Pamiętacie My, dzieci z dworca Zoo Christane F.? Kołysanki dla małych kryminalistów Heather O'Neill nieco mi tę książkę przypominały – tematyką, przystępnym stylem, dynamiczną akcją, dosadnością niektórych stwierdzeń i sytuacją bohaterki uwikłanej w narkotykowy świat.
Rzecz opowiada o dwunastoletniej Baby (to fantazyjne imię nadali jej nieletni rodzice), osieroconej przez matkę i wychowywanej przez ojca-heroinistę. Dziewczynka mieszka w ubogiej dzielnicy Montrealu i bezustannie się przeprowadza, z powodu długów i niedotrzymanych zobowiązań ojca.
Na Baby, jak chyba na każde dziecko uzależnionych rodziców, spada nadmierna odpowiedzialność – dziewczynka, zmuszona do przyspieszonego dorastania, stara się chronić ojca przed powrotem do heroiny, troszczy się o utrzymanie, usiłuje zachować porządek w domu, a nade wszystko – poszukuje ojcowskiej miłości. 27-letni Jules bywa dla niej serdeczny i czuły, nazywa Baby swoim kumplem, lubi zaskakiwać córkę prezentami – ale w miarę postępowania nałogu, coraz rzadziej jest w stanie właściwie zaopiekować się dziewczynką. W rezultacie powieść pełna jest fragmentów gorzkich, np.:
Na stole w kuchni leżał blaszany piórnik. Ostatnio Jules nosił go ze sobą [...]. Myślałam, że może to prezent, którego boi się mi dać. [...] Podniosłam go i otworzyłam wieczko. Serce mi stanęło, a piórnik prawie wypadł z rąk. W środku zobaczyłam przybory Julesa: igłę od strzykawki, wacik, papierosowy filtr, łyżeczkę i zapalniczkę. [...] Nie miałam pojęcia, co zrobić z tym, że wrócił do narkotyków. Wolałabym o tym w ogóle nie wiedzieć. Byłam tak zdezorientowana, że nic nie wydawało mi się rzeczywiste. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby łyżki w szufladzie na sztućce zaczęły płakać, żeby je ukołysać do snu. (s. 232).
Codzienność Baby stanowią spotkania z dilerami narkotyków i alfonsami, kontakty z pomocą społeczną i rodzinami zastępczymi. Ale także – gry z rówieśnikami, pierwsze przyjaźnie, chwile dziecięcej beztroski... nawet jeśli sprowadzone do zabawy kawałkiem folii, wygrzebanej ze śmietnika.
I właśnie to, być może paradoksalnie, zrobiło na mnie największe wrażenie – nie patologiczne sytuacje czy dramaty, w które O'Neill wikła bohaterkę, ale wiarygodność w przedstawianiu dziecięcej psychiki. Baby stawia czoło przeciwnościom losu z dziewczęcą naiwnością i wiarą, z uskrzydlającym, a chwilami przeraźliwie przejmującym, pragnieniem bliskości, z prostą i naturalną potrzebą akceptacji i czułości, z radosną ciekawością świata.
Kołysanki to na pewno poruszająca, nieraz błyskotliwa (dzięki poczuciu humoru bohaterki-narratorki) powieść – ale nie sądzę, bym zapamiętała ją na długo. Przeczytana łapczywie, szybko opuściła moje myśli, dlatego też długo czekała na kieszeniową recenzję. Na zakończenie – jeszcze jeden charakterystyczny cytat:
[...] nigdy nie uważałam heroiny za coś groźnego i przerażającego. Pamiętałam, że Jules najbardziej mnie kochał, kiedy był na haju. Tak wyglądała moja główna definicja hery. Gdyby istniał elementarz dla dzieci ulicy, pod literą H jak heroina widniałoby zdjęcie uśmiechniętego Julesa. (s. 294)
Rzecz opowiada o dwunastoletniej Baby (to fantazyjne imię nadali jej nieletni rodzice), osieroconej przez matkę i wychowywanej przez ojca-heroinistę. Dziewczynka mieszka w ubogiej dzielnicy Montrealu i bezustannie się przeprowadza, z powodu długów i niedotrzymanych zobowiązań ojca.
