Pamiętacie tekst na temat psycholożki? Kieszenie lubią dylematy językowe, więc nie mogą przemilczeć też ostatniej dyskusji wokół ministry, jak kazała się nazywać Joanna Mucha, minister (ministra?) sportu. Językoznawcy twierdzą, że to forma chybiona (Bralczyk, Kłosińska), a ja zastanawiam się nad innymi, potencjalnie trafionymi.
Zdecydowanie ministra brzmi zbyt kanciasto, kojarzy mi się ze słowami wielkimi gabarytowo, jak matrona, potwora, teka (teka ministry - to dopiero zgrabne zestawienie!). Ale, jak pisałam w Loszce z zaburzeniami, tworzenie i upowszechnianie żeńskich form uważam za zasadne i pożyteczne. Co więc zostaje - ministerka, jak sugeruje Katarzyna Kłosińska? Mnie przychodzi do głowy inna wariacja, ale to już dla kobiety, która swoim ministerstwem kieruje wzorcowo: ministrzyni! ;-)
A Wy, jak odbieracie ministrę i ministerkę? Nieudane, kanciaste, wydumane? Czy też tak trafione, że... mucha nie siada? ;-)
P.S. Skoro minister w formie żeńskiej miałby być ministerką, to pani magister - magisterką? Nazywać się jak praca magisterska - do rozważenia ;-)
Zdecydowanie ministra brzmi zbyt kanciasto, kojarzy mi się ze słowami wielkimi gabarytowo, jak matrona, potwora, teka (teka ministry - to dopiero zgrabne zestawienie!). Ale, jak pisałam w Loszce z zaburzeniami, tworzenie i upowszechnianie żeńskich form uważam za zasadne i pożyteczne. Co więc zostaje - ministerka, jak sugeruje Katarzyna Kłosińska? Mnie przychodzi do głowy inna wariacja, ale to już dla kobiety, która swoim ministerstwem kieruje wzorcowo: ministrzyni! ;-)
A Wy, jak odbieracie ministrę i ministerkę? Nieudane, kanciaste, wydumane? Czy też tak trafione, że... mucha nie siada? ;-)
P.S. Skoro minister w formie żeńskiej miałby być ministerką, to pani magister - magisterką? Nazywać się jak praca magisterska - do rozważenia ;-)
Kiedyś był w WO taki cykl obrazków - że adwokatka to nie czekoladka, że pilotka to nie czapka... Zatem magisterka to nie praca, tylko stanowisko ;-)
OdpowiedzUsuńJeszcze jakiś czas temu "lekarka" było słowem obcym, teraz jest zwyczajne i powszechne. Nie ma co drzeć szat, tylko sięgnąć po wzorce tworzenia form żeńskich. I owszem, ministerka i inżynierka! Jeśli będziemy uciekać od tych słów, następnemu pokoleniu zafundujemy powtórkę z rozrywki. Ich upowszechnienie sprawi, że nasze dzieci (metaforycznie rzecz ujmując) przyjmą je naturalnie.
Sama jesteś copywriterką. I co w tym dziwnego? Chociaż jeszcze 30 lat temu w ogóle w Polsce nie było takiego zawodu.
Olgo Cecylio, z tą "magisterką" na końcu, to był taki żart ;-) Mnie w zasadzie nie trzeba przekonywać - opinię mam zbliżoną do Twojej, nawet w linkowanym wpisie sama przytaczałam "copywriterkę" jako przykład. I również uważam, że czas (i uzus) wygładzi szereg form, które teraz brzmią kontrowersyjnie. Ale jestem ciekawa ich odbioru aktualnie, na obecnym etapie przyzwyczajeń językowych - tak, jak przy "psycholożce" z zainteresowaniem czytałam zarzuty o infantylnym brzmieniu tej formy.
OdpowiedzUsuńSkoro jest minister, to może i minikierownica przejdzie? ;-)
OdpowiedzUsuńsocjolożka, psycholożka, ministerka - tak, tak, tak! Nie bądźmy wypierane z języka, który jest cholernie patriarchalny:
OdpowiedzUsuń- nacechowanie pozytywne (braterstwo krwi) i negatywne (babskie łzy) w związkach frazeologicznych, przymiotnikach i rzeczownikach (teść i teściowa - jakieś skojarzenia?),
- używanie form męskich dla obu płci (o czym mowa w kieszeniach),
- przywłaszczenia - człowieku! (i na ulicy obraca się tylko facet)
itd.
