piątek, 30 kwietnia 2010

Konferencja i inne osobliwości

Parę razy w ciągu roku zdarza się, że biorę urlop, porzucam agencyjną codzienność i wyruszam na konferencje naukowe, by wydeptywać swoją alternatywną drogę zawodową ;-) W ten sposób ostatnio znalazłam się w Słupsku, na sympozjum zorganizowanym przez Akademię Pomorską.

Konferencja ma charakter cykliczny – pierwszy raz w Słupsku byłam rok temu – ale i tym razem nie udało mi się zobaczyć miasta ;-) Znów cały dzień spędziłam, uczestnicząc w – mniej lub bardziej burzliwych – wystąpieniach przedstawicieli nauki. Na szczęście już jesienią mam pojawić się w Słupsku z Łukaszem – mam nadzieję, że wtedy uda mi się wybrać na dłuższy spacer. Kto wie, może i pstryknąć parę szyldów ;-)
Słupski Zamek Książąt Pomorskich. Mnie urzekło zwłaszcza jego otoczenie.

Konferencja odbywała się w Zamku Książąt Pomorskich – i w tych murach spędzałam większość dnia. Lubię, kiedy obrady wychodzą poza obszar uczelni; do dziś pamiętam zeszłoroczne sympozjum poświęcone Czechowowi, które odbywało się w bydgoskim Teatrze Polskim. Wspaniale było odczytywać swój referat na deskach sceny kameralnej, naprzeciw słuchaczy siedzących w teatralnych fotelach :-)

Tym razem było również inspirująco, choć wyczerpująco. Słupskie sympozja mają tę  zaletę, że są interdyscyplinarne – cenię takie spotkania, chyba nawet bardziej, niż literaturoznawcze. Podoba mi się, że jeden temat może zrzeszyć grupę ludzi o całkowicie odmiennej specjalizacji; z przyjemnością słucham architektów czy historyków sztuki, którzy mówią o tych samych motywach, które ja śledzę w literaturze – ale ujmując je z zupełnie innej (bo niefikcyjnej ;-) perspektywy.

Najbardziej inspirującym doświadczeniem nie okazał się jednak żaden z referatów ani zwiedzanie regionalnych kości
ołów (choć XIV-wieczny z Iwięcina – prześliczny!), lecz spotkanie z prof. Jadwigą i Edmundem Kotarskimi. Kto zahaczył w swoim życiu o studia polonistyczne, z pewnością kojarzy to nazwisko ;-) Fantastycznie było spotkać ich na żywo – nie z powodu możliwości zestawienia twarzy z nazwiskiem (to już korzyść wpisana w specyfikę konferencji), ale z racji ich błyskotliwości, serdeczności i ciekawości świata. Rozmowy z Kotarskimi – a przede wszystkim ich nieprawdopodobne wspomnienia z okresu wojny (!) – warte były całego wysiłku włożonego w przygotowania do konferencji ;-)

Jednak oprócz rozkoszy umysłowych, doznałam paru... zadziwień estetycznych ;-) Otóż zgadnijcie, co stanowi reprezentatywną ozdobę Zamku Książąt Pomorskich w Darłowie? Co wybrano jako wizytówkę gotyckiej budowli, starannie pielęgnowanej chluby regionu?

Moi drodzy – wypchane cielę z dwiema głowami!:-)
Ozdoba spoczywa na parapecie tuż przy wejściu do Zamku. Kto wyjaśni mi związek książąt pomorskich z nieszczęsnym zwierzęciem*, temu przyznaję medal z ziemniaka :-) Rozglądałam się jeszcze za wypchanym karłem i kobietą z brodą, ale nie znalazłam ich w zasięgu wzroku ;-)

Za to w Darłowie (uprzedzając ewentualne wątpliwości – miasteczku, które lubię, w którym kiedyś spędziłam część wakacji, prowadząc ewidencję gruntów gminy :-) natknęłam się na kilka niezwykłych nadmorskich pamiątek.

Doceńcie precyzję wykonania i obfitość zdobień... i uwier
zcie, że zdjęcia nie oddają ich uroku ;-) Wszystkie obiekty, opisywane jako souvenirs znad morza, są niewielkie, mierzą ok. 30 cm – mogą więc z powodzeniem stać się ozdobą Waszego regału czy biurka! :-)
Elektryzująca kula w wiklinie, kaskada ze słoniem w składzie... czego tam nie ma?!:-) czy wodospad w żabich objęciach – mogą być Wasze za jedyne 75 zł! Do usłyszenia:-)

- - - - -
* Wiem, że zadanie to nie lada trudne – niemal jak skojarzenie wypchanej wiewiórki z kopiarką ;-)

10 komentarzy:

  1. Ależ odpowiedź jest prosta, karzeł i kobieta z brodą normalnie "przechowywani" są w lochach zamku, a te fontanny urocze, cierpię bardzo, że nie pomyślałaś i nie zakupiłaś mi tej z żabkami do mojej szopki... bożonarodzeniowe żaby równie elektryzują jak "śrut nocnej ciszy" :P I ta fontana ze słoniem i młyńskim kołem, aż chciałoby się spytać o słonia i sprawę polską (przecie Pomorze od wieków polskie, a w ogóle "nie papież nam Wybrzeże dał, nie Śląsk biskupów był" :P).

    Zupełnie już na serio, to wypchane biedne cielątko woła o jakiś list protestacyjny skierowany do kierownika muzeum. Z chęcią się pod takowym podpiszę, a i podpisów całą masę zbiorę. Zatem zaangażuj społecznie swojego bloga i hajda na Słupsk!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja myślałem, że te żaby grillują:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż za wysyp wpisów ostatnio!
    Koszmary ozdobne znad morza rzeczywiście urocze. Zawsze się zastanawiam kto to kupuje ?!?!
    Żaby grillują bez dwóch zdań.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapewne grillują żabie udka :P To co tam robi koło młyńskie? Jestem absolutnie bezradny wobec tych artefaktów :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Szloma, prawda, że motyw cielątka zatrważający? Szukałam nawet w sieci informacji, czym to jest umotywowane, ale - poza własnym wnioskiem o tanim poszukiwaniu sensacji - niczego nie znalazłam:/

    Co do artefaktów - zachwyca mnie Wasza kreatywność:-) Żaby istotnie zdają się grillować (z pewnością udka;-)), ale zwróćcie uwagę, że prosto na ich "ruszt" leje się woda! (Tam ogólnie wszystko się rusza, kapie i mruga;-) Gdy przyjrzycie się zdjęciu w powiększeniu, zobaczycie krople... Słowem - przedziwny to grill, że nie gaśnie. Co ja gadam - przedziwny, bo jest obsługiwany przez żaby;-)

    Dolce, wysyp, bo i wrażeń nazbierało się sporo:-) A kto kupuje takie rzeczy... Cóż, ja się długo wahałam..;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. P.S. Koła młyńskie przy żabach i słoniu również mnie intrygują:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm, jeśli są zegary wodne, to może są i grille wodne? :P

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG. Już odzwyczaiłam się od widoku takiej koszmarności. Razem z nieszczęsnym cielątkiem zamknęłabym te cuda znad morza w gabinecie osobliwości. Oczywiście, gdybym taki posiadała

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja jego... Tylko tyle...
    Anonimowy anonimowo nawet nie to i owo

    OdpowiedzUsuń
  10. brrr...ależ okropne te pamiątki

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.