Krakowski Kazimierz od lat figurował na liście moich podróżniczych marzeń. Odkąd na początku studiów (lepiej nie liczyć, ile to już lat) zakochałam się w samym Krakowie – bawiąc tam z Anią i gronem z koła teatrologicznego – postanowiłam kolejnym razem zapuścić się poza starówkę stare miasto ;) i zobaczyć dzielnicę, o której tylko słyszałam.
W grudniu 2012 udało się spełnić to marzenie – z R. Początek był niestety dość marny, bo (pewnie w ramach reakcji alergicznej na dni wolne od pracy) dopadło mnie paskudne przeziębienie. Potem jednak wróciłam do życia, ubrałam się ciepło (nie macie pojęcia, ile warstw człowiek jest w stanie zmieścić pod spodniami!) i wraz z R. ruszyłam w głąb Kazimierza...
Ulica Józefa.
Dla zmyły - kadr ze starówki Starego Miasta, chciałam powiedzieć ;)
Od lewej: szyld na placu Nowym, ścienne scrabble w dzielnicy Podgórze, sufit naszej kwatery i uczuciowe kłódki z Kładki Bernatka.
Pytanie dla młodszych czytelników Kieszeni - z czego wykonane jest to krzesło? W tle ewenement w czapce. Okolice pl. Nowego.
Ulica Szeroka. Czarująca.
Powiem krótko: Kazimierz to cudowna dzielnica. Kameralna (mimo hipsterskiego sznytu – nie odczuliśmy go w czasie tych kilku dni, ale też pewnie nie zaglądaliśmy do najmodniejszych lokali), pełna oryginalnych knajpek, przytulnych sklepików z mydłem i powidłem, barów, z których każdy zaskakiwał jakimś elementem wystroju czy nietuzinkowym menu. W Krakowie spędziliśmy kilka dni, ale zdecydowaną większość pożarł właśnie Kazimierz – nie mieliśmy ochoty go opuszczać. Wyjątek: krótki wypad na Podgórze i, dla przyzwoitości, na rynek (wtedy też zahaczyliśmy o Kino Pod Baranami). Oraz, istotny kierunek, Nowa Huta.
Znów bezcenny okazał się dla mnie przewodnik z serii Zrób to w..., z którego dowiedziałam się o kolonizatorach Kazimierza, twórcach klubów Singer i Alchemia; bez trudu znalazłam też miejsca, które wcześniej planowałam zobaczyć (np. sklep z meblami po recyklingu, zwany... cóż, Miejsce). Poza tym R. zjadł ekowołowinę, a ja splądrowałam butik IdeaFix, oferujący ubrania, biżuterię i meble tylko polskich projektantów (stąd pochodzą kolczyki ze zdjęcia i stąd nie pochodzi bajeczny, patchworkowy szezlong, którego nie mam w domu, ale nawzdychałam się do niego w sklepie przy Bocheńskiej). Bez Zrób to pewnie przeoczylibyśmy niejedną atrakcję.
Najprzyjemniejsze akcenty wycieczki:
Ulica Józefa (jak można odczytać)
Alchemia przy placu Nowym.
Napis przy klatce schodowej ul. Mostowej.
Szyld przy pl. Nowym.
Księgarnia przy Mostowej. Paweł, tu kupiłam Ci Mausa!
Bardzo filmowe podwórko na Kazimierzu – dwa ujęcia.
R. w Momentum i świąteczne ozdoby na rynku.
Zima w drodze powrotnej i fragment napisu z rynku.
Najprzyjemniejsze akcenty wycieczki:
- Zaułki, zakręty, podwórka... Po Kazimierzu można do woli chodzić i rozglądać się.
- Koncert muzyki żydowskiej i cała ulica Szeroka, przesycona duchem kultury żydowskiej.
- Grzane wino do śniadania. Codziennie.
- Teatr! Kino też, ale po paru tygodniach z gorętszymi emocjami wspominam Lubiewo.
- Szyldy i napisy. Jak słusznie zauważył R., na Kazimierzu nie ma żadnych sklepów czy restauracji sieciowych – dzięki temu w czasie spaceru nie jest się co krok oślepionym znanym neonowym napisem, tylko można spokojnie wyławiać ciekawe przykłady typografii użytkowej.
