Parę dni temu (konkretnie – w poniedziałek, w Słupsku, w przerwie między blokiem referatów a upragnioną kolacją;-) skończyłam czytać Sekretne życie pszczół Sue Monk Kidd. Dawno ostrzyłam sobie zęby na tę powieść – od kiedy polecała mi ją M. – dlatego ucieszyłam się, znalazłszy Kidd w paczce urodzinowej.
Książka okazała się idealna na wyczerpujący okres służbowo-naukowy. Nie miałam wiele czasu na lekturę, więc poświęcałam jej chwile wykradzione z innych zajęć – najczęściej czytałam w autobusie, w drodze do pracy:-) W ten sposób w ciągu kilku wiosennych poranków połknęłam prawie całą historię 14-letniej Lilly.
Rzecz dzieje się w latach 60. w południowej Karolinie. Bohaterką powieści jest dziewczynka, której matka zmarła tragicznie przed dziesięciu laty. Lilly tęskni za matczynym ciepłem i troską, tym bardziej, że jedynym jej opiekunem jest szorstki i porywczy ojciec, T. Ray (bohaterka twierdzi, że słowo tata w odniesieniu do mężczyzny, który za byle przewinienie wymierza jej dotkliwe kary, byłoby zdecydowanym nadużyciem). Jedyną osobą, ze strony której dziewczynka doświadcza życzliwości i zrozumienia, jest jej piastunka – czarnoskóra Rosaleen.
Cała powieść – pisana z perspektywy Lilly – osnuta jest w zasadzie wokół tęsknoty dziewczynki za matczyną opieką, wokół marzenia o poczuciu bezpieczeństwa i przynależności do szczęśliwej rodziny. Równolegle poznajemy historię Rosaleen i innych czarnoskórych znajomych Lilly, którzy na co dzień muszą zmagać się z przejawami rażącej dyskryminacji. Motyw walki z rasizmem staje się tu motorem wielu znaczących zwrotów akcji.
Sekretne życie pszczół to urocza, pogodna powieść – choć nie pozbawiona gorzkich akcentów (do teraz w głowie słyszę echa piosenki Oh, Susana...). Może miejscami zbyt naiwna, może w kwestii relacji między bohaterkami – wyidealizowana, może nieco przewidywalna – ale bez wątpienia ujmująca. Polecam wszystkim, którzy mają ochotę na lekką, uskrzydlającą lekturę, przesyconą wiarą w magię więzi między kobietami:-)
A podczas lektury w tle pobrzmiewa stale – jakżeby inaczej:-) – kojące brzęczenie pszczół. Bo w wykreowanym przez Kidd świecie jeśli ktoś nie oglądał pasieki z samego rana, omijał go ósmy cud świata.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
P.S. Zamieszczam okładkę wyszperaną w sieci, bo mój egzemplarz ma na froncie plakat z ekranizacji powieści, czego bardzo nie lubię :-)
Książka okazała się idealna na wyczerpujący okres służbowo-naukowy. Nie miałam wiele czasu na lekturę, więc poświęcałam jej chwile wykradzione z innych zajęć – najczęściej czytałam w autobusie, w drodze do pracy:-) W ten sposób w ciągu kilku wiosennych poranków połknęłam prawie całą historię 14-letniej Lilly.
Rzecz dzieje się w latach 60. w południowej Karolinie. Bohaterką powieści jest dziewczynka, której matka zmarła tragicznie przed dziesięciu laty. Lilly tęskni za matczynym ciepłem i troską, tym bardziej, że jedynym jej opiekunem jest szorstki i porywczy ojciec, T. Ray (bohaterka twierdzi, że słowo tata w odniesieniu do mężczyzny, który za byle przewinienie wymierza jej dotkliwe kary, byłoby zdecydowanym nadużyciem). Jedyną osobą, ze strony której dziewczynka doświadcza życzliwości i zrozumienia, jest jej piastunka – czarnoskóra Rosaleen.
Cała powieść – pisana z perspektywy Lilly – osnuta jest w zasadzie wokół tęsknoty dziewczynki za matczyną opieką, wokół marzenia o poczuciu bezpieczeństwa i przynależności do szczęśliwej rodziny. Równolegle poznajemy historię Rosaleen i innych czarnoskórych znajomych Lilly, którzy na co dzień muszą zmagać się z przejawami rażącej dyskryminacji. Motyw walki z rasizmem staje się tu motorem wielu znaczących zwrotów akcji.
Sekretne życie pszczół to urocza, pogodna powieść – choć nie pozbawiona gorzkich akcentów (do teraz w głowie słyszę echa piosenki Oh, Susana...). Może miejscami zbyt naiwna, może w kwestii relacji między bohaterkami – wyidealizowana, może nieco przewidywalna – ale bez wątpienia ujmująca. Polecam wszystkim, którzy mają ochotę na lekką, uskrzydlającą lekturę, przesyconą wiarą w magię więzi między kobietami:-)
A podczas lektury w tle pobrzmiewa stale – jakżeby inaczej:-) – kojące brzęczenie pszczół. Bo w wykreowanym przez Kidd świecie jeśli ktoś nie oglądał pasieki z samego rana, omijał go ósmy cud świata.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
P.S. Zamieszczam okładkę wyszperaną w sieci, bo mój egzemplarz ma na froncie plakat z ekranizacji powieści, czego bardzo nie lubię :-)
Dzieki za propozycje, bede miala kolejna ksiazke do czytania na okres wakacyjny... M
OdpowiedzUsuńMamsan, myślę, że na wakacje będzie idealna:-)
OdpowiedzUsuńCzy moje oczy (które przecież normalnie to wznoszę ku górom, a przy ich braku - ku górze ;)) widzą na słoiku Matkeboskoczęstochowsko?!!!! Raju, przypomina mi się tandetny obrazek w jednym ze sklepów pszczelarskich we Wrocławiu podpisany - "Maryja - Królowa Pszczół" :P W sumie to chyba jedno i to samo, obie to Królowe-Matki :P
OdpowiedzUsuńO rany, Szloma, jesteś niezastąpiony!!! Przeglądając w sieci okładki, zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. Wyjaśnię skąd ten wizerunek (a właściwie - skąd w ogóle wizerunek Madonny na słoiku z miodem). Otóż w powieści jedna z bohaterek, czarnoskóra August - pszczelarka, poświęca wiele czasu, studiując wizerunki "Czarnych Madonn" - i jedną z nich wybiera na patronkę swojej życiowej drogi. Zostaje nawet powiedziane wprost, o kogo chodzi - bohaterka znajduje gdzieś informację o "Czarnej Madonnie z Breznicharu w Czechach" - i jej wizerunek zaczyna umieszczać na etykietach swojego miodu. Jak się domyślasz, wiąże się to z protestem August przeciwko rasizmowi.
OdpowiedzUsuńTyle, że w świetle takiej koncepcji wrzucanie na okładkę Matki Boskiej Częstochowskiej wydaje się niedorzeczne:-)) Najwyraźniej autorowi okładki wydała się ona wystarczająco czarna, wschodnia i czeska:-P
P.S. Nie wiem, czy dobrze wyszperałam, ale autorka powieści pisała chyba o tym wizerunku:
OdpowiedzUsuńhttp://www.interfaithmarianpilgrimages.com/pages/Czech%20Republic,%20Prague,%20Breznice.htm
Książka jest rzeczywiście urocza, bardzo wzruszająca mimo tej naiwności, o której piszesz. We mnie jednak pozostawiła trochę żalu, goryczy i rozczarowania światem, że tak powiem górnolotnie. Może to jednak z kolei moja naiwność......
OdpowiedzUsuń:)