czwartek, 20 września 2012

Relacja z podróży – Kazimierz Dolny

Choć od mojego urlopu minęło już sporo czasu, a późniejsza fala pracy skutecznie zatarła wspomnienia z wakacji – tym chętniej je odświeżę.
Kto czyta Kieszenie dłużej, ten wie, że Kazimierz Dolny to od paru lat stały punkt naszych letnich wojaży. Jednym z powodów jest urok samego miasteczka, drugim – przytulność festiwalu Dwa Brzegi, na który z wielkim entuzjazmem wracamy. Dlaczego? O tym pisałam przed dwoma laty i moje odczucia zasadniczo się nie zmieniły.

Tym razem odwiedziliśmy Kazimierz w większym, siedmioosobowym gronie. I niestety, pozostał we mnie pewien niedosyt – poczucie, że nie udało mi się przedstawić przyjaciołom pełni kazimierskich uroków. Po pierwsze dlatego, że trafiliśmy na morderczy upał (wdrapanie się na Górę Trzech Krzyży, z której pochodzi zdjęcie powyżej, i skąd przesłałam Wam pocztówkę, stanowiło nie lada wyczyn). Czas wolny spędzaliśmy więc głównie snując się w rozpaczliwym poszukiwaniu cienia. Wysokie temperatury dały się we znaki i podczas seansów, zakłócając odbiór do tego stopnia, że prawie mdleliśmy (Paweł dosłownie stracił kontakt z rzeczywistością). Po drugie, spędzenie na Dwóch Brzegach tylko weekendu jedynie rozbudziło mój apetyt na spotkania z twórcami, a nie pozwoliło nam na skosztowanie wielu z nich – zahaczyliśmy o spotkanie z Kondratem, wysłuchaliśmy Więckiewicza i Koterskiego, ale ominęli nas Danuta Szaflarska, Janusz Głowacki czy Magdalena Cielecka.

Niemniej to, co udało się zobaczyć, pożeraliśmy łapczywie. Do bezcennych wrażeń zaliczam spotkanie z Robertem Więckiewiczem, który w bezpośrednim kontakcie okazał się równie bezpretensjonalny, jak w mojej wyobraźni, a przede wszystkim – cudowną gawędę Marka Koterskiego (!). O niej za chwilę napiszę Wam więcej.

Stanowczo wracam do Kazimierza za rok. Na cztery – pięć dni.



Na koniec jeszcze garść wrażeń. W Kazimierzu:
  • obejrzeliśmy świetny dokument Uwikłani Lidii Dudy
  • zjedliśmy dobre naleśniki francuskie przy ul. Krakowskiej
  • kupiliśmy książkę o Freddiem Mercurym (Marlena i Łukasz)
  • wysłuchaliśmy koncertu Diego el Cigala, siedząc na murku i jedząc gofry (Magda, Paweł i ja)
  • wygłosiliśmy szaleńczy monolog na temat Lewisa Hamiltona (Łukasz)
  • nie zadaliśmy Więckiewiczowi pytania o fortele Ukraińca z W ciemności (R.)
  • wychyliliśmy kilka piw U Fryzjera
  • spotkaliśmy Grażynę Torbicką, której Adam nie poprosił o autograf dla Mariana
  • prawie wskoczyliśmy na barana, nago, Robertowi Więckiewiczowi celem znalezienia się na Pudelku (Paweł).
Tak... Kiedy to czytam, dochodzę do wniosku, że jednak całkiem sporo tych wrażeń udało się zebrać ;-)

6 komentarzy:

  1. Chciałbym dodać, że wspomniany monolog na temat niejakiego Hamiltona przerywany był przez wyjątkowo miernej jakości argumenty "za" wygłaszane przez Pawła ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To musiały być jakieś podłe kalumnie! Przecież wszem i wobec wiadomo, że jestem wspaniały ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kąpiący się w Sanie21 września 2012 14:28

    Ja i tak wolę Przemyśl.

    OdpowiedzUsuń
  4. pawełsynmariusza21 września 2012 22:12

    i wpis i komentarze super, naprawde:) rzadko piszę coś powaznie, ale tym razem się zmusiłem..

    szkoda tylko tego pudelka... ale jeszcze dorwę małaszyńskiego i różdżkę w toruniu na planie lekarzy... oj będzie golizna...

    OdpowiedzUsuń
  5. Co tu dużo gadać...fajnie było w Kazimierzu.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zazdroszczę wyprawy, zahaczenia o festiwal i tak pięknych widoków. Dawno nie byłam w Kazimierzu, a od pierwszej wizyty zakochałam się w nim tak mocno, jak Ty.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.