Recenzja nowej powieści Miłoszewskiego klarowała mi się w głowie od kilku dni. W zasadzie zaczęła tworzyć się jeszcze w trakcie lektury, bo czytając Bezcennego, kilkakrotnie łapałam się na tym, że chętnie bym już podsumowała swoje wrażenia, zamiast... poznawać ciąg dalszy fabuły. Niezbyt dobrze to rokuje, prawda?
Czytelnicy Kieszeni wiedzą, że jestem miłośniczką Miłoszewskiego. Odkąd jednym tchem przeczytałam Domofon, później sięgnęłam po kryminalne Ziarno prawdy i zwiedziłam Sandomierz tropem literackich zbrodni, z niecierpliwością wypatrywałam kolejnej frapującej fabuły. Niestety, tym razem jestem daleka od zachwytu.
I jak tu wyliczyć zniżkę? - pytałam na kieszeniowym Facebooku. Potem okazało się, że była to najmniejsza z rozterek związanych z powieścią Miłoszewskiego
Bezcenny, określany przez wydawcę jako thriller, zwyczajnie mnie nie wciągnął - wertowałam kolejne strony z uśpionymi emocjami. Nie obudziły ich ani pościgi samochodowe, ani serie z karabinów, ani ujęcia quadów spadających w przepaść czy niebezpieczeństwo ataku tygrysów (sic!). Ot, wątki sensacyjne ze średniej klasy kina akcji - tyleż efektowne, co skazane na szybkie zapomnienie. A ja liczyłam na gorączkową lekturę z biciem serca!
Być może powieść bardziej przypadłaby mi do gustu, gdyby sam temat odzyskiwania zaginionych dzieł sztuki był mi bliski... Bo o tym traktuje Bezcenny, o brawurowej próbie odnalezienia i przywrócenia Polsce Młodzieńca Rafaela. W tym celu zmobilizowani zostają: dr Zofia Lorentz, historyk sztuki z szeregów Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Karol Boznański, nonszalancki marszand, a jednocześnie były partner Zofii, Anatol Gmitruk, agent polskich służb specjalnych, i legendarna szwedzka złodziejka, Lisa Tolgfors. Wspólnie mają rozwikłać zagadkę zaginionego dzieła - ważną nie tylko dla historii sztuki, ale i światowej polityki.
Wstawki dotyczące rynku kolekcjonerów niespecjalnie mnie ciekawiły (inaczej niż, mniej liczne, opisy fascynacji malarskich - chętnie słuchałam wrażeń bohaterów na temat ich ulubionych obrazów). Nużyły mnie również dygresje publicystyczne - każdorazowo miałam wrażenie, że autor grubymi nićmi wplata w charakterystykę bohaterów swoje prywatne przekonania polityczne. Niewyszukany wydał mi się np. fragment dotyczący premiera - niby zawoalowany, a jednak jasno wskazującej na Tuska:
Lorentz: A pan gdzie wtedy był?
Premier: W Sopocie, u rodziny. Jak co tydzień. Zresztą nie pani sprawa.
To ją rozsierdziło jeszcze bardziej. Ten Kaszub służbę Polsce traktował w taki sposób, że robił sobie pięciodniowy tydzień pracy, jak pani na poczcie, i na każdy weekend jechał do swojej żony do Trójmiasta, która "och, och, tak bardzo nie lubi stolicy". Rodzinne weekendy premiera kosztowały podatników milion złotych rocznie. (s. 207)
Później premier w złości wymachuje "epileptycznie" palcem, wykrzykuje "Moja rodzina jest święta!", natomiast bohaterka mówi do niego w kłótni: "Rozumiem, że jest pan Dyzmą bez kompetencji i wykształcenia, pogubionym w swojej nieoczekiwanej karierze, na dodatek mama nie nauczyła pana manier i nie ma pan pojęcia, jak się odnosić do kobiet".
Czytałam to z pewnym niesmakiem, bo skoro już wplatamy w powieść rozrywkową współczesną scenę polityczną, to uczyńmy to błyskotliwie albo ciekawie, niech to chociaż nadaje kolorytu książkowej postaci, niech reakcja bohaterki będzie wiarygodna, a nie tylko wykoncypowana - w kontraście do groteskowych odruchów premiera.
Do listy minusów dochodzą niechlujne wypadki językowe, powtórzenia, banały - OK, nie dramatyczne, wybaczałam je w debiutanckim Domofonie, ale przy Bezcennym spodziewałam się jednak więcej staranności.
Były jednak i pozytywy. Książka zaczęła mi się podobać około 350. strony, kiedy ustały pościgi samochodowe, strzały z karabinów i porykiwania tygrysów, a zaczęła się powieść obyczajowa z tajemnicą w tle. Fragmenty, w których akcja osadzona była w Chorwacji i Lwowie, gdy pojawiło się więcej ciekawych postaci, czytało się przyjemnie; bardzo przekonująca wydała mi się np. rozmowa bohaterów ze stulatką (Miłoszewski wiernie oddał tu sposób wypowiedzi człowieka, którego pamięć przysłania już choroba). Może lektura przebiegała tu szybciej również dlatego, że - jak to lubi pisać Miłoszewski - na tym etapie powieści "kawałki układanki zaczęły trafiać na swoje miejsce" i zamiast pustych fajerwerków, zbliżaliśmy się już do finału.
