Kieszenie się ostatnio zaszyły. A cóż komu po zaszytych Kieszeniach? ;-) Dlatego czym prędzej przywracam je do życia. Tym bardziej, że – jak się dzisiaj zorientowałam – jutro przypadają drugie urodziny Kieszeni. Pierwszy wpis pojawił się 9 czerwca 2009.
Zeszłorocznych urodzin jakoś nie zauważyłam – może dlatego, że blog dość długo się przepoczwarzał i przez wiele miesięcy sama wahałam się, czy go prowadzić, jaką formułę mu nadać itp. Dziś czuję się w Kieszeniach już swojsko – mam nadzieję, że Wy również.
A w sam raz na okolicznościową notkę – prace argentyńskiej fotograf Iriny Werning. Zanim jednak do nich przejdę, przyznam, że należę do osób dość sentymentalnych – lubię utrwalać emocjonujące chwile, nosić w portfelu pamiątkowe bilety kinowe czy wracać do zdjęć z dzieciństwa, wyobrażając sobie np. gdzie błądziły myśli mojej mamy, gdy miała dwadzieścia parę lat. Inna kwestia: gdy jestem na wystawach przedstawiających miasta na starej fotografii, z pasją wypatruję zdjęć ludzi (architektura sprzed dekad nie wywołuje we mnie takich emocji) i przyglądam się im uważnie. Próbuję zrekonstruować chwilę, która została utrwalona na fotografii – zastanawiam się np. czy rodzina stłoczona przed domem w ogóle lubiła przebywać w swoim towarzystwie, czy mężczyzna, który wygląda jak choleryczny despota, w istocie nie był uroczym i pełnym ciepła flegmatykiem, żyjącym pod pantoflem żony. Dopisuję sobie scenariusz do historii dziewczyny, która na zdjęciu jest beztrosko roześmiana i wydaje się niecierpliwie czekać na niespodzianki, jakie przyniesie jej życie. Patrzę na wzorzystą tapetę w jej pokoju i myślę: Z pewnością po latach wracała myślami do tej tapety, kojarząc ją z pogodnymi porankami w dzieciństwie. Przyglądam się tym wszystkim oczom pogrążonym w sepii, snuję te historie i staram się w ten sposób na chwilę przywrócić do życia anonimowych ludzi.
Z tym całym moim sentymentalizmem, z tendencją do zderzania przeszłości z teraźniejszością, bezceremonialnie igra sobie Irina Werning :-) Artystka, zafascynowana tematem starych fotografii, stworzyła cykl zdjęć, które odtwarzają kadry z dzieciństwa. Umieściła modeli w tym samym miejscu, w tych samych pozycjach, kazała przywdziać podobne stroje – ba! zobaczcie, z jaką drobiazgowością czasem rekonstruowała scenografię! Nieprzypadkowo operowała nieostrością, a na zakończenie nadała zdjęciom kolorystykę i ziarno maksymalnie zbliżone do fotografii z dzieciństwa. Przyjrzyjcie się.
Zeszłorocznych urodzin jakoś nie zauważyłam – może dlatego, że blog dość długo się przepoczwarzał i przez wiele miesięcy sama wahałam się, czy go prowadzić, jaką formułę mu nadać itp. Dziś czuję się w Kieszeniach już swojsko – mam nadzieję, że Wy również.
A w sam raz na okolicznościową notkę – prace argentyńskiej fotograf Iriny Werning. Zanim jednak do nich przejdę, przyznam, że należę do osób dość sentymentalnych – lubię utrwalać emocjonujące chwile, nosić w portfelu pamiątkowe bilety kinowe czy wracać do zdjęć z dzieciństwa, wyobrażając sobie np. gdzie błądziły myśli mojej mamy, gdy miała dwadzieścia parę lat. Inna kwestia: gdy jestem na wystawach przedstawiających miasta na starej fotografii, z pasją wypatruję zdjęć ludzi (architektura sprzed dekad nie wywołuje we mnie takich emocji) i przyglądam się im uważnie. Próbuję zrekonstruować chwilę, która została utrwalona na fotografii – zastanawiam się np. czy rodzina stłoczona przed domem w ogóle lubiła przebywać w swoim towarzystwie, czy mężczyzna, który wygląda jak choleryczny despota, w istocie nie był uroczym i pełnym ciepła flegmatykiem, żyjącym pod pantoflem żony. Dopisuję sobie scenariusz do historii dziewczyny, która na zdjęciu jest beztrosko roześmiana i wydaje się niecierpliwie czekać na niespodzianki, jakie przyniesie jej życie. Patrzę na wzorzystą tapetę w jej pokoju i myślę: Z pewnością po latach wracała myślami do tej tapety, kojarząc ją z pogodnymi porankami w dzieciństwie. Przyglądam się tym wszystkim oczom pogrążonym w sepii, snuję te historie i staram się w ten sposób na chwilę przywrócić do życia anonimowych ludzi.
