje wrażenia z... Przemyśla. Tam towarzyszyło mi właśnie smutne poczucie zmarnowanych szans.
    Bytom jeszcze przede mną ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. a ciało którego z bpohaterów znaleziono w rzece - równie błotnistej jak san w przemyślu?

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajna relacja i fajne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kłania się druga nałogowa użytkowniczka pomadek ochronnych:)
    P.S. Świetny blog!

    OdpowiedzUsuń
  14. Niecierpliwie czekam na gorzką pigułkę. Była, będzie jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  15. Dzięki za miłe słowa.

    jul-koo, będzie! :)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.