Może nie chcę wzywać do walki, ale używanie form z końcówką żeńską (a to nie jedyna opcja - można tworzyć nowe nazwy) jest jak najbardziej słuszne i powinnyśmy/iśmi to robić śmiało :-)
:-)
Ela
Ja także cieszę się, że znalazła się pierwsza ministra, która domaga się właściwego tytułowania :) Ministra brzmi dostojniej od "ministerki" i wolę tę formę, mimo że nie jest umotywowana tradycją. To jednak nie językoznawcy tworzą język (z całym szacunkiem - który mają u mnie wielki). A profesorkę można by zastąpić profesorą, zresztą feministki już używają tej formy.
OdpowiedzUsuńMnie się bardziej podoba ministra niż ministerka, ale dla mnie w wielu przypadkach formy zakończone na -a są lepsze niż te na -ka. Odpada ów przestraszliwy problem "braku szacunku" i "zdrobniałości" formy. Poza tym, o ile wiem, w językach romańskich formy takie jak doktora, magistra są poprawne, możemy więc ze spokojem zaczerpnąć z nich tak wersję męską, jak i żeńską, i stworzyć sobie nowy uzus. I zgadzam się z kasicą_k, "pani profesorko" brzmi jak fragment starej powieści, której akcja toczy się w liceum; "pani profesoro" to zupełnie inny kaliber.
OdpowiedzUsuńChyba bardziej podoba mi się "ministerka" (końcówka -ka nigdy nie wydawała mi się w przypadkach nazw zawodów i stanowisk zdrobniała). Też skojarzyła mi się na początku z pracą magisterską, ale nie przeszkadza mi to skojarzenie.
OdpowiedzUsuńA dla mnie obie formy brzmią okropnie. Pewnie z czasem się przyjmą i nie będą już tak straszyć, ale jak na razie to językowe koszmary.
OdpowiedzUsuńCzytam "Ministra" i widzę od razu Złą Królową z Alicji w Krainie Czarów. Masz rację - brzmi kanciasto, matronowato, zdecydowanie źle i nie wywołuje pozytywnych skojarzeń, nawet, jeśli idea słuszna.
OdpowiedzUsuńAnonimowa Elu: ja też jestem za "używaniem form z końcówką żeńską"!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
ps. Trochę mnie wezwałaś do walki... Jednak.
Ja bym tego uzusu chyba jednak nie przeceniał. Przynajmniej jeśli chodzi o zmianę zasad językowych i dopuszczalnych form. Z wieloma zwrotami od dawna jest tak, że użytkownicy języka sobie, a językoznawcy sobie. Przykład? Proszę bardzo.
OdpowiedzUsuńJak nazywają się osoby posiadające indeksy uczelni wyższej? Student i studentka, prawda? A właśnie, że nie! Bo choć nikt nie powie, że studiująca dziewczyna (kobieta), to nie studentka, to jednak posiadany przez nią indeks i legitymacja formalnie należą do studenta. Nie do studentki...
Nieudane, kanciaste, wydumane. Podobnie jak psycholożka, którym to mianem chcą się określać niektóre przedstawicielki mojego zawodu.
OdpowiedzUsuńJa cały czas zastanawiam się nad słowem (istniejącym), które wydaje mi się skonstruowane podobnie do "ministry", a kojarzy się z jakąś hrabiną, baronową... tyle, że za nic w świecie nie mogę go sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuńMartinie, fakt, który przytoczyłeś, to dla mnie źródło zdumienia od czasów studiów - przez 5 lat zastanawiałam się, dlaczego dostałam "Legitymację studenta". To idealny przykład tego, jak formalne rozwiązania nie nadążają za funkcjonalnością języka.
To może myślimy nad tym samym słowem, bo mnie kołacze się coś w głowie od kiedy przeczytałam Twoją notkę, ale za nic nie chce się wyklarować o jaki wyraz mi chodzi!
