Kilka lat temu trafiłam w Wysokich Obcasach na wywiad Talki z Abby Lee. Dziewczyna wydała mi się sympatyczna, niepokorna, dość błyskotliwa. Pomyślałam, że jeśli natknę się na jej książkę, przeczytam.
Natknęłam się i przeczytałam. I cóż... jeśli drukuje się 300-stronicową powieść opartą na blogu, to jednak musi to być szalenie ciekawy blog;) Tu podczas lektury po ok. pięćdziesięciu stronach byłam lekko znużona, po stu – miałam wrażenie, że znam już całą fabułę i nie warto czytać dalej, a później było już tylko gorzej. Ostatnią setkę w zasadzie przewertowałam, chwytając co bardziej wyraziste postaci czy wątki.Fajnie, że Abby pisze bez pruderii, fajnie, że otwarcie opowiada o swoich doświadczeniach seksualnych, że jest osobą z temperamentem i, jak się wydaje, dystansem do siebie. Tyle, że to trochę za mało na wciągającą powieść. Gdyby te teksty były rzeczywiście wyjątkowo zabawne czy bardzo błyskotliwe – albo chociaż emocjonujące (z racji tematyki wydaje się to całkiem prawdopodobne), sprawa wyglądałaby inaczej – ale w tej sytuacji Dziewczyna, której jedno w głowie wypada dość jałowo. Jednak nieszczęsna Bridget Jones, do której tytuł wywiadu się odwołuje, dostarczyła mi znacznie więcej rozrywki. Bo OK, obie książki łączy forma bloga/ dziennika, ale u Fielding całość była po prostu sprawnie napisana – z paroma ciekawymi wątkami w tle, z rosnącym napięciem, z żywym językiem i kilkoma autentycznie zabawnymi scenami. Zoe Margolis (rzeczywiste nazwisko Abby Lee) przy Fielding wypada blado. Zresztą, trudno się jej dziwić – inaczej pisze się bloga, niż powieść. Powraca tylko pytanie, jaki jest sens blogi wydawać ;-)
Innymi słowy – z ciekawości możecie przeczytać Abby, ale zamiast wersji książkowej, polecałabym przejrzenie Girl with a one-track mind w oryginale. W postaci notek jej zapiski wydają się zabawniejsze, a dostarczane w niewielkich dawkach – całkiem interesujące.
Natknęłam się i przeczytałam. I cóż... jeśli drukuje się 300-stronicową powieść opartą na blogu, to jednak musi to być szalenie ciekawy blog;) Tu podczas lektury po ok. pięćdziesięciu stronach byłam lekko znużona, po stu – miałam wrażenie, że znam już całą fabułę i nie warto czytać dalej, a później było już tylko gorzej. Ostatnią setkę w zasadzie przewertowałam, chwytając co bardziej wyraziste postaci czy wątki.Fajnie, że Abby pisze bez pruderii, fajnie, że otwarcie opowiada o swoich doświadczeniach seksualnych, że jest osobą z temperamentem i, jak się wydaje, dystansem do siebie. Tyle, że to trochę za mało na wciągającą powieść. Gdyby te teksty były rzeczywiście wyjątkowo zabawne czy bardzo błyskotliwe – albo chociaż emocjonujące (z racji tematyki wydaje się to całkiem prawdopodobne), sprawa wyglądałaby inaczej – ale w tej sytuacji Dziewczyna, której jedno w głowie wypada dość jałowo. Jednak nieszczęsna Bridget Jones, do której tytuł wywiadu się odwołuje, dostarczyła mi znacznie więcej rozrywki. Bo OK, obie książki łączy forma bloga/ dziennika, ale u Fielding całość była po prostu sprawnie napisana – z paroma ciekawymi wątkami w tle, z rosnącym napięciem, z żywym językiem i kilkoma autentycznie zabawnymi scenami. Zoe Margolis (rzeczywiste nazwisko Abby Lee) przy Fielding wypada blado. Zresztą, trudno się jej dziwić – inaczej pisze się bloga, niż powieść. Powraca tylko pytanie, jaki jest sens blogi wydawać ;-)
Innymi słowy – z ciekawości możecie przeczytać Abby, ale zamiast wersji książkowej, polecałabym przejrzenie Girl with a one-track mind w oryginale. W postaci notek jej zapiski wydają się zabawniejsze, a dostarczane w niewielkich dawkach – całkiem interesujące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.