- Dowód miłości, czyli deklaracja R., że pójdzie ze mną na Festiwal Filmu Niemego. Wybrany seans: Metropolis, w piątek, od 23 do... 2 rano. Ostatecznie nie dotarliśmy, ale liczy się intencja!
- Zimowe spacery kładką Bernatka. Zamierzaliśmy przejść tamtędy raz, ale potem, z niewiadomych przyczyn, nogi wciąż nas tam prowadziły.
- Lokal Momentum przy Małym Rynku. Idealny dla przyjezdnych, czyli tych, którym rytm śniadań i kolacji radośnie się zaburza i o 2 rano mają ochotę na obiad, a w południe – na piwo. Sympatyczna obsługa, świetne, tapicerowane fotele i dużo, dużo zegarów (nazwa Momentum zobowiązuje).
Przyjemnie było pobyć w innym świecie (tym przyjemniej się wspomina, że obecny świat nie rozpieszcza). Nazwy ulic, napisy na tramwajach i drogowskazy co chwilę uruchamiały mi w głowie jakieś muzyczno-literackie skojarzenie, a to, klasycznie, z Bracką Turnaua (no i banał: kiedy tylko poszliśmy na starówkę, na Brackiej zaczął padać śnieg!), a to ze Świetlickim i jego litanią Planty, Szewska, Rynek... Rynek, Borek Fałęcki.
(Swoją drogą, ciekawe, że Świetlicki śpiewał: To miasto nie będzie należeć do mnie, to miasto należy raczej do Grzegorza Turnaua... a w mojej głowie Świetlicki i Turnau występują co chwilę razem, w dwugłosie).
Oprócz Kazimierza zafundowaliśmy sobie wycieczkę do Nowej Huty (Kraków i Nowa Huta. Sodoma z Gomorą... Nie zdawałam sobie sprawy, jak ten Świetlicki, którego słuchał mój brat, wdrukował mi się w pamięć!). Bardzo ciekawa przestrzeń.
A gdy wróciliśmy do Torunia... okazało się, że jest tu całkiem ciepło. I zaczęliśmy, do dziś nie dokończoną, rozmowę o tym, co musiałoby stać, żeby Bydgoskie Przedmieście w Toruniu rozkwitło jak Kazimierz w Krakowie. Idąc w ostatnią niedzielę po toruńskiej starówce – na której knajpek jest parę, butiki znikają jeden po drugim, za to mnożą się banki i parabanki, a z co drugiej witryny świeci ponury napis Lokal do wynajęcia – myślałam, że skoro wokół rynku panuje taki marazm, mroczne (choć piękne architektonicznie) osiedle Bydgoskie nieprędko stanie się sercem miasta czy rajem dla turystów.
(Swoją drogą, ciekawe, że Świetlicki śpiewał: To miasto nie będzie należeć do mnie, to miasto należy raczej do Grzegorza Turnaua... a w mojej głowie Świetlicki i Turnau występują co chwilę razem, w dwugłosie).
Oprócz Kazimierza zafundowaliśmy sobie wycieczkę do Nowej Huty (Kraków i Nowa Huta. Sodoma z Gomorą... Nie zdawałam sobie sprawy, jak ten Świetlicki, którego słuchał mój brat, wdrukował mi się w pamięć!). Bardzo ciekawa przestrzeń.
A gdy wróciliśmy do Torunia... okazało się, że jest tu całkiem ciepło. I zaczęliśmy, do dziś nie dokończoną, rozmowę o tym, co musiałoby stać, żeby Bydgoskie Przedmieście w Toruniu rozkwitło jak Kazimierz w Krakowie. Idąc w ostatnią niedzielę po toruńskiej starówce – na której knajpek jest parę, butiki znikają jeden po drugim, za to mnożą się banki i parabanki, a z co drugiej witryny świeci ponury napis Lokal do wynajęcia – myślałam, że skoro wokół rynku panuje taki marazm, mroczne (choć piękne architektonicznie) osiedle Bydgoskie nieprędko stanie się sercem miasta czy rajem dla turystów.
