Przez ostatnie tygodnie wielokrotnie łapałam się na myśli: „Napiszę coś do Kieszeni, kiedy się wyśpię. Napiszę coś do Kieszeni, kiedy odzyskam energię, kiedy wróci mi entuzjazm wobec przeczytanej książki, seansu Jesteś Bogiem albo nowego, kapitalnego przecież, zlecenia w pracy. Napiszę coś, kiedy posprzątam mieszkanie (!), które ostatnio jest poligonem ciągłego pakowania walizek R. Napiszę, kiedy znajdę czas na spacer, kiedy złapię trochę dystansu...”.
Autorką ilustracji jest cudowna Marja Inez
Nie. Dziś doszłam do wniosku, że nie ma na co czekać, że Kieszenie mogą być czasem pokryte ziarnem spod powiek, że nie ma się czego wstydzić. Tym bardziej, że sama w najgorszych chwilach chciałabym znaleźć kogoś, kto szarpie się z podobnymi problemami.
Mało śpię. I „mało” nie oznacza sześciu godzin, tylko np. jedną noc w tygodniu nieprzespaną zupełnie, a resztę wyszarpaną dobie w formie trzygodzinnej, porwanej na części drzemki. Według kalendarza to dni stają się coraz krótsze, a mnie wciąż zdarzają się coraz krótsze noce, blade i wątłe już w momencie, kiedy się zaczynały.
Powody są jasne (nawet w ciemności). Ogrom obowiązków, nieidealna organizacja w firmie, wciąż nowe zadania i oczekiwania ze strony pracodawców. A przy tym ambicja, mój osobisty napęd kamikaze, który każe mi wciąż podnosić sobie poprzeczkę, bezustannie udowadniać całemu światu, że tak, jestem terminatorem, nie, nic nie wybije mnie z rytmu i owszem, przezwyciężę każdy kryzys. Chcę być najlepszą dyrektor kreatywną świata (oczywiście realnie, na trzeźwo kalkulując, nie wyraziłabym takiej woli, ale moje codzienne odruchy świadczą o czymś innym). Chcę, żeby moi podwładni mieli do mnie zaufanie, czuli się doceniani i zmotywowani, wiedzieli, że respektuję ich talent i wiedzę. Jednocześnie – bo jakżeby inaczej – chcę cieszyć się ich szacunkiem, umieć egzekwować nieprzyjemne obowiązki, rzeczowo i bezkompromisowo przekazywać złe wiadomości, rozwiązywać sytuacje konfliktowe. Chcę osiągnąć balans między rolą koleżanki a przełożonej, dla własnego spokoju oraz dla ich poczucia bezpieczeństwa. Równolegle pragnę, żeby moi szefowie mnie cenili, dostrzegali moje zaangażowanie, wspierali w rozwoju. Ale i walczę, by zachować swoją autonomię i wciąż staję przed pytaniem, czy nie przejmuję się za bardzo, czy zlecenia nie absorbują mnie nadmiernie, czy zwyczajnie nie jestem jeleniem. Chcę, żeby account managerowie, którzy ze mną pracują, wiedzieli, że mogą na mnie liczyć, rozumieli, że przyświeca nam fajny, wspólny cel i zauważali, że kieruję dobrym zespołem. Na deser, bo oczywiście musi być wisienka na torcie, chcę zachować świeże oko copywritera, cieszyć się reklamą, nie zgnuśnieć, być w stanie stworzyć dobrą koncepcję czy błyskotliwe hasło...
Tak... Tyle z pierwszej szuflady moich świdrujących ambicji. Które w formie skumulowanej odzywają się w nocy – głośno, bezceremonialnie, chóralnie. A bezsenność to złośliwa jędza: nie pozwoli otworzyć książki i spokojnie poczytać, nie pozwoli skupić się na czymś pozytywnym i kojącym, na wierszu o jednostajnym rytmie, wspomnieniu kołysania hamaka w Bieszczadach czy liczeniu owiec. Rozkołacze ci serce, przyspieszy oddech i wyświetli w głowie serię niepokojących przezroczy – przypomni wszystkie zaległe zobowiązania, lęki i frustracje.
Nocą wszystkie myśli są czarne. Wszystkie zlecenia, zaplanowane na następny dzień, urastają do paraliżujących wyzwań, wszystkie drobne porażki pęcznieją, krępują myśli i podkopują samoocenę. Potknięcia, niedopatrzenia czy słowa krytyki piętrzą się i układają w falę pod tytułem: jesteś słaba. Adrenalina skacze. W rezultacie powieki, ręce, głowa są już bezwładne z wyczerpania, a serce łomocze. I głowa nie chce zasnąć.
Zwykle ostatecznie się udaje, nad ranem.
Potem budzę się z dźwiękiem budzika, przecieram zamglone oczy i maszerując chwiejnym krokiem do łazienki, nie dowierzam, że to ja byłam tą kobietą w nocy. Roztrząsanie wszystkiego, analizowanie wydaje mi się absurdalnym snem – o poranku, gdy rzeczywistość jest tak prosta, gdy człowiek odczuwa tylko naturalny odruch senności, a o kolejnych czynnościach decyduje codzienny rytuał. Znalazłam kiedyś na blogu Kwiatki w cukrze taki obrazek. Z miejsca złapał mnie za serce.
