wtorek, 22 listopada 2011

RozPoznanie terenu

(Uprzedzam – notka będzie pełna wrażeń i zdjęć, nie zawsze uporządkowanych)

A zatem weekend spędziliśmy w Poznaniu. Zaczęło się barwnie – gdy tylko dotarliśmy na ulicę św. Marcin, gdzie mieliśmy stacjonować, okazało się, że właśnie tędy przejdzie za chwilę Marsz Równości. A skoro już byliśmy w pobliżu, grzechem byłoby nie dołączyć... ;-)

 
Mickiewicz zdaje się nieco onieśmielony całą sytuacją ;-)

Wrażenia z Marszu? Po pierwsze, uznanie dla poznańskiej policji. Serio, w kilku momentach naprawdę byliśmy z R. pod wrażeniem ich organizacji, zimnej krwi i czujności. Nie ulega wątpliwości, bez takiego wsparcia marsz w ogóle by się nie odbył – raczej ograniczyłby do zorganizowanej
bójki (czy właśnie – chaotycznej) w alei Niepodległości. Po drugie, zapamiętam sympatyczną atmosferę samego marszu – to było naprawdę spokojne, pozytywne przedsięwzięcie, z udziałem ludzi w różnym wieku, różnej sytuacji rodzinnej itp. – łatwo było się w tym gronie odnaleźć. Po trzecie, długo nie zapomnę krasomówczych okrzyków przeciwników Marszu.

Przemierzając kolejne ulice, śmialiśmy się też z R., że taki marsz to idealna okazja dla przyjezdnych, takich jak my – człowiek w eskorcie służb porządkowych przespaceruje się głównymi ulicami miasta, bez obaw, że zabłądzi ;-)

Po Marszu, przechadzaliśmy się jeszcze chwilę po Poznaniu, po czym ruszyliśmy na obiad do Pyra Baru. To knajpka, w której wszystkie dania stworzone są z ziemniaków, czyli poznańskich pyr. Smakowicie i przyjemnie dla oka – a w menu jeszcze zabawne nazwy, jak rdzennie poznański peTEJto czy rybne danie PYRAnia. Bardzo sympatyczny lokal – polecam!

 
Z Pyry, wciąż jeszcze zziębnięci po Marszu (po drodze nawet nie czułam, jak kostniały mi nogi), wpadliśmy do Starego Browaru. Ktoś powiedział, że w przypadku tego miejsca nie warto się zżymać, że słowo galeria odnosi się do centrów handlowych – i rzeczywiście, Browar jest ciekawie zaaranżowany, a pasiaste słupy Leona Tarasewicza stanowczo dodają mu wdzięku. W galerii odwiedziliśmy Eco Fashion Design Day (nie będzie przesadą, jeśli powiem, że na tym odcinku wycieczki R. najbardziej słaniał się na nogach ze znudzenia ;-), gdzie prawie kupiliśmy fotel Melki. Śliczny.
Bookarest – ciekawa księgarnia; miejsce z kategorii tych: Nie masz pomysłu na prezent dla znajomego? Wchodzisz, wybierasz spośród książek, z których istnienia nawet nie zdawałeś sobie sprawy – a jeszcze przy okazji złowisz prezent dla siebie ;-)

Z Browaru popędziliśmy do Kina Muza. Wspominałam już kiedyś, że w każdym odwiedzanym mieście wypatruję kin studyjnych (mamy z R. swoje koniki – on z kolei zawsze czujnie rozgląda się za boiskami i stadionami). W Muzie obejrzeliśmy Wymyk Grega Zglińskiego (patrz: recenzja obok :-). A samo kino? Urocze. Nawiązując do dyskusji o przyszłości kin studyjnych, która odbyła się pod tą notką, dodam – nie wiem, jak wygląda sytuacja finansowa Muzy, ale zdecydowanie jest to miejsce z pomysłem. Pod względem organizacji – bez zarzutu; strona internetowa przejrzysta i bogata w treści (co wcale nie jest oczywiste w przypadku małych kin), możliwe są rezerwacje biletów, w planach wiele przeglądów filmowych itp. Bardzo spodobało mi się też, że miejsca są numerowane. Różowa sala kinowa – przytulna i dobrze nagłośniona, a obok – barek, w którym można kupić kawę lub czekoladę oraz kameralna kafejka Muza Art Cafe. Miejsce bardzo w moim guście – polecam serdecznie.

Z Muzy pomaszerowaliśmy na ulicę Mielżyńskiego, do klubu U przyjaciół... i z tego miejsca bardzo dziękuję koleżance, która poleciła mi ten lokal :-) Delektując się grzańcem i gorącą czekoladą z chilli (tak ostrą, że płynęły mi łzy ;-), zachwycaliśmy się charakterem Przyjaciół. Klub, założony przez twórców poznańskiego teatru, jest bardzo kameralny i nastrojowy, obfituje w literackie, filmowe i teatralne inspiracje, zachęca do gry w bierki lub szachy, a także – kusi naprawdę świetnymi trunkami.
Następny dzień dla R. oznaczał pracę, dla mnie – spacery... i tu nasyciłam swoje zamiłowanie do wydeptywania szlaków. W wielu obszarach wokół starówki Poznań przypominał mi Bydgoszcz, z której pochodzę – w podobny sposób zderzały się tu różne etapy historii architektury. Szacowne kamienice sąsiadowały z paździerzowymi domami handlowymi z czasów PRL ;-)

