niedziela, 23 stycznia 2011

Bykowi chwała

Leżąc w sobotę pod kołdrą i walcząc z potwornym kaszlem (póki co, styczeń ewidentnie nie sprzyja mojemu zdrowiu), natknęłam się na program Sam na sam z Franciszkiem Starowieyskim w TVP Kultura. Widowisko zrealizowane w 1970 roku miało na celu przybliżenie twórczości plakacisty (wówczas około 40-letniego) poprzez wyjaśnienie wątpliwości, które najczęściej trapią odbiorców jego prac. Wątpliwości przedstawiał prowadzący program, odczytując pytania od widzów (przekazane wcześniej „telefonicznie i listownie”), Starowieyski odpowiadał na nie, a dodatkowy komentarz prezentowali „adwokat” i „prokurator” (znów ta sądowa konwencja;-). Prowadzący był dość bezbarwny, Starowieyski – w swoim stylu – charyzmatyczny i postrzelony, a jeden z komentatorów – Szymon Kobyliński (w roli oskarżyciela) – ujmująco kompetentny i rzeczowy. 
Wszędzie czaszki, gałki oczne, żebra... Kilka elementów układanki, których używasz za każdym razem – zarzucał Starowieyskiemu Kobyliński
Oglądałam to Sam na sam z fascynacją, ale i nie bez poczucia pewnej egzotyki. Z jednej strony bawił mnie widok niedzisiejszych elementów programu (vide: dwa szeregi pań-telefonistek siedzących w studiu – program nie był nadawany na żywo, więc ich rola nie polegała chyba na rejestrowaniu pytań od widzów ;-), z drugiej – nie mogłam wyjść z osłupienia, że przeszło godzinny program poświęcono dyskusji nad twórczością grafika. Niektóre pytania widzów były bardzo krytyczne, ale uderzała w nich nie tyle ostrość opinii, co w ogóle zaangażowanie w temat twórczości plastycznej. Próbowałam wyobrazić sobie współczesny program, w którym przez 70 minut dyskutuje się o źródłach inspiracji i technikach artysty, omawia warstwę ideową (!) jego plakatów, a widzowie z autentyczną pasją i zainteresowaniem włączają się w rozmowę. I to bez możliwości zdobycia nagrody za najszybciej wysłany SMS ;-)
Jeśli uda Wam się natknąć na powtórkę, obejrzyjcie – przyjemnie ożywcze widowisko, nawet jeśli chwilami anachroniczne. A jeśli należycie do fanów Starowieyskiego lub Kobylińskiego – to już absolutnie obowiązkowo.
P.S. Udało mi się wyszperać niewielki fragment na jutubie. Nie widać, niestety, Kobylińskiego, ale załapały się dzielne panie telefonistki ;-)

8 komentarzy:

  1. Życzę zdrowia, bo sama się męczę od początku miesiąca, w zeszłym tygodniu zastanawiałam się, czy można mieć złamane żebro od kaszlu, tak było przyjemnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Malino, to możemy sobie podać ręce - ja w sobotę zastanawiałam się, czy to możliwe, że od kaszlu boli serce i co chwilę miałam wrażenie, że zaraz mu pękną żebra:-/ Również życzę zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie już widziałaś, pewnie już czytałaś ten tekst, ale gdy zobaczyłam od razu pomyślałam o Tobie: http://wyborcza.pl/1,75248,8997970,Rozmowa_mistrza_Allena_ze_smiercia.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Zosik, nie wiedziałam i bardzo Ci dziękuję!:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też utknąłem przed telewizorem. Podczas tego programu nie potrafiłem zrobić nic (a miałem do krojenia świąteczną sałatkę). Ot, zbiorowa hipnoza "jak z Bułhakowa". Potem nadszedł mój 20 - letni, dużo młodszy szwagier. I tak dwa pokolenia uległy hipnozie. Nie przeszkadzała nam siermiężna realizacja (ot, telewizyjny, uroczy skansen). Po programie, oglądniętym do ostatniej sekundy, chwila ciszy i refleksja wspólna (przypomnę, że dwupokoleniowa): Ile tam było pasji, zaangażowania, prawdy, wiedzy... i do końca życia chcę pamiętać zdanie pana Starowieyskiego, który był prowokowany do "oceniania". Powiedział: "Ja przyjmuję wszystko". Myślę, że tego pierwiastka brakuje wśród współczesnych twórców, ludzi, którzy pchnięci zefirkiem w sekundę są gotowi do oceniania innych. Tak, dla mnie była w tym programie siła potężna i nawet nie wiem, ile trwał:) Serdecznie pozdrawiam. Piotr

    OdpowiedzUsuń
  6. Piotrze, dziękuję za komentarz - z przyjemnością przypomniałam sobie ten program. A historia o młodszym pokoleniu uskrzydlająca!

    OdpowiedzUsuń
  7. trafiłam tu przypadkiem, szukając czegoś po necie, ale ten post mnie zatrzymał. Otóż prawie rok później przed świętami mój mąż (nie ma nic wspólnego ze sztuką) natknął się w TVP Kultura na ten sam program. Zamiast dokończyć odkurzanie "utknął" przed telewizorem. Obejrzałam później ten program na You Tube i siedziałam jak zaczarowana: konwencja programu, te archaiczne nagranie, panie przy telefonach ... nie sposób było oglądnąc tego tylko raz. Wracałam kilkakrotnie do niektórych fragmentów. Nie sądziłam, ze ktos dokładnie tak jak ja odebrał to widowisko ;-) fantastyczne.

    Jeszcze dodam, że ponad 10 lat temu uczestniczyliśmy z męzem w pewnym wydarzeniu we Wrocławiu: Franciszek Starowieyski malował wtedy przed publicznością, w wielkiej sali (chyba ratuszowej jak się nie myle) kilka płócien wysokości około 3 m. Naprawdę niesamowite doświadczenie
    pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oliwko, miło wiedzieć, że jest nas więcej! :) Pozdrawiam serdecznie i dzięki za podzielenie się wrażeniami.

    A oglądania Starowieyskiego na żywo, rzecz jasna, zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.