To będzie wyznanie z gatunku dziwnych: zazdroszczę szczerze i obrzydliwie wszystkim, którzy przyjeżdżają do Krakowa ot tak o, jako turyści, weekendowi przybysze. I zawsze z ogromną radością czytam relacje z takich pobytów w mym mieści. Gdy ma się Kraków na co dzień (a na Kazimierzu biuro swego chlebodawcy) wielu rzeczy się nie dostrzega lub nie docenia. Ale, ale. Dość marudzenia. Z radością odnalazłam w Twojej relacji sporo moich ulubionych miejsc (LoveKrove, czy Finkę na ten przykład, a także Kładkę Bernatkę, Kazimierz w ogóle. Uwielbiam go, zwłaszcza latem, gdy Mleczarnia otwiera podwoje swojego ogródka, a kramy ze starociami wypełniają niemal cały Plac Nowy).
OdpowiedzUsuńPrzy okazji polecam Twej uwadze (a conto ewentualnych przyszłych pobytów w Krakowie) trzy kazimierskie miejscówki do koniecznego odwiedzenia: świetne Muzeum Inżynierii Miejskiej w budynkach starej zajezdni tramwajowej na Wawrzyńca, Sami Am Am - norkę z boską syryjską strawą rownież na ul. Wawrzyńca oraz Piekarnię Mojego Taty (ul. Meiselsa) z najlepszym, często cieplutki i pachnącym chlebem w Krakowie, który można kupić do... 2 w nocy!
Ale Toruń też jest świetny :-)
ha, czytając i oglądając tę Twoją notkę też pomyślałam o naszym toruńskim Bydgoskim Przedmieściu. bo potencjał jest, tylko jak go kurczę wykorzystać...
OdpowiedzUsuńTak, Kazimierz ma swój urok!
OdpowiedzUsuńPS. Lepiej nie nazywać krakowskiego Starego Miasta starówką, zwłaszcza wśród Krakusów. ;-)
Piękna relacja. Uwielbiam Kraków z jego podwórkami, przedmieściami, Kazimierzem. Właśnie wysyłam tam syna na wakacje. Z przewodnikiem "Zrób to w ..." zwiedziłam w ubiegłym roku Wrocław. Aż dziw bierze, ile rzeczy dzięki temu odkryła (a nie udało mi się to wcześniej podczas pięciu lat studiów - z niewiedzy po prostu). Mam nadzieję, że uda mi się nabyć przewodnik "Zrób to w Krakowie" i wyposażyć młodego. Pozdrawiam. B.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, też miałam napisać, że u nas nie ma starówki ;) Jestem bezczelnie lokalnie patriotyczna i będę protestować przeciwko starówce w Krakowie ;)
OdpowiedzUsuńI też zazdroszczę turystom w Krakowie i też uwielbiam czytać takie relacje, bo dzięki temu mogę własne miasto poznać na nowo. Super :)
A czy mogę dostać jakiś namiar na "Zrób to"? Bo nie wiem, o co chodzi :)
Wszystko jeszcze przed Toruniem! Często jeździliśmy do Krakowa ze znajomymi, w czasie studiów. Mój przyjaciel ma tam rodzinę, wpraszaliśmy się do jego kuzynów i z nimi włóczyliśmy się po mieście. Z tych czasów pamiętam, jak poza Alchemią i jszcze dwiema knajpami nic na Kazimierzu nie było, dopiero zaczynał się rozwiajć i widać było potencjał, ale też wrażenie "z dzielnicy" było trochę nieprzyjazne/nieprzyjemne, a w dzień na straganach panowała konina...
OdpowiedzUsuńTo zupełnie co innego niż teraz, moja przyjaciółka przeprowadziła się do Krakowa i mieszka "przez Wisłę i już na Kazimierzu," na Kazimierzu wykańczał ją brak ogrzewania i hałas w nocy:)Byliśmy u niej w poprzednie wakacje i włóczyliśmy się po Kazimierzu co wieczór, a w ostatnie wakacje wróciliśmy do Krakowa większą grupą i mieszkaliśmy na samym Kazimierzu, wszyscy zachwyceni. Mamy ulubione knajpy i sklepiki i na pewno będziemy wracać! I Kazimierz też ma jeszcze co nieco do poprawienia, tyle pięknych zaniedbanych budynków. A i myślę, że można doceniać Kraków mieszkając tam, moja W jest z Poznania, mieszkała potem w Gdyni, potem w Wawie, a teraz Kraków i mówi, że to najlepsze miejsce do mieszkania w Polsce:)
Wspaniałe zdjęcia - uwielbiam oglądać takie relacje.