Przyznam, że byłam nieco zawiedziona stopniem zaniedbania niektórych miejsc – co jest, oczywiście, bolączką wielu polskich miast (w Toruniu np. serce mi pęka z powodu stanu  Bydgoskiego Przedmieścia). Urzekł mnie np. masywny Dom Kultury Kolejarza – piękny, rozłożysty, skryty za murem (spokojnie mógłby stać się scenerią jakiejś mrocznej powieści lub filmu o sierocińcu-widmo ;-) Tymczasem całość jest mocno zniszczona, a przeznaczenie budynku – rozcieńczone na dziesiątki mikrofiremek, od kursów prawa jazdy po punkt ksero. Szkoda. Drugie przykre wrażenie, które zapadnie mi w pamięć: potencjał wielu budynków był zmarnowany masą kiepskich szyldów czy napisów na plandece. Przykład:


Oczywiście wiem, że mam lekkiego świra na punkcie szyldów ;-), ale po tym, jak w paru miastach widziałam, że mogą one stanowić mocną stronę nawet drobnych sklepików czy punktów usługowych, moje oczekiwania są wysokie. Koronny przykład pozytywny: Gdańsk, gdzie nawet oddalając się od starówki, natykałam się na stylowe, drewniane lub metalowe, albo prościutkie i skromne – bo naprawdę nie chodzi tu o przepych – ale zaprojektowane ze smakiem, napisy. Śmiałam się trochę, że w Poznaniu legendarna przedsiębiorczość wygrywa z estetyką – patrząc w górę, widziałam piękne fasady kamienic, opuszczając wzrok – przytłaczającą feerię foliowych liter i plastiku :-)

Ogólnie jednak – z przyjemnością będę wracać myślami do tego miasta. Uwielbiam takie dni, gdzie trochę czasu spędzam na ulubionych zajęciach (kino, wino i R.;-), a trochę – na samotnych spacerach. Na zakończenie jeszcze garść kadrów z miejsc i chwil, które mnie ujęły.

 
...i akcent spajający motyw Marszu Równości z tematem szyldów ;-) Do usłyszenia!

12 komentarzy:

  1. Też polubiłam Poznań, choć byłam tam tylko 2 razy i tylko na kilka godzin :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo, szkoda że nie znałam "u przyjaciół"! Byłam w Poznaniu w zeszłym roku z samym środku strasznie zimnej zimy i właśnie taka knajpka by mi się przydała. A niestety nie udało mi się znaleźć nic tak miłego i w sympatycznej ciepłej kawiarni posiedziałam dopiero dzień później w Gnieźnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, jakże idealnie pasuje ten ostatni szyld do moich nowych wnętrz ;)
    jul-kaa

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się Twój sposób patrzenia na nowe miejsca, ewenemencie :)

    P.S. Trzecie zdjęcie, czyli rowerek dziecięcy i policjant na pierwszym planie, świetne!

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałaś wielkie szczęście robiąc zdjęcie Starego Marycha jako dzieła sztuki włóczkowej, mi się nie udało, w niedzielę jego kolor nie spodobał się młodzieńcom, którzy postanowili go podpalić !

    U Przyjaciół najbardziej urzekają mnie zaszufladkowane słowa na karteczkach. Stały punkt programu filologów:)

    OdpowiedzUsuń
  6. besame, następnym razem koniecznie zajrzyj - te grzańce są wprost stworzone na jesień i zimę!

    jul-kaa :-))

    Anonimowy, dziękuję.

    endo, serio?! Co za barany; sama jeszcze robiąc zdjęcie, myślałam, jakie to fajne, że nie trzeba tych włóczkowych instalacji zabezpieczać, że wszyscy je szanują... Szkoda. A zaszufladkowanych słów u Przyjaciół niestety nie widziałam (mimo filologicznego zacięcia ;-) - kolejny powód, by odwiedzić ten lokal jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  7. To był zaiste miły weekend. Dodałbym jeszcze, że mieszkaliśmy w miejscu godnym polecenia na tego rodzaju wypad do Poznania. Dobra lokalizacja, ładne, czyste pokoje w kamienicy, uprzejma obsługa. To właśnie www.glamhouse.pl. Polecam - R.

    P.S. Szacun dla służb mundurowych, organizacja marszu full profess:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale ładne i czyste pokoje! To po takich wnętrzach, to aż się pewnie nie chce wracać do domu... Mnie by się nie chciało... No i ta "uprzejma obsługa"! Ja bym został na miejscu! Na zawsze! Fajnie, że robisz temu miejscu taką reklamę, dobre rzeczy trzeba promować!
    Ewenement, w Twojej notce zabrakło właśnie tego jednego elementu: opisu hotelu, na szczęście R. uzupełnił. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  9. Też lubię Pyra Bar, fajne miejsce:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przy każdy stoliku u Przyjaciół są takie malutkie szafeczki z malutkimi szufladkami, a w tych szufladkach.... :)
    coś na wzór karteluszek zostawianych na grobach sławnych pisarzy w Paryżu. Ktoś zostawi swoje słowa, ktoś inny coś dopisze, to żyje:)
    Polecam jeszcze Zielona Weranda Cafe.
    i dla miłośniczki kina, Kino Malta, którego sala przypomina mi toruńskie kino na ul. Podmurnej bodajże, w którym kiedyś miałam okazję być;)
    obok kina Malta, niespodzianka: toruński Manekin :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ps
    nawet jest jedna szafeczka na Twoim zdjęciu:) po lewej stronie od lampki!

    OdpowiedzUsuń
  12. endo, dzięki za wyjaśnienie. Szafeczki widziałam, nawet im się przyglądałam, ale nie przyszło mi do głowy, by otworzyć szufladki. Pomysł świetny!

    Pozostałe rekomendowane miejsca zanotuję na następny raz - zwłaszcza kino. Przy Podmurnej w Toruniu działało Nasze Kino, niestety - już nie istnieje...

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.