Ostatnie tygodnie upływają mi pod szyldem dzikiej pracy. Dosłownie każdą (każdą, każdą, każdą) wolną chwilę staram się poświęcać na nadrabianie zaległości akademickich. Jestem do tego stopnia zdeterminowana, że postanowiłam nie zaczytać czytać Pieśni lodu i ognia Martina, dopóki nie skończę pisać pracy doktorskiej. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że pan Martin i ja nigdy się nie spotkamy - bądźcie przygotowani na streszczanie sagi w komentarzach ;-)
Równolegle toczy się absorbujące życie agencyjne (z co najmniej dwoma Wielkimi Zleceniami, które depczą mi myśli przed snem, i całym arsenałem spraw pobocznych wysysających ze mnie energię na co dzień); najwyższa pora też zacząć poważnie przygotowywać się do Jesiennego Wyzwania... Na deser pozostaje zlecenie realizowane ze znajomymi, ciekawe, acz czasochłonne. Poza tym od czasu do czasu wracają artykuły z minionych konferencji, które trzeba doszlifować przed drukiem (przed chwilą np. poprawiałam tekst o niepoprawności politycznej Allena - dawno do niego nie zaglądałam i, o zgrozo, dziś sama się śmiałam ze swoich dowcipów ;-)
Jestem pewnie jedyną osobą w Polsce, która cieszy się z jesiennej pogody - przy jednostajnym deszczu i stalowym niebie najłatwiej mi zmotywować się do pracy. Nie nęci rower, czytanie na słonecznym balkonie ani weekendowe wyjazdy. A'propos balkonu - choć wciąż czeka, aż otoczę go troskliwą opieką, a panowie fachowcy, zapowiadani już od miesięcy, przyczłapią zamontować parapety, służy mi znakomicie w nocy. Tuż przed snem siadam na ławce, która jest już dokładnie Taka, Jak Miała Być (zielona jak donica) i stoi już dokładnie w Miejscu, w Którym Miała Stać, prostuję nogi, aż wystają mi poza barierki balkonu, wdycham chłodne powietrze i patrzę na przemoknięte biało-czerwone flagi nocnego podwórka. Zawsze przeżywam wtedy pewne zaskoczenie, że mieszkańcy bloków wcześnie chodzą spać, bo po północy w zdecydowanej większości okien nie pali się światło. Kto wie, może zza firanek patrzą na naszą flagę i moje stopy?
Zdarzają się też chwile przyjemności - jak dokończenie Kontraktu Paganiniego Larsa Keplera (czytało się szybko, ale ze znacznie mniejszą przyjemnością, niż pierwszą część kryminalnej sagi, czyli Hipnotyzera), przejażdżka rowerowa z Magdą i Pawłem czy wczorajsze spotkanie z Arkiem (kawa, rozmowa, a po nich przedziwne spotkanie promujące książkę o Republice).
Trzymajcie, proszę, za mnie kciuki i rozkoszujcie się wolnym czasem (dziś w końcu najdłuższy dzień roku, prawda?). Ja dołączę później ;-) Tymczasem wracam do stołu zasypanego książkami (dlatego zdjęcie - z zeszłorocznego lata - dla przeciwwagi przedstawia stół pozbawiony jakichkolwiek atrybutów pracy). Do usłyszenia!
P.S. Pozdrowienia dla R., który ostatnio zaanektowany jest przez wyjazdy służbowe (co stanowi drugie ułatwienie w moim motywowaniu się do pracy).
To spojrzenie na Osiedle z Balkonu to trochę jak Pamiętna (chyba ;) scena z Amelii, kiedy liczyła orgazmy ;)
OdpowiedzUsuńPrzytocz dowcipy!
OdpowiedzUsuńa z czego robisz doktorat?powodzenia:)
OdpowiedzUsuńO, a co to za spotkanie z Republiką? Bardzo lubię ten zespół, więc jestem ciekawa. I dlaczego dziwne?;)
OdpowiedzUsuńm.
someone like you, fakt, może te ciemności nie kryją ludzi _śpiących_. W sumie uskrzydlające wyobrażenie ;-)
OdpowiedzUsuńmaryno, bez szans :-P
Anonimowy, dziękuję. "Z czego piszę" to pytanie, które sprawia, że mój doktorat towarzyszy mi od wielu lat, bo odpowiedź ewoluuje jak szalona, podsuwając coraz to nowe wizje treści ;-) Zasadniczo jednak temat bazuje na koncepcjach szczęścia w literaturze polskiej.
m., członkowie Republiki obecni na spotkaniu (Zbigniew Krzywański, Paweł Kuczyński i Sławek Ciesielski) wypowiadali się jak zwykle ciekawie (no, może Ciesielski najbardziej lakonicznie ;-), ale prowadzący spotkanie... już zdecydowanie mniej porywająco. Wraz z przyjacielem stwierdziliśmy, że należało częściej udzielać głosu członkom zespołu ;-)
P.S. Maryno, kiedy wstawiałam zdjęcie, pomyślałam o Tobie, bo nieodłącznie kojarzysz mi się ze słonecznikami :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, dam Ci namiar na mojego następnego faceta, żebyś rzucała dyskretne sugestie prezentowe, bo to moje ulubione kwiatki, a jeszcze żaden na to nie raczył wpaść [żądanie oczywiście z gatunku domyśl-się-że-takie-bym-chciała-dostać, a nie kochanie-wolę-słoneczniki-niż-róże] ;).
OdpowiedzUsuńAle chociaż jeden dowcip!