OdpowiedzUsuńNie znosze zadnych odmian stanowisk. Doktor a nie doktorka, psycholog nie psycholozka, fotograf nie fotorgafka...
OdpowiedzUsuńPoniewaz mialam przyjemnosc poznac Dr Miodka (jest na moim Uniwerku) to zapytalam sie co na ten temat sadz... uwaza ze jezyk polski ewoluuje i jesli od jutra na roze zaczniemy mowic krowa i coraz wiecej osob zacznie tak mowic to roza stanie sie krowa. Jako jezykoznawca opowiada sie za plynnoscia zmiennoscia jezyka.
Ja jako administratywista mam bardzo kategoryczne podejscie do jezyka polskiego jako ze po takich przedmiotach jak ,,Tworzenie Prawa'' znadzenie kazdego slowa przecinka i lacznika jest dla mnie niesamowite patrz slynna sprawa ,,lub czasopism;; :)
Poza tym to brzmi infantylnie i brzydko glupio! Poza tym to sa nazwy stanowisk a nie pracy wiec nie powinno sie ich odmieniac!
Rozważania na temat żeńskich form uważam za niepotrzebne - szkoda na nie czasu, prędzej czy później i tak te formy się usankcjonują.
OdpowiedzUsuńmaryna, bardzo możliwe. Umówmy się, że która pierwsza sobie przypomni, ta geniuszka ;-P
OdpowiedzUsuńKajaSta, zaintrygowało mnie Twoje pierwsze zdanie - czy rzeczywiście odmian zawodów nie lubisz _żadnych_? Nawet takich, które funkcjonują od dekad - jak "kucharka", "nauczycielka", "piosenkarka"? Czy powiedziałabyś w swobodnej rozmowie "Anna to kucharz/ nauczyciel/ piosenkarz"?
Co do tekstów prawnych - dla mnie zasady interpunkcji w nich stosowane to jakiś oddzielny, niedostępny mojemu aparatowi poznania, system komunikacji :-)
falafel, chcesz powiedzieć: "nie czas żałować krów, gdy płoną lasy"? ;-)
A ja Wam powiem, że jednak oswajanie nowości działa, bo gdy pierwszy raz zobaczyłam tytuł tej notki, zabrzmiał mi źle, a po kilku powrotach złapałam się na tym, że "ministra" zaczyna mi się podobać :)
OdpowiedzUsuńPS. Ewenement, przysłowie super :))
Ewenement- czy chodzi ci może o markizę? :) zostałam geniuszką?;)
OdpowiedzUsuńA co do studentów i studiów- kiedyś wykładowca mówił nam, że jest w regulaminie uczelni zapis w stylu "gdy nauczyciel akademicki zajdzie w ciążę/urodzi dziecko" :)
Dla mnie ministra rzeczywiście była na początku rażąca, jakaś taka kanciasta, ale w Twoim zestawieniu z bystrą zaczęła mi się podobać :)
ycik
ycik, ogłaszam Cię geniuszką!
OdpowiedzUsuńA cytat o nauczycielu powalający :-)
A ja jestem przeciwniczką form żeńskich ponieważ mam wrażenie, że te dążenia do zmian mają głównie podłoże psychologiczne. Nie widzę NIC ujmującego w fakcie, że mówimy 'pani profesor, pani psycholog, pani minister'. Mam dziwne poczucie, że za tymi zmianami kryje się wydumane ego, które musi podkreślić tę różnicę płci, bo jak nie ma zmiany w nazewnictwie to to już jest dyskryminacja. Ministra brzmi śmiesznie. Do tej pory nikt nie czuł się urażony faktem, że mamy panią minister, a pani Mucha nagle wskazuje na głęboki problem polskiego nazewnictwa. Osobiście nie widzę w tym problemu, mam wrażenie, że jako społeczeństwo szukamy pretekstów do dyskusji i stwarzamy problemy, dyskutujemy nad nimi, a tymczasem te prawdziwe nas nie interesują. Pani Mucha zostanie zapamiętana jako osoba, która poruszyła kwestię nazewnictwa (problem mocno drugorzędny), a nie jako przykład osoby niekompetentnej na swoim stanowisku (co wydaje mi się znacznie bardziej godne uwagi i irytujące...).
OdpowiedzUsuń