...czyli radosny weekend w Jastrzębiej Górze :-) Wprawdzie dni pracy, jakie po nim nastąpiły, porządnie dały mi w kość, ale przyjemnie jest powrócić do tych kilku pogodnych wspomnień. Notkę składam w pośpiechu, więc będzie głównie zdjęciowa.
W Jastrzębiej spędziliśmy cztery dni w gronie kilku, w porywach do kilkunasto-, osobowym. W całym kraju padało, a nam udało się jakimś cudem uniknąć deszczu – pierwsze krople spadły nam na nosy dopiero po powrocie do Torunia. Co więcej, przez połowę nadmorskiej niedzieli cieszyliśmy się słońcem, co zdecydowanie skłaniało do zanurzenia stóp w wodzie :-)
Z długiego weekendu pozostało kilka wyrazistych wspomnień – nocny Manhattan wyświetlany z rzutnika, przenikliwy chłód w naszym pensjonacie (ten w zasadzie stanowił tło dla większości wydarzeń), popołudnie spędzone na śledzeniu mafii ;-), przyjemne i niespieszne śniadania... Poza tym niebywała ilość obrazów olejnych na ścianach (z przyzwoitości nie będę ich tu zamieszczać), gołębie serce Mariolka czy plażowe podskoki, które stały się tematem przewodnim większości zdjęć.
I tym razem nie powstrzymałam się przed utrwaleniem paru przejawów kolorytu lokalnego. Od syren, poprzez termo-koniki morskie, po ogniste delfiny!
Ale czas przeskoczyć z pluszu do materii ożywionej – w poniedziałek odwiedziliśmy helskie fokarium!
Z długiego weekendu pozostało kilka wyrazistych wspomnień – nocny Manhattan wyświetlany z rzutnika, przenikliwy chłód w naszym pensjonacie (ten w zasadzie stanowił tło dla większości wydarzeń), popołudnie spędzone na śledzeniu mafii ;-), przyjemne i niespieszne śniadania... Poza tym niebywała ilość obrazów olejnych na ścianach (z przyzwoitości nie będę ich tu zamieszczać), gołębie serce Mariolka czy plażowe podskoki, które stały się tematem przewodnim większości zdjęć.
I tym razem nie powstrzymałam się przed utrwaleniem paru przejawów kolorytu lokalnego. Od syren, poprzez termo-koniki morskie, po ogniste delfiny!
Ale czas przeskoczyć z pluszu do materii ożywionej – w poniedziałek odwiedziliśmy helskie fokarium!
Pełna wdzięku blaszana reklama Żołądkowej Gorzkiej. Chętnie powiesiłabym ją sobie w kuchni :-)
Fragment billboardu, przy pomocy którego zachęca się turystów do spożywania szprotów delikatesowych ;-)
Fragment billboardu, przy pomocy którego zachęca się turystów do spożywania szprotów delikatesowych ;-)
Ewenement w obiektywie R. Nie dajcie się zwieść krzywej linii horyzontu – na Helu to zawsze tak wygląda!;-)
To tyle z kolekcji nadmorskich wspomnień. Tymczasem wkrótce w Kieszeniach parę słów o książce Samotność liczb pierwszych Paolo Giordano – w związku z zabawą, do której zaprosiła mnie Pyza. I oby nigdzie w Polsce nie spadło już więcej deszczu... Do usłyszenia!
Fajne zdjecia, szczegolnie pierwszy collage i reklama gorzkiej zoladkowem a zdjecie ostatnie z ewenementem w obiektywie, swietne...!!!
OdpowiedzUsuńMilej niedzieli...M
Dziękuję, Mamsan :-)
OdpowiedzUsuń