niedziela, 10 lutego 2013

Nielot w kinie Kultura

W czasie krótkiej wycieczki do Warszawy udało nam się dziś z R. zahaczyć o kino (kto czyta Kieszenie, ten wie, że kina niesieciowe – działające lub nie – stanowią ważny punkt wszystkich naszych wędrówek*). Tym razem odwiedziliśmy przybytek położony przy Krakowskim Przedmieściu (wiecie, to na starówce! ;-) – Kino Kultura. Polecam je serdecznie – kino kameralne, ale bardzo wygodne, niedrogie (bilet normalny po 19 zł), a dodatkowo wyposażone w sympatyczną restaurację z antreso (na zdjęciu).
Jako że kina studyjne odwiedzam z dużym upodobaniem, wyszczególniłam sobie spośród nich pewne kategorie. I tak widzę np. kina typowo studenckie (ciasne, ale tłumnie oblegane i bardzo tanie), kina-klubokawiarnie (połączone z kafejkami, księgarniami albo stanowiące część galerii – jak toruńskie Kino Centrum w CSW albo Kino Muza w Poznaniu). Zdarza mi się spotykać kinalady-dawnej-świetności (obskurne, o obdartych fotelach, niewytłumionych ścianach, opryskliwej obsłudze i ogólnie sprawiające wrażenie, jakby trwały tylko dzięki temu, że cichą egzystencją nie zwróciły uwagi wolnego rynku). Warszawska Kultura otwiera kolejną kategorię – to kina nieduże, ale dorosłe i cywilizowane, wystarczająco komfortowe, by mogły konkurować z salami multipleksów, a przy tym stylowe ;-)
Jednak sceneria scenerią, ale głównym celem naszej wizyty był seans! Wybraliśmy z R. Nieulotne – niedawną premierę Jacka Borcucha, którego pozytywnie wspominaliśmy po filmie Wszystko, co kocham sprzed paru lat. Oraz po roli Stefanka w Długu Krauzego.

Na zdjęciu filmowa szpula z niewielkiej ekspozycji w kinie Kultura.
Obok Nieulotne na ulotnych ulotkach.
Niestety, zawiedliśmy się. Prawdę mówiąc, zastanawiam się, po co w ogóle powstał ten film. Żeby pokazać, jak młodzi, „zwyczajni” ludzie zostają zderzeni z dramatem? Scenariuszy opartych o ten motyw – i to znacznie ciekawszychbyło już sporo, jak choćby 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni. Żeby przedstawniejednowymiarowy, trudny świat pogubionych dwudziestolatków – odrzucić stereotyp beztroski i lekkomyślności, przekonać, że młodzi są myślący? Jeśli tak, to cały dramat wydaje się dodany na doczepkę. A może żeby, nie skupiając się na wieku, pokazać szerzej, jak jedno niespodziewane wydarzenie (w które wikłają się ludzie w gruncie rzeczy dobrzy) może położyć kres wcześniejszej, swobodnej egzystencji? Jeśli tak, to i ten cel nie został osiągnięty. Nie wspominając już o tym, że takich filmów również widziałam dziesiątki, na czele z... Długiem Krauzego. Ostatnia hipoteza – dla atmosfery, dla subtelnego zobrazowania uczuć, poetyckiego ujęcia relacji międzyludzkich? Jeśli tak, to... nie ma o czym mówić, po raz kolejny wspomnę choćby Single mana.
Pamiętam, że Wszystko, co kocham zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Nie wywołało wielkiego zachwytu, ale ujęło bezpretensjonalnością – to sympatyczny film, pozbawiony patosu (grzechu głównego polskiego kina), opowiedziany z wdziękiem. Borcuch fajnie obrazuje w nim ciekawość świata młodych ludzi – bez protekcjonalnego tonu, bez bagatelizowania nastoletnich emocji, bez nadęcia czy moralizowania, a za to z autentyzmem i... czułością. W Nieulotnych ton nie jest już tak lekki ani, co gorsza, tak przekonujący. Niektóre sceny nużą, inne wyda się po prostu pretensjonalne albo infantylne.

Słowem – myślę, że zobaczyć można, tragedii nie będzie, to z pewnością nie jest najgorszy film świata. Ale wybuchów emocji, jakie obiecuje dystrybutor, też się nie spodziewajcie. Ja nawet po kubeczku grzanego wina, kupionym na straganie tuż po seansie (grzaniec w plenerze to znakomity wynalazek, polecam!)pozostałam dość niewzruszona.
Nieulotne kojarzą mi się z tysiącem innych obrazów spod szyldu młode kino europejskie na trudne tematy.

* Do dziś wspominam na przykład, z jak wielkim entuzjazmem R. podążał za mną przez Dolne Miasto w Gdańsku, by dotrzeć do Kina Piast, w okolicach którego potłuczone butelki intrygująco chrzęściły nam pod stopami... Taaak, mój mąż to prawdziwe wcielenie cierpliwości!

