Parę razy w ciągu roku zdarza się, że biorę urlop, porzucam agencyjną codzienność i wyruszam na konferencje naukowe, by wydeptywać swoją alternatywną drogę zawodową ;-) W ten sposób ostatnio znalazłam się w Słupsku, na sympozjum zorganizowanym przez Akademię Pomorską.
Konferencja ma charakter cykliczny – pierwszy raz w Słupsku byłam rok temu – ale i tym razem nie udało mi się zobaczyć miasta ;-) Znów cały dzień spędziłam, uczestnicząc w – mniej lub bardziej burzliwych – wystąpieniach przedstawicieli nauki. Na szczęście już jesienią mam pojawić się w Słupsku z Łukaszem – mam nadzieję, że wtedy uda mi się wybrać na dłuższy spacer. Kto wie, może i pstryknąć parę szyldów ;-)
Konferencja ma charakter cykliczny – pierwszy raz w Słupsku byłam rok temu – ale i tym razem nie udało mi się zobaczyć miasta ;-) Znów cały dzień spędziłam, uczestnicząc w – mniej lub bardziej burzliwych – wystąpieniach przedstawicieli nauki. Na szczęście już jesienią mam pojawić się w Słupsku z Łukaszem – mam nadzieję, że wtedy uda mi się wybrać na dłuższy spacer. Kto wie, może i pstryknąć parę szyldów ;-)
Konferencja odbywała się w Zamku Książąt Pomorskich – i w tych murach spędzałam większość dnia. Lubię, kiedy obrady wychodzą poza obszar uczelni; do dziś pamiętam zeszłoroczne sympozjum poświęcone Czechowowi, które odbywało się w bydgoskim Teatrze Polskim. Wspaniale było odczytywać swój referat na deskach sceny kameralnej, naprzeciw słuchaczy siedzących w teatralnych fotelach :-)
Tym razem było również inspirująco, choć wyczerpująco. Słupskie sympozja mają tę zaletę, że są interdyscyplinarne – cenię takie spotkania, chyba nawet bardziej, niż literaturoznawcze. Podoba mi się, że jeden temat może zrzeszyć grupę ludzi o całkowicie odmiennej specjalizacji; z przyjemnością słucham architektów czy historyków sztuki, którzy mówią o tych samych motywach, które ja śledzę w literaturze – ale ujmując je z zupełnie innej (bo niefikcyjnej ;-) perspektywy.
Najbardziej inspirującym doświadczeniem nie okazał się jednak żaden z referatów ani zwiedzanie regionalnych kościołów (choć XIV-wieczny z Iwięcina – prześliczny!), lecz spotkanie z prof. Jadwigą i Edmundem Kotarskimi. Kto zahaczył w swoim życiu o studia polonistyczne, z pewnością kojarzy to nazwisko ;-) Fantastycznie było spotkać ich na żywo – nie z powodu możliwości zestawienia twarzy z nazwiskiem (to już korzyść wpisana w specyfikę konferencji), ale z racji ich błyskotliwości, serdeczności i ciekawości świata. Rozmowy z Kotarskimi – a przede wszystkim ich nieprawdopodobne wspomnienia z okresu wojny (!) – warte były całego wysiłku włożonego w przygotowania do konferencji ;-)
Jednak oprócz rozkoszy umysłowych, doznałam paru... zadziwień estetycznych ;-) Otóż zgadnijcie, co stanowi reprezentatywną ozdobę Zamku Książąt Pomorskich w Darłowie? Co wybrano jako wizytówkę gotyckiej budowli, starannie pielęgnowanej chluby regionu?
Moi drodzy – wypchane cielę z dwiema głowami!:-)
Ozdoba spoczywa na parapecie tuż przy wejściu do Zamku. Kto wyjaśni mi związek książąt pomorskich z nieszczęsnym zwierzęciem*, temu przyznaję medal z ziemniaka :-) Rozglądałam się jeszcze za wypchanym karłem i kobietą z brodą, ale nie znalazłam ich w zasięgu wzroku ;-)
Za to w Darłowie (uprzedzając ewentualne wątpliwości – miasteczku, które lubię, w którym kiedyś spędziłam część wakacji, prowadząc ewidencję gruntów gminy :-) natknęłam się na kilka niezwykłych nadmorskich pamiątek.
Doceńcie precyzję wykonania i obfitość zdobień... i uwierzcie, że zdjęcia nie oddają ich uroku ;-) Wszystkie obiekty, opisywane jako souvenirs znad morza, są niewielkie, mierzą ok. 30 cm – mogą więc z powodzeniem stać się ozdobą Waszego regału czy biurka! :-)
Elektryzująca kula w wiklinie, kaskada ze słoniem w składzie... czego tam nie ma?!:-) czy wodospad w żabich objęciach – mogą być Wasze za jedyne 75 zł! Do usłyszenia:-)
- - - - -
* Wiem, że zadanie to nie lada trudne – niemal jak skojarzenie wypchanej wiewiórki z kopiarką ;-)
Tym razem było również inspirująco, choć wyczerpująco. Słupskie sympozja mają tę zaletę, że są interdyscyplinarne – cenię takie spotkania, chyba nawet bardziej, niż literaturoznawcze. Podoba mi się, że jeden temat może zrzeszyć grupę ludzi o całkowicie odmiennej specjalizacji; z przyjemnością słucham architektów czy historyków sztuki, którzy mówią o tych samych motywach, które ja śledzę w literaturze – ale ujmując je z zupełnie innej (bo niefikcyjnej ;-) perspektywy.
