piątek, 4 marca 2011

Nie myśl, że nie miniemy nigdy się, choć łatwiej razem iść pod wiatr

Urodził się dokładnie 30 lat temu – w miejscowości, do której jeździłam czasem z rodzicami. Kto wie, może kiedyś przebiegał przez rynek z kolegami, kiedy ja, w dżinsowych ogrodniczkach, kupowałam z mamą pocztówki (pocztówki trzeba było kupić, nawet jeśli miejscowość wypoczynkowa leżała 20 km od naszego domu).

W podstawówce chodził na szkolne dyskoteki ubrany we flanelową koszulę w kratę (pamiętacie te koszule? to był prawdziwy hit!). Kiedy na piątkowej dyskotece zatańczył z jakąś dziewczyną (w rytm piosenki Iry czy Briana Adamsa), w poniedziałek obowiązkowo zakładał tę samą koszulę – żeby jego wybranka miała szansę go rozpoznać. Ja w tym czasie – do melodii tych samych piosenek – snułam równie misterne plany, np. jak wyglądać na kogoś, komu nie zależy, by być poproszonym do tańca? albo rozważałam, czy sweter z wielką, kolorową parasolką nadaje mi wygląd dorosłej?. Spotykaliśmy się, być może, od czasu do czasu – maszerując z rodzicami na Chemiku, stadionie-targowisku, gdzie kupowało się odzież... tzn. koszule w kratę i swetry w parasolki.

On w dzieciństwie lubił odwiedzać Muzeum Wojska Polskiego – ja nieopodal przesiadywałam u taty w pracy, zachwycona możliwościami komputera i programu graficznego Paint. Muzeum wydawało mi się wybitnie nudne, bo było na wyciągnięcie ręki – dostępne, więc mało pociągające. On wśród czołgów, ja przed monitorem – mogliśmy być 10 minut od siebie.

Potem, gdy on chodził do liceum – położonym rzut beretem od mojego – regularnie maszerował na przerwach po zapiekanki – do budki na Placu Wolności. Kto wie, może kiedyś, gdy stałam w kolejce przy tej samej budce, zastanowił mnie fakt, że ktoś ortodoksyjnie zamawia zapiekanki bez ketchupu. Nie poświęciłam temu jednak zbyt wiele uwagi. Oboje byliśmy zbyt zajęci rozgryzaniem swojego nastoletniego życia – tak odległego od szorstkiej i nudnej dorosłości, która z pewnością nadejdzie, gdy skończymy np. 30 lat.

Jak się okazało, on chodził wtedy do klasy z paroma osobami z mojego podwórka – nigdy jednak nasze drogi nie skrzyżowały się z tego powodu. W wolnych chwilach on trenował piłkę nożną, ja rysowałam plakaty dla samorządu szkolnego i każde z nas wykazywało zerowe zainteresowanie formą spędzania czasu tego drugiego.


Co jakiś czas on wybierał się na mecz lokalnej drużyny – na stadion, naprzeciwko którego mieszkałam. Gdy on śledził rozgrywki piłkarskie, wymachując swoim pierwszym  klubowym szalikiem, ja – przechadzając się z bratem i psem wzdłuż płotu – myślałam z niechęcią o kibicach, których obecność denerwuje naszego wilczur.

Po maturze wyjechał do Torunia – podobnie, jak ja. Tam odwiedzaliśmy różne miejsca, mieliśmy zajęcia na różnych wydziałach – i tylko przypadek sprawił, że gdy szukałam pokoju, brat podsunął mi namiar na mieszkanie studenckie... I nagle on, po tych wszystkich ścieżkach, które wydeptaliśmy oddzielnie, znalazł się za ścianą.

Bardzo łatwo się minąć. Cieszę się, że nam jednak udało się spotkać. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, mój R.
 Zegar Pavla Sidorenko – taki sam dostałam od R. na gwiazdkę
(czy dostrzegacie tam koty?)

11 komentarzy:

  1. to wszystkiego najlepszego! dla Was obojga ;)
    tiliqua

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie napisane:)
    Wszystkiego najlepszego Robert.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładnie napisane, choć ten tytuł z piosenki o lesbijskiej miłości nie bardzo pasuje;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O jaki ładny tekst.
    Przypomniała mi się taka scena z klasyka romansideł, czyli "Kiedy Harry poznał Sally". Tam co jakiś czas są wstawki, w których pary starszych ludzi opowiadają jak się poznali i zostali małżeństwem. Gdzieś w połowie filmu jest właśnie para, która opowiada o tym, że urodzili się w jednym szpitali w odstępie kilku dni, całe życie mieszkali obok siebie, w podobnym okresie przeprowadzili się do innej dzielnicy i nadal mieszkali obok siebie, później pracowali w jednym szpitalu, a poznali się dopiero kilka lat po tym, kiedy przypadkiem wpadli na siebie w windzie w hotelu w jeszcze innym mieście :).

    Wszystkiego najlepszego!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za ciepłe słowa!

    Anonimowy, a czym się różni jedna miłość od drugiej?;-)

    Besame - urocza historia:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna, wręcz wzruszająca-jak dla mnie-notka.

    Najlepsze życzenia dla drugiej połówki!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie dam głowy, ale chyba widziałam te zegary w Centre Pompidou... Są piękne! My mamy taki z całej płyty, z VOXa :-)

    Sympatyczna notka o okrągłej rocznicy urodzin :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękna opowieść, a najlepsze jest to, że zakończona happy endem:)

    OdpowiedzUsuń
  9. http://www.weronkaka.com/2011/03/przyjechao-do-mnie.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Haha, świetna historia o koszulach w poniedziałek:-))

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję bardzo za komentarze. Veronica - Tobie dodatkowo za wyróżnienie, wkrótce się nim zajmę:-)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.