Były jednak i pozytywy. Książka zaczęła mi się podobać około 350. strony, kiedy ustały pościgi samochodowe, strzały z karabinów i porykiwania tygrysów, a zaczęła się powieść obyczajowa z tajemnicą w tle. Fragmenty, w których akcja osadzona była w Chorwacji i Lwowie, gdy pojawiło się więcej ciekawych postaci, czytało się przyjemnie; bardzo przekonująca wydała mi się np. rozmowa bohaterów ze stulatką (Miłoszewski wiernie oddał tu sposób wypowiedzi człowieka, którego pamięć przysłania już choroba). Może lektura przebiegała tu szybciej również dlatego, że - jak to lubi pisać Miłoszewski - na tym etapie powieści "kawałki układanki zaczęły trafiać na swoje miejsce" i zamiast pustych fajerwerków, zbliżaliśmy się już do finału.
Niemniej czekam na Szackiego. Z tego, co pamiętam ze spotkania z pisarzem w Toruniu, akcja trzeciego kryminału ma się toczyć w Olsztynie... Czy ktoś z warmińsko-mazurskich czytelników Kieszeni mógłby dokonać tam szybkiego morderstwa, żeby prokurator miał okazję wziąć się do roboty i wrócić do księgarń?
Temat książki przywołujący wspomnienia :) W gimnazjum uwielbiałem połączenia w stylu: poszukiwanie "Portretu młodzieńca" i strzelanki - pościgi na kładach :)
OdpowiedzUsuńNadal przeczytałbym dobrą książkę fabularną o poszukiwaniu "Portretu młodzieńca"(cały czas kręci mnie ta tematyka)... Jednak za kłady, kusze, Tuska i paralotnie dziękuję :)
Kwestia Wizerunku:
Usuń> W gimnazjum uwielbiałem połączenia w stylu: poszukiwanie "Portretu młodzieńca" i strzelanki - pościgi na kładach :)
Uwielbiałeś je w literaturze, czy w życiu? ;)
Niestety nie miałem swojego kładu... Więc siłą rzeczy pozostawała tylko literatura i ewentualne pościgi na rowerze :)
UsuńBardzo dobra recenzja. Szkoda, że książka - wygląda na to - słaba ;)
OdpowiedzUsuńA na wakacje chociaż się nada? Bo już spakowałem...
F.:)
Czuję się wywołana do działania, bom z Olsztyna. Szybkie morderstwo, hmm...
OdpowiedzUsuńewarub, liczę na Ciebie! Czy jacyś kandydaci się znaleźli? ;)
UsuńO, a mnie w zasadzie się podobało. Jako stara - dosłownie i w przenośni - wielbicielka Pana Samochodzika, szczególnie części z Fantomasem, sięgnęłam po Miłoszewskiego z ciekawością wielką. Ja taką tematykę uwielbiam:). Może dlatego poczułam się "wciągnięta" w fabułę od początku. Zgodzić się jednak muszę z Ewenementwem, że od połowy czyta się jakby lepiej:). No i sceny z premierem irytowały mnie okrutnie.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy podobało mi się zakończenie, miałam wrażenie, że jednak autora trochę poniosło ( w sensie że ta mistyfikacja, żeby za dużo nie napisać:)) i jakoś nie pasowało mi do całości.
ciri1971, w paru pochlebnych recenzjach "Bezcennego" natknęłam się na porównanie do Pana Samochodzika. Niestety, nie czytałam go, bo na tym etapie życia obowiązywał u nas wyraźny podział genderowy - mój brat czytał Nienackiego, a ja L. M. Montgomery ;) Ale kto wie, być może przez sentyment Miłoszewski by do mnie bardziej przemówił? A może po prostu warto teraz przeczytać Pana Samochodzika? ;)
UsuńCo do zakończenia (tj. głównej tajemnicy) - zgadzam się, również nie wywołała we mnie wielkiego olśnienia; te przedruki fikcyjnych gazet tylko przewertowałam.
Hehe, u nas też był podział - ja czytałam wszystko, mój brat-nic:). I dużo się nie zmieniło...
UsuńSama zastanawiałam się parę lat temu nad odświeżeniem Pana Samochodzika, kiedy mój młodszy syn się zaczytywał, ale chyba jednak już z tego wyrosłam. Natomiast wspominam z wielkim rozczuleniem:)
Ano zgódźmy się - skrzyżowanie Pana Samochodzika z Bondem. Krótko mówiąc - badziewie.
OdpowiedzUsuń