9 komentarzy:

  1. Po Twojej recenzji wpisałam tytuł filmu w gógle i znalazłam taki smakowity opis:

    "Karina i Michał są 20-letnimi, beztroskimi, szaleńczo w sobie zakochanymi studentami oraz
    niespodziewanie (...pomijam spoiler..).
    Wrażliwość młodego chłopaka tonie w oceanie rozpaczy i zwątpienia.
    Droga filmowa Jacka Borcucha to próba odzwierciedlenia własnych, nieustających poszukiwań, zakorzenionych w ludzkiej egzystencji."

    Aaa, już to brzmi potwornie! :) Źródło, jakby co, na Stopklatce: http://www.stopklatka.pl/wydarzenia/wydarzenie.asp?wi=63179

    Więc sądząc po opisie, celem była Twoja hipoteza nr 1, czyli młodzi ludzie zderzeni z dramatem. Szkoda, że nawet samo streszczenie brzmi pretensjonalnie ;)

    Kasia
    PS. Zastrzegam, że filmu nie widziałam, więc znęcam się bezkarnie na podstawie opisów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W najnowszej Polityce [6/2013] Janusz Wróblewski ocenił film na 5 w szkolnej skali ocen, pisząc o nim m.in.:
    Wybitny przykład kinowego minimalizmu, konsekwentnie podporządkowanego niemal filozoficznej medytacji na temat zagłuszania świadomości pod wpływem poczucia winy. [...] Trzeba niesłychanej wrażliwości i reżyserskiego kunsztu, żeby z kilku prostych scen – wakacji spędzonych razem w Hiszpanii i powrotu do domu – utkać przejmujący, chwytający za gardło dramat. Tak prawdziwie ukazujący historię gwałtownego przecięcia słodkiego okresu niewinnej młodości, losu nastolatków, którzy popełniając przypadkowe, typowe dla swego wieku błędy nieroztropności, nagle zostają zmuszeni do konfrontacji z problemami nie do rozwiązania.

    Czyż nie jest tak, że tak skrajne emocje wywołują tylko dzieła wybitne? ;)
    W każdym razie jestem jeszcze bardziej zmotywowany do zapoznania się z tym filmem. Tym bardziej, że również miło wspominam seans 'Wszystkiego co kocham'.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja idę jutro, jestem ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Martin, aaargh! Sama nie wiem, czy protestować, czy przyklasnąć, gdy czytam tekst:
    "..konsekwentnie podporządkowanego niemal filozoficznej medytacji na temat zagłuszania świadomości pod wpływem poczucia winy."

    Bo tak, chwilami ten film jest właśnie tak pretensjonalny, jak to zdanie ;-) Minimalizm? Nie, nie, nie.

    Wróć podzielić się wrażeniami, jak obejrzysz, ok? Bardzo chętnie podyskutuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, ja byłam a piątek, też w Kulturze (a właściwie w Rejsie, to również jedno z moich ulubionych kin, obok Luny, Wisły i biednej Feminy, skazanej już na Biedronkę...) i mam podobne wrażenia - nie zachwyciłam się, a nawet trochę się znudziłam... Ale za to muzyka Blooma jak zwykle fantastyczna (w przyszłym tygodniu w Bloom gra w Imce ) i ciekawe filmowanie. Byłam na "Nieulonych" z nastoletnią kuzynką i też wyszła rozczarowana, więc to chyba nie kwestia wieku. Choć ogólnie nastrój fajny, tylko scenariusz trochę naciągany. Nie obudził emocji ani moich, ani jej.
    Miłego
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czuję się niemal winna, w sensie że mam nadzieję, że aż tak negatywny odbiór nie jest spowodowany moim ciągłym jęczeniem i narzekaniem na temat nowego polskiego kina ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. A co sądzisz o sukcesie filmu Borcucha w Sundance?

    OdpowiedzUsuń
  8. Marzena, zaciekawiło mnie to, co piszesz, bo po seansie zastanawialiśmy się z R. czy nastoletni widzowie (w końcu młodsi od nas już o lat naście ;) odebraliby "Nieulotne" inaczej. Ale zaraz przyszły nam do głowy przykłady filmów o nastolatkach, które skutecznie działają nie tylko na nastoletnią widownię (jak "Juno").
    Dobór muzyki mnie również się podobał.

    Maryna, przeciwnie! Po bezpretensjonalnym "Wszystko, co kocham" szłam na "Nieulotne" z silnym przeczuciem, że po seansie napiszę do Ciebie: "TEN jest inny! Zobacz koniecznie!". A tu patrz, Borcuch nawalił ;)

    Anonimowy, myślę, że sukces był w pełni zasłużony - bo to nagroda za zdjęcia Michała Englerta, a te faktycznie są znakomite :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie ten film znużył.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.