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie się czyta i ogląda takie relacje "z zewnątrz". Dołączam do głosów powyżej: w Krakowie nie ma żadnej starówki, tfu! ;)
OdpowiedzUsuńHa, śledzę Kieszenie na Facebooku i zastanawiałam się niedawno, skąd ten Wonderland :)
OdpowiedzUsuńDzięki za Wasze komentarze.
OdpowiedzUsuńO co chodzi z tą starówką? :) Serio, krakowianki, proszę mi tu jasno wyłożyć! Że określenie zbyt kolokwialne jak na zacny Kraków? :)
Oczywiście miasto przemierzane na co dzień ogląda się inaczej - ja mam ten sam syndrom w przypadku Torunia. Często w cudzych opowieściach wydaje mi się bardziej czarujący :)
Zosik, odwiedzić Kazimierz latem - to od naszej grudniowej wizyty nowy punkt na liście podróżniczych marzeń! Dzięki za podsunięcie miejscówek, Muzeum Inżynierii Miejskiej nawet kilkakrotnie mijaliśmy.
Yago, "Zrób to w Krakowie" pochodzi z nietypowej serii przewodników (bodajże agorowych), które pokazują miasta w ujęciu dalekim od oczywistych atrakcji turystycznych i najbardziej wydeptanych ścieżek. Krakowski przewodnik dostępny jest m.in. tu:
http://kulturalnysklep.pl/ZKRA/pr/-zrob-to-w-krakowie---do-it-in-krakow--magdalena-kursa--wojciech-pelowski--rafal-romanowski.html
Korzystałam też z trójmiejskiego, oba ciekawe.
Malino, dzięki za wiarę w Toruń! :)
Eko-wołowina? Eko-srołowina! :P Liczy się tylko koszerna! Phi! ;)
OdpowiedzUsuń- H2O, zgadnij kto? ;P
Ze Starówką w Krakowie jest dokładnie tak samo, jak z Sosnowcem na Śląsku. Dawne animozje są wciąż żywe i po prostu nie wypada sugerować krakowianom, że mają coś wspólnego z warszawianami, tak jak nie wypada sugerować Ślązakowi, że Zagłębianin to jego brat ;-)
OdpowiedzUsuńDo adresów "must see" dorzucam Zazie Bistro - przepyszne francuskie jedzenie; Czajownię - obok Zazie, duży wybór herbat i nastrojowy wystrój. Szkoda, że nie weszliście do Króliczych Oczu, bo one nie bez powodu się tak nazywają!
I w ogóle lofciam za prawidłową odmianę Kładki Bernatka. Krakowianie mają z tym spory problem...
Anonimowy, ten charakter pisma rozpoznam zawsze! ;)
OdpowiedzUsuńOlgo Cecylio, dzięki za wyjaśnienie - ale dlaczego "starówka" ma sugerować związki z Warszawą? Starówka to przecież po prostu Stare Miasto, zabytkowa dzielnica miasta. Istnieje np. toruńska starówka i nikt nie czyta jej jako marzenia o byciu stolicą ;)
Animozje lokalne rozumiem, sama mieszkam w Toruniu, a pochodzę z Bydgoszczy, co dla niektórych jest wcieleniem antagonizmu, ale starówkowe uprzedzenia zdecydowanie wymagają dla mnie przypisu ;)
Dziękuję za nowe punkty na mapie przyszłych wojaży! Odmianę Kładki Bernatka zapamiętałam pewnie dlatego, że jako turystka-prymuska poczytałam o pochodzeniu tej nazwy ;)
I może przy następnej wizycie spotkamy się na kawie?
Ale superancka podkładka
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja.
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę o tej "starówce". To pewnie jakiś krakowski snobizm ;)
OdpowiedzUsuńKraków jest cholernie daleko ode mnie, ale dużo dobrego o nim słyszałam. Warszawa ma wszystkiego w bród, ale i dawna stolica jest bardzo atrakcyjnym miejscem. Zdjęcia właśnie przedstawiają to, co najciekawsze w tym mieście.
OdpowiedzUsuń