Najbardziej inspirującym doświadczeniem nie okazał się jednak żaden z referatów ani zwiedzanie regionalnych kościołów (choć XIV-wieczny z Iwięcina – prześliczny!), lecz spotkanie z prof. Jadwigą i Edmundem Kotarskimi. Kto zahaczył w swoim życiu o studia polonistyczne, z pewnością kojarzy to nazwisko ;-) Fantastycznie było spotkać ich na żywo – nie z powodu możliwości zestawienia twarzy z nazwiskiem (to już korzyść wpisana w specyfikę konferencji), ale z racji ich błyskotliwości, serdeczności i ciekawości świata. Rozmowy z Kotarskimi – a przede wszystkim ich nieprawdopodobne wspomnienia z okresu wojny (!) – warte były całego wysiłku włożonego w przygotowania do konferencji ;-)
Jednak oprócz rozkoszy umysłowych, doznałam paru... zadziwień estetycznych ;-) Otóż zgadnijcie, co stanowi reprezentatywną ozdobę Zamku Książąt Pomorskich w Darłowie? Co wybrano jako wizytówkę gotyckiej budowli, starannie pielęgnowanej chluby regionu?
Moi drodzy – wypchane cielę z dwiema głowami!:-)
Ozdoba spoczywa na parapecie tuż przy wejściu do Zamku. Kto wyjaśni mi związek książąt pomorskich z nieszczęsnym zwierzęciem*, temu przyznaję medal z ziemniaka :-) Rozglądałam się jeszcze za wypchanym karłem i kobietą z brodą, ale nie znalazłam ich w zasięgu wzroku ;-)
Za to w Darłowie (uprzedzając ewentualne wątpliwości – miasteczku, które lubię, w którym kiedyś spędziłam część wakacji, prowadząc ewidencję gruntów gminy :-) natknęłam się na kilka niezwykłych nadmorskich pamiątek.
Doceńcie precyzję wykonania i obfitość zdobień... i uwierzcie, że zdjęcia nie oddają ich uroku ;-) Wszystkie obiekty, opisywane jako souvenirs znad morza, są niewielkie, mierzą ok. 30 cm – mogą więc z powodzeniem stać się ozdobą Waszego regału czy biurka! :-)
Elektryzująca kula w wiklinie, kaskada ze słoniem w składzie... czego tam nie ma?!:-) czy wodospad w żabich objęciach – mogą być Wasze za jedyne 75 zł! Do usłyszenia:-)
- - - - -
* Wiem, że zadanie to nie lada trudne – niemal jak skojarzenie wypchanej wiewiórki z kopiarką ;-)
Ależ odpowiedź jest prosta, karzeł i kobieta z brodą normalnie "przechowywani" są w lochach zamku, a te fontanny urocze, cierpię bardzo, że nie pomyślałaś i nie zakupiłaś mi tej z żabkami do mojej szopki... bożonarodzeniowe żaby równie elektryzują jak "śrut nocnej ciszy" :P I ta fontana ze słoniem i młyńskim kołem, aż chciałoby się spytać o słonia i sprawę polską (przecie Pomorze od wieków polskie, a w ogóle "nie papież nam Wybrzeże dał, nie Śląsk biskupów był" :P).
OdpowiedzUsuńZupełnie już na serio, to wypchane biedne cielątko woła o jakiś list protestacyjny skierowany do kierownika muzeum. Z chęcią się pod takowym podpiszę, a i podpisów całą masę zbiorę. Zatem zaangażuj społecznie swojego bloga i hajda na Słupsk!
A ja myślałem, że te żaby grillują:)
OdpowiedzUsuńCóż za wysyp wpisów ostatnio!
OdpowiedzUsuńKoszmary ozdobne znad morza rzeczywiście urocze. Zawsze się zastanawiam kto to kupuje ?!?!
Żaby grillują bez dwóch zdań.
Zapewne grillują żabie udka :P To co tam robi koło młyńskie? Jestem absolutnie bezradny wobec tych artefaktów :P
OdpowiedzUsuńSzloma, prawda, że motyw cielątka zatrważający? Szukałam nawet w sieci informacji, czym to jest umotywowane, ale - poza własnym wnioskiem o tanim poszukiwaniu sensacji - niczego nie znalazłam:/
OdpowiedzUsuńCo do artefaktów - zachwyca mnie Wasza kreatywność:-) Żaby istotnie zdają się grillować (z pewnością udka;-)), ale zwróćcie uwagę, że prosto na ich "ruszt" leje się woda! (Tam ogólnie wszystko się rusza, kapie i mruga;-) Gdy przyjrzycie się zdjęciu w powiększeniu, zobaczycie krople... Słowem - przedziwny to grill, że nie gaśnie. Co ja gadam - przedziwny, bo jest obsługiwany przez żaby;-)
Dolce, wysyp, bo i wrażeń nazbierało się sporo:-) A kto kupuje takie rzeczy... Cóż, ja się długo wahałam..;-)
P.S. Koła młyńskie przy żabach i słoniu również mnie intrygują:-)
OdpowiedzUsuńHm, jeśli są zegary wodne, to może są i grille wodne? :P
OdpowiedzUsuńOMG. Już odzwyczaiłam się od widoku takiej koszmarności. Razem z nieszczęsnym cielątkiem zamknęłabym te cuda znad morza w gabinecie osobliwości. Oczywiście, gdybym taki posiadała
OdpowiedzUsuńJa jego... Tylko tyle...
OdpowiedzUsuńAnonimowy anonimowo nawet nie to i owo
brrr...ależ okropne te pamiątki
OdpowiedzUsuń