Z tym całym moim sentymentalizmem, z tendencją do zderzania przeszłości z teraźniejszością, bezceremonialnie igra sobie Irina Werning :-) Artystka, zafascynowana tematem starych fotografii, stworzyła cykl zdjęć, które odtwarzają kadry z dzieciństwa. Umieściła modeli w tym samym miejscu, w tych samych pozycjach, kazała przywdziać podobne stroje – ba! zobaczcie, z jaką drobiazgowością czasem rekonstruowała scenografię! Nieprzypadkowo operowała nieostrością, a na zakończenie nadała zdjęciom kolorystykę i ziarno maksymalnie zbliżone do fotografii z dzieciństwa. Przyjrzyjcie się.
Ogromnie mi się te prace podobają – pomysł zupełnie prosty, a idealnie trafia w moje melancholijne zapędy :-) Sprawia, że wszystkie Zacne Rodzinne Fotografie nabierają lekkości, prezentuje wspomnienia z przymrużeniem oka. A w tonie serio – podsuwa przyjemne złudzenie, że nic się nie zmieniło. Że wszyscy ci ludzie – choć dorośli, choć pokreśleni zmarszczkami lub przekłuci piercingiem – żyją. I nadal potrafią się tak uśmiechnąć.
Więcej zdjęć Iriny znajdziecie na jej stronie (ale niedużo więcej, bo doprawdy nie mogłam się zdecydować, które pominąć :-) Na informację o artystce natknęłam się na blogu Pink the Thing. Tymczasem już przebieram nogami na myśl o kolejnym cyklu Back to the Future, który powinien pojawić się wkrótce.
Więcej zdjęć Iriny znajdziecie na jej stronie (ale niedużo więcej, bo doprawdy nie mogłam się zdecydować, które pominąć :-) Na informację o artystce natknęłam się na blogu Pink the Thing. Tymczasem już przebieram nogami na myśl o kolejnym cyklu Back to the Future, który powinien pojawić się wkrótce.
P.S. Przypomniało mi się, że w serialu Modern Family para bohaterów – rodzeństwo po trzydziestce – postanowiła przygotować dla ojca prezent urodzinowy, fotografując się w tym samym miejscu i w takich samych strojach, w jakich wystąpili na rodzinnym zdjęciu sprzed lat. Oczywiście ich symulacja nie była tak drobiazgowa, jak prace Werning (nie było też mowy o czasochłonnej obróbce graficznej ;-), ale sam pomysł na prezent bardzo mi się spodobał. Kto wie, może ktoś z Was będzie miał ochotę go wypróbować?
P.S.2 Generalnie polecam Modern Family – zabawny, zaskakujący i cudownie bezpretensjonalny serial :-)
P.S.2 Generalnie polecam Modern Family – zabawny, zaskakujący i cudownie bezpretensjonalny serial :-)
No właśnie ja zamierzam się tak pobawić w czasie tegorocznych wakacji!!!
OdpowiedzUsuńPomysł z 'odwzorowywaniem' dawnych fotografii widziałam już gdzieś/ u kogoś w zeszłym roku. Chodził mi po głowie i znów wracał, dlatego jestem pewna, że tego lata po prostu musi mi się udać.:)
Najtrudniej będzie oczywiście z ubraniami; wybór zdjęć to dla mnie sama przyjemność.
I na pewno dam Ci znać, jak to wszystko, made in u., wyszło.;)
Pozdrowienia!
Jak dobrze, że kieszenie znów się otworzyły :).
OdpowiedzUsuńZdjęcia bardzo fajne, ja też z tych sentymentalnych, co uwielbiają twarze na zdjęciach i zastanawianie się co tam pod tymi twarzami.
Nie wiem czy kojarzysz zdjęcia sióstr Brown, jeśli nie, to pomysł może Ci się spodobać:
http://www.cracktwo.com/2011/05/brown-sisters-project-35-pics.html
A Kieszeniom wszystkiego najlepszego i wielu następnych lat!
Bardzo fajne te zdjęcia, ja mogę stare zdjęcia oglądać w kółko na okrągło, lubię zgadywać kto jest kim na starych fotografiach, mam jedną szkolną fotografię z zerówki, gdzie wyglądam dokładnie jak moja babcia, mam taką samą fryzurę, jak on na starym zdjęciu, wyraz twarzy, itp.
OdpowiedzUsuńA Modern Family też oglądamy i lubimy.
to mi przypomina, że my mieliśmy takie zdjęcia w marynarskich czapkach na molo w sopocie.
OdpowiedzUsuńw sensie ja z rodzeństwem. na poierwszym miałam 2 lata, ostatnie chyba w wieku lat 9 ;-)
Świetny pomysł! jak kilka innych, zainspirowanych Kieszeniami - z pewnością doczeka się realizacji:)
OdpowiedzUsuńU., w takim razie trzymam kciuki, żeby tego lata się udało:-)
OdpowiedzUsuńBesame, dzięki - za życzenia dla Kieszeni i za inspiracje:-) Zdjęć sióstr Brown nie znałam, a rzeczywiście, bardzo ciekawy projekt.
Malina, widzę, że więcej wśród nas wielbicielek starych fotografii:-)
Veronica, może warto wrócić do tego zwyczaju i spotkać się z rodzeństwem tego lata? Tylko czapki marynarskie trzeba skołować;-)
Kapkisz, dziękuję - i właśnie zachwycam się pomysłem tablicy korkowej z Twojego bloga:-)
w kwestii korków: mata z korków od wina
OdpowiedzUsuń