niedziela, 17 października 2010

Mroczny Polański

Jakiś czas temu natknęłam się na reklamę przeglądu filmów Polańskiego w toruńskim CSW. Postanowiłam wybrać się na jakiś wykład lub seans, bo – po pierwsze – lubię śledzić lokalne inicjatywy filmowe, a po drugie – seanse odbywały się w ostatniej sali studyjnej w mieście (a kina studyjne należy wspierać!).
Zdecydowałam się na Tragedię Makbeta z prelekcją Sylwii Kołos, którą miałam okazję poznać w roli wykładowcy podczas zajęć z filmoznawstwa. Nie zawiodłam się – film okazał się ciekawy, a wykład inspirujący.

Polański nie należy do moich ulubionych reżyserów (o czym wspominałam przy okazji Ghostwritera), ale lubię śledzić jego twórczość, jak i
sięgać od czasu do czasu po dzieła sprzed lat (właśnie zatęskniłam za Chinatown...). Dlatego z przyjemnością uzupełniłam lukę w znajomości jego filmografii oglądając ekranizację Szekspira z 1971 roku. 

Tragedia Makbeta
podobno uchodzi za jeden z mniej udanych filmów reżysera – jednak nie sposób odmówić jej siły oddziaływania. Zrealizowana z
rozmachem opowieść o obsesyjnym dążeniu do władzy i morderstwie, które pociąga za sobą serię zbrodni, jest posępna, gorzka i przemawia do wyobraźni.

Według prelegentki, szekspirowska Szkocja w ujęciu Polańskiego jawi się jako kraj pogrążony w mroku, rządzony przez demony zła, które ludzi (i ich zbrodnicze instynkty) traktują jako narzędzie realizacji krwawych planów. I rzeczywiście – nad całą opowieścią wydaje się ciążyć przeświadczenie o nieuchronności klęski, każde krwawe wydarzenie ma jeszcze krwawsze konsekwencje, a człowiek – początkowo przekonany o możliwości świadomego kształtowania swoich losów – ulega skrywanym lękom i podszeptom złośliwych czarownic.
Polecam Tragedię Makbeta przede wszystkim wielbicielom Polańskiego i miłośnikom Szekspira. Ale i wszystkim, którzy lubią mroczne kino i nie dadzą się zniechęcić trącącym myszką efektom specjalnym. Myślę, że warto dać szansę tej produkcji – dla przejmującej opowieści i dobrego aktorstwa (bardzo podoba mi się kontrast między urodą i pasją życia dwojga głównych bohaterów – Makbeta i Lady Makbet – a ich późniejszymi, katastrofalnymi losami). 

Mam nadzieję, że pomysł na przeglądy w CSW będzie kontynuowany (pojawił się rok temu) – jedyne, co mi zgrzyta, to nazwa imprezy. Pierwsza edycja poświęcona była
twórczości Woody'ego Allena (nie mogę odżałować, że dowiedziałam się o niej po fakcie!), który ma w swoim dorobku film Przejrzeć Harry'ego. Stąd nazwa Przejrzeć Woody'ego była jak najbardziej celna i intrygująca. Jednak w przypadku każdego innego reżysera, w tym – Polańskiego, gra słów traci sens i nazwa przeglądu sprowadza się tylko do oczywistości. Rozumiem, że chodziło o kontynuację cyklu – ale myślę, że można było to ciekawiej rozegrać :-)
P.S. Wracając jeszcze na chwilę do Tragedii Makbeta... Zdecydowanie za mało widziałam w życiu filmów batalistycznych tudzież osadzonych w średniowieczu, bo każda scena walki między rycerzami odzianymi w lśniące zbroje przywoływała mi na myśl... W poszukiwaniu świętego Graala Monty Pythona ;-) I podświadomie wciąż czekałam na okrzyk „To tylko draśnięcie! Stój, tchórzu!" w wykonaniu pozbawionego rąk i nóg Czarnego Rycerza ;-)
Potem ciąg skojarzeń dalej wyprowadzał mnie na manowce, bo gdy na zamek Makbeta najechała armia rycerzy skrytych za trzymanymi w rękach gałęziami drzew, natychmiast przypomniałam sobie skecz Jak być niewidzialnym z Latającego Cyrku Monty Pythona, gdzie uczestnik instruktażowego filmiku ginie, schowany za krzewem na pustej polanie ;-) Eeech... To tyle dygresji – miłego tygodnia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.