Na Baby, jak chyba na każde dziecko uzależnionych rodziców, spada nadmierna odpowiedzialność – dziewczynka, zmuszona do przyspieszonego dorastania, stara się chronić ojca przed powrotem do heroiny, troszczy się o utrzymanie, usiłuje zachować porządek w domu, a nade wszystko – poszukuje ojcowskiej miłości. 27-letni Jules bywa dla niej serdeczny i czuły, nazywa Baby swoim kumplem, lubi zaskakiwać córkę prezentami – ale w miarę postępowania nałogu, coraz rzadziej jest w stanie właściwie zaopiekować się dziewczynką. W rezultacie powieść pełna jest fragmentów gorzkich, np.:
Na stole w kuchni leżał blaszany piórnik. Ostatnio Jules nosił go ze sobą [...]. Myślałam, że może to prezent, którego boi się mi dać. [...] Podniosłam go i otworzyłam wieczko. Serce mi stanęło, a piórnik prawie wypadł z rąk. W środku zobaczyłam przybory Julesa: igłę od strzykawki, wacik, papierosowy filtr, łyżeczkę i zapalniczkę. [...] Nie miałam pojęcia, co zrobić z tym, że wrócił do narkotyków. Wolałabym o tym w ogóle nie wiedzieć. Byłam tak zdezorientowana, że nic nie wydawało mi się rzeczywiste. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby łyżki w szufladzie na sztućce zaczęły płakać, żeby je ukołysać do snu. (s. 232).
Codzienność Baby stanowią spotkania z dilerami narkotyków i alfonsami, kontakty z pomocą społeczną i rodzinami zastępczymi. Ale także – gry z rówieśnikami, pierwsze przyjaźnie, chwile dziecięcej beztroski... nawet jeśli sprowadzone do zabawy kawałkiem folii, wygrzebanej ze śmietnika.
I właśnie to, być może paradoksalnie, zrobiło na mnie największe wrażenie – nie patologiczne sytuacje czy dramaty, w które O'Neill wikła bohaterkę, ale wiarygodność w przedstawianiu dziecięcej psychiki. Baby stawia czoło przeciwnościom losu z dziewczęcą naiwnością i wiarą, z uskrzydlającym, a chwilami przeraźliwie przejmującym, pragnieniem bliskości, z prostą i naturalną potrzebą akceptacji i czułości, z radosną ciekawością świata.
Kołysanki to na pewno poruszająca, nieraz błyskotliwa (dzięki poczuciu humoru bohaterki-narratorki) powieść – ale nie sądzę, bym zapamiętała ją na długo. Przeczytana łapczywie, szybko opuściła moje myśli, dlatego też długo czekała na kieszeniową recenzję. Na zakończenie – jeszcze jeden charakterystyczny cytat:
[...] nigdy nie uważałam heroiny za coś groźnego i przerażającego. Pamiętałam, że Jules najbardziej mnie kochał, kiedy był na haju. Tak wyglądała moja główna definicja hery. Gdyby istniał elementarz dla dzieci ulicy, pod literą H jak heroina widniałoby zdjęcie uśmiechniętego Julesa. (s. 294)
Nie związane z wpisem ale myślę, że ci się spodobają: http://www.notmartha.org/archives/2009/12/18/a-gingerbread-house-that-perches-on-the-rim-of-your-mug/
OdpowiedzUsuńTakich ciastek trochę jest, np. foremki na skrzydełka do filiżanki :-)
OdpowiedzUsuńhttp://www.tortownia.pl/src/art/duze/bir_143548.jpg
lucyferko, my sElf, dzięki za apetyczny offtop kulinarny :-) lucyferko, właśnie w tym roku chodzi mi po głowie wypiek świątecznych pierniczków - nigdy wcześniej tego nie robiłam.
OdpowiedzUsuńA przy okazji spodobała mi się nazwa bloga - not martha ;-)