poniedziałek, 3 września 2012

Szczyt nudy, czyli Alpy

Mocne wrażenie wywarł na mnie przed rokiem film Kieł w reżyserii Giorgosa Lanthimosa. Oparty na dość karkołomnym pomyśle, miejscami irytujący, pozostawiający niedosyt, a jednak bardzo sugestywny. I, mimo abstrakcyjnego punktu wyjścia, wiarygodny psychologicznie.
Dlatego gdy na horyzoncie pojawiły się Alpy, kolejny film Lanthimosa, podeszłam do niego z dużą ciekawością. Z przypadkowo usłyszanej recenzji (jak wiecie, lubię wiedzieć jak najmniej o fabule filmu przed jego obejrzeniem) wychwyciłam zdanie, że Alpy opowiadają o grupie ludzi trudniących się... odtwarzaniem ról zmarłych. Bohaterowie mieli czynić to w celach terapeutycznych - by pomóc bliskim osób, które odeszły, przetrwać okres żałoby.
"Kolejny oryginalny pomysł!" - pomyślałam - "Ciekawe, jak reżyser go rozwinie, w jaki sposób tchnie życie (na przekór pośmiertnym realiom) w tę sytuację".
Co tu dużo mówić, nie tchnął. Film okazał się męczący, chaotyczny i zwyczajnie nudny. Na plus zapiszę mu, że wiarygodnie pokazał samotność jednej z bohaterek, pielęgniarki - jej desperację, rozpaczliwe pragnienie przynależności i tęsknotę za bliskością. Ale na tym się skończyło. Reszta okazała się przeciętna - może nie pretensjonalna, jak np. Antychryst, ale ciężkostrawna. I nawet ze świadomością surrealistycznej konwencji, nie kupiłam tego.
Kieł urzekał precyzją, wykreowany świat był groteskowy, ale bardziej konsekwentny. Tu skończyło się na kontrowersyjnym pomyśle.
Przyznam Wam się, że w gronie przyjaciół uchodzę czasem za osobę, która nawet w najgorszych filmach doszukuje się wartości (pamiętam taki zarzut z dyskusji nad Essential Killing ;-) Tutaj stanowczo nie miałam ochoty niczego się doszukiwać, snobowanie się schowałam do kieszeni ;-) i uległam dominującemu wrażeniu nudy.
Z tym większym zdumieniem przeczytałam fragment recenzji Janusza Wróblewskiego w Polityce:
Szokujące „Alpy” (...) można interpretować na wiele sposobów, dopatrując się w nich nie tylko głębokiego studium alienacji i opisu współczesnego kryzysu tożsamości, lecz również metafory bankructwa Grecji wywołanego m.in. oszustwami na niewyobrażalną skalę. [źródło]
Tiaaa. Nie szokujące. Nie głębokie. I nie można ;-)

7 komentarzy:

  1. No nie wiem. A jednak Wróblewski nazwał Alpy "jednym z najdziwniejszych i najbardziej niepokojących filmów ostatniego sezonu".

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy, mam taką teorię, że kiedy recenzent nie ma nic do powiedzenia na temat filmu, a wypadałoby pochwalić (to taki awangardowy pomysł, no i "Kieł" był nominowany do Oscara), używa nic nie znaczących fraz typu: "najdziwniejszy i niepokojący" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Niepokojący" - bardzo dobre pojęcie-worek, do którego zmieści się i "Szósty zmysł", i "Blair Witch Project", i "Lśnienie", a jak się uprzeć, to i nawet jakiś Almodovar ;-) A "najdziwniejszy"... hm. Ja bym się nie cieszyła, gdyby moją twórczość ktoś w ten sposób określił :-P

    OdpowiedzUsuń
  4. Olgo Cecylio, ja myślę jednakowoż, że Twoja twórczość jest niepokojąca! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie nadaję się ostatnio na ambitne filmy, a na "Alpy", twierdząc, że to ambitne kino, wyciągnęła mnie koleżanka. O matko, jak ja się męczyłam na tym filmie! Z każdą kolejną sceną chciałam, żeby ten film się skończył. Ambitne kino to zdecydowanie nie jest. Dziwne - na pewno. Mniej więcej od momentu pseudoerotycznej sceny, kiedy bohaterka nie wytrzymuje i prycha ze śmiechu, mnie ogarniała podobna chęć - prychania. Reszta sali była chyba pod podobnym wrażeniem filmu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się już Kieł nie podobał, więc Alpy tym bardziej ominę szerokim łukiem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. KatKal, owszem, ambitne - bo wytrwać na tym do końca to ambitne wyzwanie ;-)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.