Za dnia zdarzają się dobre rzeczy – jak dzisiejsze spotkanie z Arkiem (a przez chwilę także z Asią i Wiktorem) czy weekendowy wyjazd firmowy, z ogniskiem, długimi, dziewczyńskimi rozmowami i spływem kajakowym (pierwszym w moim życiu!). Dlaczego między 2 a 4 rano tak trudno mi przywołać wspomnienie tego spływu, tej udrapowanej powierzchni wody, nawet tych szuwarów, w które co chwilę z Justyną wpadałyśmy? Dlaczego ciepłe futro kota traci kojącą moc przy księżycu, w dni powszednie (czy raczej – w powszednie noce)? Ech. Spokojnego snu, Kieszeniarze.
Ojej, współczuję, taka nerwowa bezsenność jest okropna. Jak mnie dopada, to po kilku dniach łykam melatoninę w ilościach hurtowych, żeby się tego paskudztwa pozbyć. Życzę przespanych i spokojnych nocy!
OdpowiedzUsuńbezsennosc jest okropna i bardzo niezdrowa na dluzsza mete...jakas herbata ziolowa by sie przydala :)
OdpowiedzUsuńNie ma co tak pedzic, zycie trzeba smakowac a nie polykac! :)
Czytałam i miałam wrażenie, że czytam siebie z okresu depresji... Tylko że mnie nie mijało po wschodzie słońca.
OdpowiedzUsuńŻyczę możliwości przystopowania i dużo zdrowia, także dla duszy!
"Wszystko ma swoje priorytety, niestety..."
OdpowiedzUsuńBezsenność to znak, że nie jest dobrze, oj nie! Warto słuchać własnego organizmu, póki znaki są jeszcze świeże i można je wychwycić - lepszego przewodnika nie ma.
Ewenemencie, rozumiem Cię mocno i ściskam ciepło :-)
Mnie też uwiodło to zdanie "at night" - nocą będę powtarzać jak mantrę ;-)
OdpowiedzUsuńEla
Pomóc mogą tylko: alkohol, tablety (w sensie tabletki, a nie "te" tablety), narkotyki miękkie (z czasem przechodzące w twarde) i... (Po krótkim wahaniu, bo środek jest niebezpieczny dla zdrowia, o czym uczuciowo ostrzegam!). I zakazane piosenki - ale to już w ostateczności! Są jeszcze drobiazgi typu samookaleczenia, okaleczenia innych - zwłaszcza tych sukisynów, co mogą spać! - lub też strącanie telewizora z balkonu, ale to takie półśrodki przed północą. Podstawa to: alkohol, tablety, narkotyki. Pozdrawiam. No, można jeszcze prowadzić "zdrowy tryb życia", ale... Ech... Szkoda gadać...
OdpowiedzUsuńChyba dopadł Cię wyścig, Ewenemencie, zatem życzę wielu godzin na spacerach z widokiem na Wisłę i spokojnych snów w objęciach R i kota:) Spokojnej lektury na balkonie - może w weekend uda sie znaleźć kilka chwil w słońcu? Nie zagoń sama siebie i kieszeni przy tym!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Asia
PS. U mnie snu też niewiele, choć z innych powodów - 2,5 letni Chrabąszcz o 3.15 scenicznym szeptem, najpierw pyta: "Mamusiu gdzie jesteś? a potem domaga się siku i mleka;)
O rany, zaraziłaś mnie, całą noc się dziś wierciłam w łóżku i nic z tego nie wynikło. Łączę się w bólu piasku pod powiekami ;).
OdpowiedzUsuńDziękuję za Wasze komentarze. Wirtualne wsparcie działa nie mniej, niż rzeczywiste!
OdpowiedzUsuńMaryno, przykro mi - będę o Tobie myśleć dziś w nocy, wizualizując sobie, że śpisz :)
U mnie to samo Ewenemencie... Już się nawet nie kładę, bo po co? Przecież i tak nie zasnę. A terminy gonią jak szalone - dni, tygodnie, miesiące przelatują między palcami jak ten piasek... z pod powiek na przykład :)
OdpowiedzUsuńDystansu do każdej nocnej zmory życzę
Poniedziałek, środa, sobota i nagle, ups... siedemdziesiątka na karku? ;)
OdpowiedzUsuńWspieram Cię myślami, ewenemencie.
OdpowiedzUsuńOkropnie smutno mi się zrobiło po lekturze tego wpisu.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że napisałaś i, jak Olga Cecylia, życzę Ci możliwości przystopowania. I zdrowia, zdrowia duszy przede wszystkim.
Wpadł mi w oczy i pod palce ostatnio ten post, a dzisiaj znalazłam taki obrazek na kwejku i jedno z drugim mi się połączyło ;) http://kwejk.pl/obrazek/1932534/bezsennosc.html
OdpowiedzUsuńPS. Mam nadzieję, że już przestałaś być pasjonatką sufitu ;)